To tylko hasło powtarzane przy okazji kampanii społecznych. A w naszym mieście osoba na wózku inwalidzkim nie ma szans, by samodzielnie przejechać chociażby 15 metrów. Kiedy rok temu rozmawiałam z wiceprezydentem Sawickim o szansach zniesienia barier chociażby w centrum miasta, twierdził, że u nas wcale nie jest tak źle. Bo przecież do kościołów: farnego i św. Rocha można dojechać. Radził też, by niepełnosprawni znaleźli sobie rzecznika wśród radnych, który byłby wrażliwy na ich bolączki.
Po pierwsze - do wózków są przykuci normalni ludzie. Oprócz potrzeby pomodlenia się w jednej z naszych licznych świątyń mają też ambicje zawodowe. Muszą załatwić sprawy przyziemne - chociażby takie, jak zrobienie zakupów. Chcą korzystać z dobrodziejstw kultury, a przede wszystkim muszą często dojeżdżać do placówek służby zdrowia.
Po drugie - nasi radni dali ostatnio przykład tego, jak troszczą się o sprawy niepełnosprawnych i popisali się uchwałą o zakazie ruchu po parku wszelkimi pojazdami, w tym wózkiem inwalidzkim. Kiedy nasi niepełnosprawni proszą o interwencję w sprawie obniżenia krawężnika, czy zrobienia podjazdu, słyszą najczęściej, że tego nie przewiduje projekt. Może czas, żeby skończyła się kampania, a zaczęło działanie? I by Białystok w rzeczywistości był miastem bez barier.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!