Krystyna Grygoruk z Orli znalazła sposób na wykorzystanie przeczytanych gazet.Robi z nich piękne wazony, podstawki pod doniczki, patery na owoce.
Państwo Mirosław i Krystyna Grygorukowie mieszkają w Orli od niedawna, choć korzenie pana Mirka wywodzą się właśnie stąd. Pan Mirosław jest emerytowanym policjantem. Zawód wymagał od niego ciągłej wędrówki z miejsca na miejsce. Pracował na posterunku w Boćkach, potem w Brańsku. Na koniec został komendantem powiatowym w Mońkach. Tam pracował najdłużej. Wydawałoby się, że w Mońkach na dobre zapuścił korzenie.
Praca, mieszkanie, żona, która razem z nim za każdym razem zmieniała adres, były gwarantem stabilizacji. Jednak Grygorukowie zdecydowali inaczej. Po przejściu na emeryturę, pan Mirosław postanowił wrócić do Orli. Dziś zajmuje jeden z najbardziej okazałych domów przy ulicy Ogrodowej.
- Mam żonę domatorkę, więc musiałem wybudować dom - żartuje pan Mirosław.
Historia pewnego kredensu
U państwa Grygoruków nie sposób nie być domatorem. Ciepło buchające od brzozowych szczap w kominku sprawia, że z wielkim, oporem opuszcza się domowe zacisze. Szczególnie w jesienną szarugę. Domową atmosferę potęguje tykanie zabytkowych zegarów, kolekcja których jest dumą Mirosława. Uzupełnia ją zabytkowy kredens, którego w salonie nie sposób nie zauważyć.
- Ma chyba ze sto lat - opowiada pani Krystyna. - Historia tego kredensu wiąże się z moim dziadkiem, który przed pierwszą wojną światową był starszym łowczym w Białowieży. Tam pracowali również stolarze z Sankt-Petersburga. I na pamiątkę zrobili mu ten kredens. Z puszczańskiego starodrzewu. Nie użyli żadnego gwoździa, wszystko trzyma się na drewnianych kołeczkach.
Przed II wojną, wówczas nie zabytkowy, kredens stał się własnością ojca pani Krystyny. Wojenna zawierucha nie ominęła Biernackiego Mostu, jej rodzinnej wsi, która została spalona. Ojciec pani Krystyny znalazł się w Zabłudowiu. Kredens trafił do ciotecznej siostry ojca - Krystyny, do wsi pod Lewkowem Starym. Po wojnie ojciec wrócił do Biernackiego Mostu. Z trudem kredens odzyskał, bo siostra nie chciała się z nim rozstawać.
- Jak sięgam pamięcią, zawsze stał w pokoju - dodaje pani Krystyna. - Gdy w Hajnówce powstała fabryka mebli, rodzice chcieli wymienić go na coś nowocześniejszego.
- Wierzch kredensu trafił do sieni, a dół służył jako stół w kuchni - dodaje pan Mirosław. - Teściowa nieraz na nim pierogi lepiła. Nieraz maszynka do mięsa była do niego przytwierdzona. Kiedy Krysia wyszła za mąż za mężczyznę, który zbierał stare rzeczy, kredens po renowacji trafił do naszego domu.
Teraz oprócz funkcji dekoracyjnej, jest schowkiem na różne pamiątki rodzinne. To doskonałe miejsce, przede wszystkim na bogaty zbiór fotografii i albumów rodzinnych.
Wazonik z Porannego
Z gazet można robić różne rzeczy. Wystarczy trochę chęci, pomysł i odrobina czasu. Taki dzbanuszek można złożyć w godzinę,a jak mąż zdenerwuje, to i 45 minut wystarczy.
Zdolności manualnych pani Krystynie tylko pozazdrościć. Pomogły one w pracy zawodowej. Pani Krystyna jest z wykształcenia rusycystką, ale kiedy język rosyjski popadł w niełaskę, chcąc nie chcąc, przekwalifikowała się na świetlicową. Wszelkiego robione ręcznie dekoracje czy gazetki ścienne jej autorstwa budziły podziw. I dyrekcji, i kolegów z pracy.
Po przejściu na emeryturę pani Krystyna nie porzuciła robótek ręcznych. W domu często sięga po szydełko, by coś wydziergać. Firanek nie musi kupować. Robione własnoręcznie firaneczki, wyglądają o niebo lepiej niż fabryczne.
Największą uwagę zwraca kolekcja własnoręcznie robionych różnego rodzaju dzbanków, dzbanuszków, podstawek i pater. Wyglądają jak zrobione z wikliny lub cienkich pędów bambusa. Nic podobnego! Pani Krystyna robi je z ... gazet. Oczywiście wcześniej przeczytanych.
- Wszystko zaczęło się pięć lat temu - mówi pani Krystyna. - Syn zaprosił do nas młode małżeństwo z Brazylii. Spójrz, mamo, jakie piękne rzeczy oni robią ze starych gazet - mówi. Faktycznie, prace młodych Brazylijczyków zauroczyły panią Krystynę. A że zajęcie nie jest ani czasochłonne, ani kosztowne, postanowiła zrobić kilka dzbanuszków. I wyszło.
- Najlepiej nadaje się do tego "Poranny" - podkreśla pani Krystna. - Z "Porannego" wychodzą dłuższe paski, które później skręca się w cienkie patyczki. Ze "Współczesnej" patyczki są krótsze. I wydaje mi się, że papier jest gorszej jakości.
Skręcone z gazet patyczki nie rozpadają się. Pani Krystyna smaruje je klejem do drewna. By nadać im elastyczności, do środka wkłada miedziany drucik. Z takich pręcików wyplata różne rzeczy, choć nie od razu wiadomo, co może powstać.
- Na jeden przedmiot potrzeba około 60 patyczków. Z magazynowego wydania można zrobić cały dzbanuszek. Z samego "Bielskiego" tylko pewną jego część - pani Krystyna zdradza kulisy swego rękodzieła.
Stroik na Boże Narodzenie, koszyczek na święconkę
Po wykonaniu, całość jeszcze raz smaruje się rozcieńczonym klejem, bo cała konstrukcja musi być sztywna. Dodatkową zapewnia ją jeszcze lakierobejca. Po wyschnięciu patyczki faktyczne przypominają wiklinowe witki.
- Ostatnio znalazłam gobelin, który córka utkała podczas nauki w szkole plastycznej. Z gazet zrobiłam do niego stylową ramkę - opowiada pani Krystyna. Dzisiaj pięknie obramowany gobelin zdobi klatką schodową prowadzącą do sypialni na poddaszu, gdzie znajdują się sypialnie.
- Teraz przygotowuję stroik na Boże Narodzenie. A tu, już gotowy koszyczek na święconkę. Stoi i czeka na Wielkanoc - dodaje pani Krystyna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?