Piknik rodzin zastępczych w białostockim skansenie [ZDJĘCIA]

Ewa Anna Mojsak nie udaje, że zawsze jest łatwo. Od 12 lat prowadzi rodzinny dom dziecka. Prócz pięciorga własnych, ma pod opieką sześcioro dzieci (w wieku 4-19 lat).

– Ta praca mnie rozwinęła. Do tego jest świadomość, że można komuś pomóc i satysfakcja, kiedy widzimy, że dzieci się otwierają, uspołeczniają i uczą się bycia w rodzinie. Uczą się rozwiązywać problemy.

Pani Ewa dodaje, że wszyscy jej podopieczni mają rodziców.

– My nie staramy się ich zastąpić. Jesteśmy ciocią i wujkiem, którzy pracują z obiema stronami, tak by pomóc stworzyć bezpieczny dom, do którego dzieci będą mogły wrócić.

To zresztą najważniejsza idea rodzin zastępczych. Każdego roku jest ich w Białymstoku od 250 do 270. Ale to i tak za mało.
– Te potrzeby wciąż są duże. Część dzieci wciąż przebywa w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, choć poniżej 7. roku życia nie powinny – przypomina Aneta Kowalewska, kierowniczka zespołu ds. pieczy zastępczej Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku. Ośrodek m.in. wraz z Caritasem zorganizowali wczorajszy piknik dla rodzin zastępczych. W Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej były gry i zabawy integracyjne, przyjechali też m.in. zawodnicy futbolu amerykańskiego – Lowlandersi. Wszystko po to, by dzieci z rodzin zastępczych się poznały. A opiekunowie mogli się wymieć doświadczeniami.

– Takie inicjatywy służą też propagowaniu rodzicielstwa zastępczego, rodzinnego – zaznacza Aneta Kowalewska.

Aby zostać rodzicem zastępczym, należy przejść badanie psychologiczno-pedagogiczne. Mają one na celu określić predyspozycje i motywacje kandydata. Trzeba przejść też kurs (osoby spokrewnione nie muszą go robić).

270 rodzin zastępczych
jest rocznie w Białymstoku – większość to rodziny spokrewnione. Prócz tego jeden rodzinny dom dziecka i 2 placówki opiekuńczo-wychowawcze typu rodzinnego.