Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawrócenie przestępcy: pił denaturat, bił i kradł, teraz opiekuje się staruszką

Aneta Boruch
Bardzo doceniam to, co od Darka dostaję. Jestem chora, ale już nie jestem samotna - mówi pani Barbara.
Bardzo doceniam to, co od Darka dostaję. Jestem chora, ale już nie jestem samotna - mówi pani Barbara. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Darek Kazberuk nie miał łatwego życia. Bił i kradł, nadużywał alkoholu i narkotyków. Spędził 11 lat w więzieniach. Jego los odmienił się, gdy spotkał na swej drodze życzliwych ludzi.

Skromne, ale czyściutkie mieszkanie w centrum miasta. A w nim ich dwoje. Ona: kobieta po osiemdziesiątce, z zaćmą, cukrzycą, niechodząca.

I on: dobrze zbudowany 42-latek. 11 lat spędził w więzieniach. Ona o nim mówi Darek lub mój wnuczek. On do niej - babcia.

Darek pochodzi z Michałowa. Nie ma zawodu. Skończył wprawdzie ogólniak, ale nie chciało mu się uczyć. Bo po co? Łatwiej sobie radzić w inny sposób.

W Michałowie wszyscy go znają. Tam na dźwięk nazwiska: Kazberuk, syn Mariana, zamykają się drzwi. Odsądzany jest od czci i wiary. Nawet ksiądz go wyklął.

- Byłem narkomanem i draniem. Mieszkałem przy samym kościele i urządzałem tam różne brzydkie imprezy. Byłem taki pasożyt. Najpierw kradłem w rodzinie, później u znajomych, jeździłem w Polskę. Pierwsza odsiadka, druga odsiadka.

I stał się bezdomny

Ostatni wyrok skończył latem 2004 roku. Wyszedł na zwolnienie warunkowe. Trafił na ulicę. Zaczął pić denaturat, autowidol. Błądził po Białymstoku. Jak sam mówi, po to tylko, by dać komuś w gębę i zdobyć parę groszy. Często kręcił się w parku przy filharmonii.

Tamten dzień pamięta bardzo dobrze. To był 14 listopada 2004 roku.

W filharmonii akurat było spotkanie ewangelizacyjne prowadzone przez kościół chrześcijan baptystów. Ciemno, zimno, dobre miejsce, by kogoś stuknąć. Widział, że podjeżdżają samochody, idą ludzie. Wybrał jednego gościa, wyglądał na takiego, z którym niewiele trzeba byłoby się szamotać.

Podszedł do niego i zaczął grzecznie: Przepraszam, jestem bezdomny, trochę źle się czuję, czy mógłby pan mi parę groszy dać.

Zagadnięty stwierdził: Ależ nie ma sprawy, ja nie tylko dam panu parę złotych, ale dam panu też na obiad i zaproszę do siebie. Tylko w tej chwili nie mogę, bo tu będzie śpiewał taki chór i ja strasznie chcę to zobaczyć. Ale wejdź, proszę, ze mną, posiedź, później pójdziemy i porozmawiamy.

Zbił tym Darka z pantałyku. To był Tomek.

Darek wszedł na spotkanie ewangelizacyjne. Zafascynowało go. Coś w nim poruszyło. Po wyjściu stamtąd poczuł się inaczej. Jakby coś z niego spadło. Nie myślał już o ograbieniu Tomka. Ten mu zaimponował. Był kierownikiem zakładu, facetem na poziomie. - A nie taki bandzior jak ja.

Tomek zaprosił Darka do domu. Dał mu jedzenie, ubranie, pieniądze. Gdy Darek kupował sobie denaturat, Tomek mu wylewał. Darek kupował sobie nowy. Kłócili się.

Trafił też do zboru chrześcijan baptystów przy ulicy Kujawskiej. Nigdy wcześniej nie widział, by obcy ludzie byli tak otwarci na innych i na ich odmienność.

Wyglądał wtedy zupełnie inaczej niż teraz: nie miał zębów, był poobijany, brudny, śmierdzący, zawsze z denaturatem w kieszeni. W autobusie nikt nie chciał przy nim siedzieć.

I się nawrócił

Gmina baptystów załatwiła Darkowi pobyt w ośrodku odwykowym w Janowicach Wielkich. Nawrócił się, skończył z nałogiem, całkowicie zmienił swoje życie.

- To był cud. Ja nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. W jednym momencie przestałem przeklinać, kłamać, kraść, palić, pić, mieć jakieś myśli na zasadzie kat - ofiara. Myśli przestępcze po prostu.

Gdy wrócił z Janowic, gmina baptystów zaproponowała mu mieszkanie - pokój w zborze przy Kujawskiej. Tu także zaczął pracę jako sprzątacz i pomocnik w ośrodku opieki społecznej.

I potem, na prośbę Tomka zaszedł do domu pani Barbary, miał zanieść wyniki badań. Stanął naprzeciwko i szczerze jej opowiedział o swoim życiu. Żeby wiedziała, z kim ma do czynienia. Chciała zaprosić go do środka, ale powiedział, że nie ma czasu i przyjdzie innym razem.

I przyszedł. Zaczęli rozmawiać. Babcia chwyciła się myśli, że na odwyk do Janowic mogłaby wysłać swojego syna, Witka. Darek obiecał, że w tym pomoże. Nie zdążyli. Witek skaleczył się, wdało się zakażenie, upadł i zmarł. Babcia została sama. Darek zaczął więc u niej spędzać coraz więcej czasu.

Babcia zaufała mu, choć do dziś nie wie, jak to się stało. Bo przecież nie owijał nic w bawełnę.

- Nie bałam się go, bo w życiu też miałam bardzo dużo trudnych momentów - opowiada pani Barbara. - Powiedział mi, że chodzi głodny, a ja też musiałam chodzić kupować sobie jedzenie w stołówkach. To ja mu zaproponowałam, żeby w takim razie przychodził i ja dla niego też będę kupować. I zaczęliśmy jadać wspólnie. A nie było już wtedy na świecie mojego adoptowanego syna. Raptem zjawił się Darek i wydawało mi się, że potrzebuje jeszcze trochę pomocy.
Zaczęłam namawiać go do różnych rzeczy.

No i powolutku go przekonała. A to, że Darek do niej trafił, nazywa krótko: zrządzenie losu.

- Wszystkim kierował Pan Bóg.

Darek na jej życzenie wprowadził się do niej, zameldowała go. I zaczęli wspólne życie. Pani Barbara była już ciężko chora. Pierwsza rzecz, którą zrobił, to zawiózł ją do lekarza, umówić operację na zaćmę.

- Ale to wszystko nie było takie proste - śmieje się po czasie pani Barbara. - Ludzie ze zboru stwierdzili: Co? Gdzie? Co to za pani? W jednym mieszkaniu? Kpili trochę z niego: To może ty tej pani plecy myjesz?

- Znając moją przeszłość, podejrzewano po prostu, że znów szykuję jakieś łotrostwo - otwarcie mówi Darek.

- Przychodzili, sprawdzali wszystko, to nawet trochę drastyczne było - wspomina pani Barbara. - Myśli pani, że tak pastor od razu uwierzył? A skąd! To wszystko było bardzo kontrolowane. A ja na to machnęłam ręką, a niech sobie patrzą.

Oboje samotni

Babcia ma rentę rodzinną po mężu pułkowniku. Darek pracuje na pół etatu. Jakoś im starcza, choć leki dużo kosztują.

- Jesteśmy sobie bardzo potrzebni - mówi Darek. - To nie tak, że ja robię babci jakąś łaskę. Po ludzku to jest nie do wytłumaczenia. Nas żaden człowiek by nie zetknął, nie moglibyśmy też poznać się przez gazetę. Każdy by powiedział: No gdzież, kryminalista i starsza kobieta nad grobem, która miała i męża alkoholika, i takiego samego syna, który ją i dusił, i maltretował. A to jest cud po prostu, że się spotkaliśmy. Dlatego, że oboje siebie bardzo potrzebujemy.

Pani Barbara sporządziła testament, zapisała mu mieszkanie. Darek ma upoważnienie do odbierania jej emerytury.

- To była moja decyzja - podkreśla babcia.

- To niczym niezasłużona nagroda - mówi Darek. - Bo mnie naprawdę nic się w życiu nie należało. Odsiedziałem ponad 10 lat, ale to i tak za mało.

Wcale nie ma idylli. Czasem są różnice zdań, czasem Darkowi ciężko znieść podporządkowanie całego życia potrzebom innej osoby.

- Bardzo doceniam to, co od niego dostaję - mówi pani Barbara.

Darek teraz jeździ czasem do Michałowa. I spotyka tych, których kiedyś okradał. Przeprasza ich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny