Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza Wigilia

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Świąteczna pocztówka z 1956 roku. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Świąteczna pocztówka z 1956 roku. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Spróbujmy w ten niezwykły wieczór, 24 grudnia powspominać swoją pierwszą Wigilię. Jak ją zapamiętaliśmy, kto na niej był, o czym się rozmawiało, co się szczególnego wtedy wydarzyło. Moja pierwsza Wigilia przyszła w 1956 roku.

Tak już skonstruowana jest nasza pamięć, że swojej pierwszej Wigilii nie pamiętamy. Zaproponujmy więc sobie taką wigilijną opowieść. Każdy może spytać w ten niezwykły wieczór, gdy po przełamaniu się opłatkiem nastanie poczucie wspólnoty, gdy zaczną się wspomnienia, o swoją pierwszą Wigilię. Kto na niej był, o czym się rozmawiało, co się szczególnego wydarzyło?

Moja pierwsza Wigilia przyszła w 1956 roku. Pierwszej gwiazdki na niebie wypatrywałem niezbyt świadomie, bo miałem ledwie trzy tygodnie. Zima tamtego roku na święta zawiodła. Było całkiem ciepło i śniegu ani widu ani słychu. Białostoczan o zbliżających się świętach pierwsze powiadomiły PKP, ogłaszając zmiany w rozkładzie jazdy pociągów. Wygląda na to, że mamy już taką świecką tradycję bożonarodzeniową, że jak cała Polska wyrusza w wigilijną podróż, to kolejarzom przychodzą do głowy figle. Ot, taki herodowy psikus zamiast rzezi niewiniątek.

W Białymstoku na wysokości świątecznego zadania stanął Teatr im. Aleksandra Węgierki. Dla najmłodszych widzów przygotował inscenizację bajki "Żabi król". Oprócz przedstawienia miała być też niespodzianka. Zapowiedziano, że "wielką atrakcją przedstawienia będzie wręczanie dzieciom przez bohaterów bajki paczek z prezentami". Szybko jednak wyjaśniono ten marketingowy chwyt. Okazało się bowiem, że "paczki muszą jednak przynieść wcześniej rodzice do sekretariatu teatru, o ile chcą, aby ich pociechy naprawdę dobrze się bawiły". Na gwiazdkowe prezenty przygotował się też handel.

Hitem grudnia`56 okazały się "importowane z NRD wełniane rękawiczki w cenie 45 zł." Ponoć wymarzonym upominkiem dla eleganckich panów były "modne i praktyczne dyplomatki w cenach od 700 do 1500 zł." Przypuszczam, że chodziło tu o teczki. Jak prezenty to i oczywiście choinka. Gazeta Białostocka w przeddzień Wigilii zamieściła wiersz Juliana Tuwima. To były czasy! Jaki tytuł? Zrozumiałe, że "Choinka". Myślę, że na moje trzytygodniowe życie wizja poety była odkryciem kosmosu.

Ziemio, ziemiątko,
Nocą nad łóżkiem
Świecisz i krążysz
Różowym jabłuszkiem.
Sny wyogromniały,
Ziemio, zieminko,
Wszechświat stał w pokoju
Świąteczną choinką.
Ziemio, ziemeczko,
Dróżki gwiaździste
Po gałązkach błyskały
Mlekiem wieczystym.
Trzaskały świeczki,
Świerkowe świerszcze,
Anioł zaniemówił
Najpiękniejszym wierszem.

Białostoczanie nie samą poezją mieli się obejść. Zostali więc dokładnie poinformowani gdzie i po ile mogą kupić świąteczne drzewko. Największy wybór był na Starym Rynku, na Bojarach. Ale tu też były najwyższe ceny. Metrowe choinki szły po 9 złotych. Większe kosztowały po 15 zł. Tańsze, prawie o pół ceny, choinki można było kupić przy Spółdzielczym Domu Towarowym (dziś Centrum Astoria), na Rynku Siennym, przy kościele farnym i przy kościele św. Rocha.

Przed świętami pozostawała jeszcze rzecz całkiem prozaiczna - kąpiel. Z dzisiejszego naszego stanu rozwoju cywilizacji i higieny świąteczna kąpiel to dzicz. Ale pół wieku temu? W wielu domach w baliach, wannach i miednicach pluskały się karpie czekające na wyrok. Ludziom pozostawała więc łaźnia miejska przy Słonimskiej. I tu przed samymi świętami pojawił się istotny problem. Korzystający z łaźni alarmowali, że "w krytycznych momentach kąpieli następuje przerwa w dopływie ciepłej wody, a z pryszniców tryska woda zimna".
Tajemnicą tamtych lat pozostanie to, co było krytycznym momentem ablucji. Niewątpliwie o krytycznym momencie swojej kariery mógł myśleć kierownik łaźni. Pojawiły się bowiem głosy, że jego postępowanie "jest nieludzkie i należy z nim raz nareszcie skończyć".
No i wreszcie stół wigilijny. W 1956 roku przestrzegano przed transportem amerykańskich pomarańczy Florida. Miały one nadruk "Color added" (sztucznie barwione !). Ich skórka nie nadawała się do kandyzowania. Tuż przed samą Wigilią te "trujące pomarańcze" miały pojawić się w białostockich sklepach. Pełną parą płynął też do Gdańska statek wyładowany "suszonymi śliwkami, które sprowadziliśmy z Kalifornii".

Na świątecznym stole, na mojej pierwszej Wigilii, było z pewnością to samo co później przez następne lata jadłem, Był karp, śledź, barszcz z uszkami, kutia, piernik, kompot z suszonych owoców. Ale cóż mi z tych przysmaków w 1956 roku. Można powiedzieć, że pościłem.

Kolejna moja Wigilia tuż, tuż. A czekam na nią jakby ciągle byłą pierwszą.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny