Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pałac Branickich. Bale, sztuczne ognie i zabawa do rana

(ds)
Tę grafikę dostaniesz w papierowym wydaniu Kuriera Porannego (w cenie gazety).
Tę grafikę dostaniesz w papierowym wydaniu Kuriera Porannego (w cenie gazety).
O balach, szacownych gościach, wyśmienitej kuchni i wszelkich atrakcjach, których świadkiem były pałacowe mury, opowiada nam Jolanta Szczygieł-Rogowska z Muzeum Historycznego.
Lata 20-te XX wieku. Pamiątkowe zdjęcie z balu w Pałacu Branickich.
Lata 20-te XX wieku. Pamiątkowe zdjęcie z balu w Pałacu Branickich.

Lata 20-te XX wieku. Pamiątkowe zdjęcie z balu w Pałacu Branickich.

Najlepsze wyprawiano oczywiście za czasów Jana Klemensa. Potem długo, długo nic. Aż nadszedł XX wiek i szalone lata dwudzieste.

Mniejszy król

"Jest w Lechistanie dwóch królów - większy i mniejszy, lecz ten mniejszy ma więcej powagi i znaczenia" - tak wspominał poseł turecki goszczony w 1755 roku na białostockim dworze.

"Mniejszy król" to oczywiście sam hetman Jan Klemens Branicki, który gości przyjmował iście po królewsku. A i nie byle jacy to byli goście. Koronowane głowy, posłowie z najróżniejszych krajów, arystokracja wszelkiej maści, artyści, muzycy, naukowcy… Wyliczać można bez końca.

Białostocki pałac był ważnym ośrodkiem życia towarzyskiego. Tu po prostu wypadało bywać. A gospodarz był gościnny, lubował się w reprezentacyjnych balach i festynach, i jak sam napisał: jego dom jest zawsze otwarty dla przyjaciół.

Karzeł w pasztecie

Szczególnie hucznie obchodzono imieniny obojga państwa Branickich i wszelkie święta, na które tłumnie zjeżdżali goście. Nie szczędzono na rozrywki i wykwintne jedzenie. Organizowano polowania, spacery przejażdżki łodziami, wyprawy do pobliskiej Choroszczy, występy artystów. Wieczorami podziwiano sztuczne ognie i fajerwerki, tańczono do białego rana.

Do historii przeszła uczta z okazji imienin Pani Krakowskiej (tak nazywano Izabelę), na której to na stole nakrytym na 200 osób przez całą jego długość ustawiono basenik wypełniony tokajem. Pływały w nim małe okręciki wypełnione bakaliami i słodyczami.

Natomiast w trakcie kolacji wigilijnej z pasztetu wyskoczył karzeł i zagrał na skrzypcach kolędę.

Nie obywało się też bez małych skandali, które później długo wspominano. Na uroczystości dekoracji Jana Klemensa orderem Złotego Runa wojewoda Jabłonowski zapałał gorącym uczuciem do urodziwej księżniczki Woroneckiej. Nie zważając na powagę urzędu, Jabłonowski porwał i wywiózł potajemnie ukochaną. Albo incydent z księciem Karolem Radziwiłłem "Panem Kochanku", który pijany wjechał konno do teatru w trakcie przedstawienia.

Koniec epoki

Po śmierci Branickiego życie dworskie powoli zamierało. Wprawdzie Izabela nadal przyjmowała najróżniejszych gości, jednak już nigdy z taką pompą i wyrafinowaniem jak za życia małżonka. Sama też coraz częściej uciekała do Warszawy.

Po jej śmierci w 1808 roku zarówno dla miasta, jak i pałacu skończyła się pewna epoka. Kolejni właściciele doprowadzili budynek do opłakanego stanu. Pałac straszył. Wyglądem.

Zimowy i zielony

W 1919 roku pałac przejął urząd wojewódzki. Budynek odnowiono. W dzień po pałacowych komnatach biegali urzędnicy, a wieczorami rzęsiście oświetlony rozbrzmiewał najmodniejszą muzyką.

To tu zaczynały się i kończyły sezony karnawałowe, ten wielki zimowy oraz tak zwany zielony, po świętach wielkanocnych. Tu zapraszano na rozliczne inne bale, dancingi, bridże i śledzika. A wszystko to pod miłościwym patronatem wojewody.

Przede wszystkim dobroczynność

Na balach tłumnie stawiała się białostocka śmietanka towarzyska. Ziemiaństwo oraz właściciele największych fabryk. Bal rozpoczynał polonez, gdzie w pierwszej parze stawał zazwyczaj wojewoda z żoną komendanta garnizonu. Białostocka prasa szeroko rozpisywała się o dekoracjach, toaletach pań i niezliczonych atrakcjach.

Na lutowym balu z 1927 roku wielkiej sali nadano koloryt zimowy i ozdobiono motywami lotniczymi. A zbierano na budowę lotniska w okolicach Białegostoku. Zebrano wówczas niebagatelną kwotę 6 tys. złotych.

Na innym balu w 1929 roku, zorganizowanym przez Wojewódzkie Towarzystwo Opieki Społecznej "Przystań", atrakcją była Venus niesiona w lektyce przez Murzynów.

Dziki bibi-dżibi

W latach dwudziestych na parkietach królowały szaleńcze tańce. Oprócz żywiołowego shimmy tańczono bananas side: rodzaj fokstrota, który miał obrazować ślizganie się na rzucanych skórkach banana.

Nie brakowało tanecznych nowinek, takich jak bibi-dżibi, podobny do charlestona, ale oznaczającego się jeszcze większą dzikością, czy w końcu budapeszta - połączenia czardasza z bluesem, produktu choreografii węgierskiej.

Z przodu tancerz, z tyłu nic

Również moda była bardzo swobodna. Śmiano się, że króluje "moda oszczędnościowa", czyli z przodu tancerz, z tyłu nic. Modne sukienki z Paryża trochę skandalizowały mieszkańców grodu nad Białą.

Panowie byli szczelnie zapięci na wszystkie guziki, panie natomiast, jak pisały gazety - były niemniej przyzwoicie rozebrane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny