Już wstęp filmu, pokazujący w komiksowym skrócie stworzenie świata jest wyraźnym sygnałem ostrzegawczym. Dalej jest raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie amerykańsko, komiksowo i współcześnie-filmowo. Noe jest świadkiem śmierci ojca, zdaje sobie sprawę z kainowej klątwy, a żyje w świecie dziwnie podobnym do apokaliptycznego świata serii Mad Max. To jeszcze da się przeboleć. Także wymyślone gatunki zwierząt i stosunkowo wysoki poziom cywilizacji z kutymi mieczami i sztyletami włącznie. Ale najgorsze dopiero przed widzem.
Noe z synami zdają się jedynie nadzorować budowę Arki, bo zajmują się nią kamienne olbrzymy, nieco podobne do Gigantów z Hobbita. A sposób, w jaki giną w walce z ludźmi chcącymi odebrać Noemu arkę, by ocalić życie to już kwintesencja kiczu. Russel Crowe w roli Noego jest za to bardzo wiarygodny. Szlachtuje wrogów, ciska kamieniami, łamie karki, a kiedy trzeba dopełnić ofiary, umie zagrać wahanie po mistrzowsku. Za to Anthony Hopkins robi sobie zwyczajnie i z reżysera i z widzów jaja. A może o to chodziło?
Na pewno nie jest to film religijny, choć padają wielkie słowa o rodzinie, odpowiedzialności, miłości i odpowiedzialności. Bardziej to jednak komiks, ale jak na tę konwencję, za mało w nim potopu, a za dużo przedszkolnej czytanki. Niekoniecznie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?