Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mamy wyboru

Rozmawiał: Tomasz Rożek
Kurier Poranny: Panie premierze, czy warto jeszcze umierać za Niceę? Jak pan reaguje na takie hasła? Jerzy Buzek, premier RP w latach 1997-200, który podpisał traktat w Nicei: Mamy obowiązek wobec siebie, a także wobec Europy, aby obronić zapisy z Nicei i sprawić, żeby stały się one obowiązujące, przynajmniej na bardzo długo. Takie zapisy gwarantują równowagę w Europie, a nam dobrą pozycję. To jest jedna sprawa. Druga kwestia dotyczy tego, w jaki sposób można do tego doprowadzić. Nasza dyplomacja stała przez ostatnie miesiące i nadal stoi przed wielkim wyzwaniem. Wiele się jeszcze musimy nauczyć. Teraz z jednej strony powinniśmy, musimy tej Nicei bronić, a z drugiej obrona w rodzaju "Nicea albo śmierć" jest zbyt jednostronna. A w dodatku łatwo tu o niepotrzebne napięcia czy konflikt.

l Jak to właściwie było w tej Nicei?
- Przed szczytem w Nicei trzy lata temu, przez dobre pół roku jeździliśmy po Europie, minister spraw zagranicznych, główny negocjator, główni doradcy i ja. Punktem wyjścia w tamtych negocjacjach było osiągnięcie takiej pozycji w Unii, jaką ma Hiszpania. I zawsze spotykaliśmy się z życzliwością, choć oczywiście niektórych przywódców europejskich nie mogliśmy przekonać do naszych racji. Próbowaliśmy udowodnić, że nasza propozycja oznacza odzyskanie równowagi w Europie, polega na uhonorowaniu krajów średnich i mniejszych. Uznaliśmy w końcu wspólnie (razem z przywódcami "15", przyp. red.), że zmiana reguł w Unii będzie niekorzystnie wpływała na sytuację polityczną starych i nowych członków. Przyjęliśmy konkretną linię działania i wygraliśmy. Pokazaliśmy, że inne rozwiązanie jest po prostu niedobre dla Europy, a nie tylko dla nas. Do takiego działania trzeba powściągliwości, otwierania się na innych, po obu zresztą stronach. Dlatego teraz tak się niepokoję o wynik szczytu w Brukseli. Nie chcę, żebyśmy byli w Europie krańcowo źle postrzegani. Warto zauważyć, że 50 lat jednoczenia Europy to 50 lat nieustannych negocjacji. A w negocjacjach zawsze musi być wypracowany kompromis.
l Wydaje się dzisiaj, że ustalenia z Nicei zostały praktycznie zapomniane przez duże państwa Unii. Co stało się z tamtym Traktatem? Czy nie czuje się pan osobiście zawiedziony?
- Duże państwa muszą zrozumieć, że w wielu wypadkach będziemy twardo bronić swojego stanowiska i mamy do tego prawo. My z kolei powinniśmy się nauczyć sztuki dyplomacji. Mam jednak świadomość, że przy okazji kryzysu w Iraku zachowaliśmy się, jako kraj, nieco obcesowo w stosunku do naszych europejskich partnerów. Potem oni odpłacili nam tym samym i tak się zaczęła wzajemna niechęć. Niemniej teraz musimy bronić Nicei zdecydowanie. Za daleko zabrnęliśmy, żeby się wycofać. Nie mamy wyboru.
l Kto lepiej zadba o polskie interesy na szczycie w Brukseli? Premier Miller czy prezydent Kwaśniewski? Pojawiły się głosy, że jeśli pojedzie prezydent, to nie będzie w stanie zawetować Konstytucji.
- Zarówno premier, jaki i prezydent reprezentują stanowisko Polski. Każdy z nich będzie załatwiał to, co jest dla Polski najważniejsze.
l Ale mówi się, że premier Miller będzie miał jednak więcej do powiedzenia.
- Być może tak, choć każdy medal ma dwie strony. Nie zapominajmy, że premier jest obciążony dotychczasowymi spięciami w negocjacjach. To nieco obniża jego możliwości negocjacyjne. Ale niewątpliwie obaj będą twardo bronić polskich warunków. Jestem o tym przekonany.
l Czy popiera pan klauzulę, odkładającą decyzję o sposobie głosowania w radzie UE do 2009 roku?
- Być może nie będzie innego wyjścia. Nie jest to rozwiązanie, które nas by satyfakcjonowało. Uznanie, że ta Nicea jest tymczasowa, a nie na zawsze, nie jest korzystne dla Polski.
l A może warto posłuchać Włochów, którzy w zamian za zgodę na odejście od Nicei oferują Polsce drugiego komisarza i większą liczbę posłów w parlamencie europejskim?
- Parlament nie może podejmować zbyt wielu decyzji, choć jest to ciało bezsprzecznie bardzo ważne. A mnożenie komisarzy jest bezcelowe, bo kolejni nie będą mogli podejmować dobrych decyzji. Stwarza się sytuację, w której tak naprawdę będziemy marginalizowani. Zresztą dlatego właśnie to się nam proponuje.
l A czy nie dziwi pana stanowisko Czech i Słowacji, które również, od niedawna, krytykują Polskę za nieprzejednaną postawę?
- Te kraje tak mocno nie walczyły o swoją pozycję w Nicei. Nie zadbali o to tak jak my i jest im po prostu łatwiej odejść od Nicei.
l Na ile ważny jest dla zwykłych Polaków system głosowania w Radzie UE?
- Będziemy decydować za parę lat, jaki jest rozdział funduszy dla Polski. Będziemy zdobywać pieniądze dla polskiego rolnictwa, fundusze na budowę autostrad, ochronę środowiska. Chodzi o miliardy euro. O tym decydować będzie Rada UE. To jest ogromnie ważne i stąd walka o system głosowania jest dla nas tak istostna.
l Czy wierzy pan, że ktoś może Polsce pomóc w tej walce?
- Liczę na Hiszpanię. Ale nie przeceniałbym tego polsko-hiszpańskiego sojuszu, bo przecież trzeba zdawać sobie sprawę, że Hiszpanie też liczą na środki unijne, które Polska może im odebrać.
Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny