Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O malcach, którzy wcześnie zeszli na złą drogę

Włodzimierz Jarmolik
Szajka z Jurowieckiej wykorzystywała przy kradzieżach nadwyrężone szyby sklepików
Szajka z Jurowieckiej wykorzystywała przy kradzieżach nadwyrężone szyby sklepików sxc.hu
Świat przestępczy międzywojennego Białegostoku stanowili nie tylko zawodowi złodzieje z carskim niekiedy jeszcze rodowodem. Oni nadawali oczywiście sznyt i koloryt, zwłaszcza spece od wszelakich pokrętnych kombinacji rodem z Chanajek.

Jednak w gazetowych kronikach policyjnych pojawiało się zwykle wiele wzmianek o notorycznych awanturnikach i nożownikach, drobnych złodziejaszkach "pożyczających" sobie od bliźnich drób, suszącą się bieliznę czy rower, przybyszach z prowincji przymuszonych do kradzieży życiową opresją. W konflikt z prawem popadali też raz po raz zupełni malcy, zwłaszcza z zaniedbanych, pozaśródmiejskich ulic i zaułków. Niektórzy z nich mieli całkiem dobre zadatki, aby wejść do miejscowego półświatka.

Ot choćby taki Srul Krawczyk. W 1936 r. miał dziewięć lat, mieszkał na ul. Malinowskiego 30 i już interesował się cudzą własnością. Na ulicy miał bowiem odpowiednie wzory do naśladowania. Mieszkali tu bowiem Lejba Meler, kieszonkowiec - recydywista, wielokrotny lokator więzienia przy Baranowickiej czy Nachim Abelewicz, doświadczony włamywacz, po którego, jeśli tylko w mieście nastąpił zuchwalszy skok sklepowy, zawsze zjawiali się agenci Wydziału Śledczego, aby sprawdzić jego alibi. Mały Krawczyk zaczął od ściągania drobnych rzeczy pozostawionych na widoku w pobliskich domach. Tu ściągnął garnek, tam znowu zaopiekował się pompką samochodową. Szybko jednak skusiły go dalsze wyprawy. Upatrzył sklep Dawida Guzika przy ul. Marszałka Piłsudskiego z częściami elektrotechnicznymi i, odwiedzając go, zawsze ukradł jakiś drobiazg. W końcu właściciel złapał Srula na gorącym uczynku. Policja szybko odkryła również i inne sprawki obrotnego malca.

Wielce obiecujących, nieletnich adeptów sztuki złodziejskiej miała ul. Stołeczna. Tutaj mieszkała inna legenda białostockiego podziemia - Jankiel Geller, znany w całej wschodniej Polsce złodziej biżuterii. Pod jego okiem pod koniec lat 30. przyuczało się do kradzieży kilku sprytnych chłopaczków z Abramem Klaczko na czele. Mistrz typował mieszkania, a małoletni pomagierzy je penetrowali. Ich szczególnym zainteresowaniem cieszyły się pozostawione na wierzchu cenne przedmioty, jak świeczniki, papierośnice czy zegarki. Z ul. Stołecznej pochodzili też zatrzymani na próbie kradzieży 10-letni Janek Płocki i starszy o dwa lata Czesio Demski.
Doliniarstwo było jakby stworzone dla niepozornych z wyglądu, mających zwinne ręce, malców. Oczywiście trzeba wielu ćwiczeń, ażeby dojść do wprawy w tej profesji, jednak początki zrobione w młodym wieku dawały na to szansę. Nie marnował jej 10-letni Antoni Sokołowski, stały mieszkaniec ochronki przy ul. Grunwaldzkiej. Grasował na Rynku Siennym i przylegających uliczkach. Jeśli trafiał na zegarek lub inny, cenny fant, miał na nie stałego odbiorcę w osobie dozorcy Wawrzyńca Stelmaszczuka.

W połowie lat 30. wypadami do miasta nie gardzili też chłopcy z ul. Bema. 13-letni Henio Olszewski zasypał się jednak na Rynku Kościuszki z ręką w torbie przyjezdnej paniusi, zaś dwunastolatek, Gienio Woźniak - podczas nocnej wizyty w budce papierosowej przy ul. Kilińskiego róg Kościelnej.

Dużą natomiast inwencją wykazała się szajka małolatów z ul. Jurowieckiej. Dowodził nią 14-letni Heniek Juchnicki. Upodobali oni sklepiki przy ul. Sienkiewicza i jej okolicy, których właściciele, dla oszczędności, nadwyrężone szyby wystawowe sztukowali kawałkami szkła. Korzystając ze specjalnych haczyków wydłubywali je i już mieli dostęp do towarów reklamujących handlowy interes. Pomysłowe pacany wpadły dopiero na ul. Lipowej, dokąd postanowili przenieść swoją owocną, dosłownie działalność.

Inną, bardzo operatywną grupkę złodziejaszków, nękających drobny białostocki biznes, stworzył 14-letni Szyja Szuster z ul. Wesołej. Nocną porą okradali oni żydowskie sklepiki przy Wesołej, Mazowieckiej czy Suraskiej. Interesowali się głównie papierosami i słodyczami. W 1937 r. sąd skazał ich na dom poprawczy w zawieszeniu i kuratelę rodziców. Jeden z ojców powiedział na rozprawie: "Panie, ja mam szóstkę małych dzieci na głowie. To całe szczęście, że ten urwis tak rzadko bywa w domu. Pilnujcie go sobie sami!".

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny