Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na pomocy humanitarnej można zbić kapitał. Polska tego nie umie.

Tadeusz Jacewicz
Rządy zabiegają o korzyści we wszystkim, co robią. Akcje pomocy są świetną ku temu okazją.
Rządy zabiegają o korzyści we wszystkim, co robią. Akcje pomocy są świetną ku temu okazją. Fot. sxc.hu
Rządy zabiegają o korzyści we wszystkim, co robią. Akcje pomocy są świetną ku temu okazją. Tam nie ma porywów serca, tylko interes. W pięknym opakowaniu humanitarnej dobroczynności. Pora się tego nauczyć.

Wielka katastrofa na Haiti i mała katastrofa w kraju. I tu, i tam winna przyroda. I tu, i tam kulawo nam poszło. Nic nowego. Przedtem były powodzie, wichury, mgły. Za każdym razem marnie wypadaliśmy. Chyba nie potrafimy sprawnie działać w kryzysach. Nie tych wielkich, historycznych, w których jesteśmy wspaniali, tylko codziennych. Wymagają one trzeźwego myślenia, szybkich decyzji i sprawnego działania. Nie nasza specjalność.

Przyglądałem się z mieszanymi uczuciami tragedii na Haiti. Trzęsienie ziemi w najlepiej funkcjonującym państwie jest kataklizmem, u biedaków to niewyobrażalne nieszczęście. Pomoc z zewnątrz to piękny odruch. Idealnie byłoby, żeby także był skuteczny. Nasz nie był.

Przy takich wydarzeniach zawsze występuje polityka. Pomoc poszkodowanym jest interesem. Prestiżowym, wizerunkowym, gospodarczym, politycznym. Wysłanie pomocy dobrze wygląda w mediach, a o to rządzący zabiegają. Z potrzeby serca działa emerytka wpłacająca kilka złotych dla potrzebujących. Rządy kalkulują, twardo, bez emocji.

My ruszyliśmy za późno, w ciemno. Co gorsza - bez rachunku kosztów. Wyszło nie bardzo. Mam wrażenie, że wszyscy najchętniej zapomnieliby o tej wyprawie śladami legionów. A trzeba o niej pamiętać, przeanalizować i wyciągnąć wnioski.

Tak w akcji ratunkowej, jak i w politycznej oprawie takiego gestu, czas jest najważniejszy. Im później, tym mniej da się uratować i tym mniejsze są korzyści wizerunkowe. Niekiedy w ogóle nie warto ruszać, bo to niepotrzebna strata wysiłku wysoko wykwalifikowanych ludzi i pieniędzy.

Pomoc dla Haiti powinniśmy ogłosić godzinę po informacji o kataklizmie. Bylibyśmy pierwsi, we wszystkich wiadomościach, gdziekolwiek nadawanych, Polska zostałaby wymieniona. Mielibyśmy premię za refleks. Natychmiast trzeba było wysłać małą ekipę ratowników i dużo najprostszych lekarstw, środków dezynfekujących i opatrunków. Nagłośnić sprawę w Brukseli, zachęcić innych. Byłaby mistrzowska operacja, korzystna dla nas, pożyteczna dla nich.

Wyszło zupełnie inaczej. Wyekspediowaliśmy samolot z potężną grupą ludzi, tuzinem psów i kilkoma tonami sprzętu wtedy, kiedy wszyscy inni już tam byli. Zatkane lotnisko w Port-au-Prince przyjmowało tylko samoloty amerykańskie. Nasz rządowy flagowiec wylądował w Dominikanie. Potem cała ta karawana tłukła się dziurawymi drogami na miejsce akcji. Wszystko to trwało w nieskończoność. Nie uratowaliśmy nikogo. Powrót też był wyboisty. Zepsuł się samolot, Bogu dzięki, że na ziemi, nie w powietrzu. Zmęczeni, przygnębieni ludzie, śmietanka naszych sił ratowniczych, po dobie podróży dotarli w końcu do domu. Szefowie twierdzili, że warto było, ale miny strażaków nie całkiem to potwierdzały, a jeden rozpłakał się przed kamerą. Całkowicie ich rozumiem.

Wysłaliśmy także pomoc materialną (rządowy aeroplan dużo się przy tej sprawie nalatał). Kilka ton żywności i wody. Wyobraźcie sobie Państwo koszt baniaków, przewiezionych 10 tysięcy kilometrów samolotem. Za te pieniądze można było w Dominikanie kupić ze dwadzieścia razy tyle wody i wiktuałów. Potem rozdawać, dbając o to, żeby polskie kolory narodowe były wszędzie, a napis "Poland" rzucał się w oczy co krok. Jakiś wysokiej rangi polityk (prezydent, premier, minister spraw zagranicznych) mógłby zaoferować pomoc organizacyjną i szkoleniową Polski. Odbudowaliśmy po wojnie kraj ze zniszczeń i warto od czasu do czasu światu o tym przypominać.

Piszę to bez jadu, nie dlatego, żeby komuś dołożyć i poczuć się przez kilka sekund ważnym. Chodzi o zupełnie coś innego. Mam trochę doświadczeń międzynarodowych i wiem, jak sprawnie i przebiegle rządy zabiegają o korzyści we wszystkim, co robią. Akcje pomocy są świetną ku temu okazją. Tam nie ma porywów serca, tylko interes. W pięknym opakowaniu humanitarnej dobroczynności.
Pora się tego nauczyć. Pomagać z sercem, ale i z głową. Z maksimum korzyści dla wszystkich. To nic złego, takie są reguły gry. Przy okazji zróbmy coś z tym latającym złomem, zanim spadnie z jakimś cennym pasażerem. Ta niemoc kupienia kilku maszyn dla rządu to nie oszczędność, tylko rozlazła bezradność.

Tak samo trzeba określić wielodniowe pozbawienie prądu kilkudziesięciu tysięcy ludzi na południu kraju. Tylko dlatego, że spadł śnieg i ścisnął mróz. Żałosny to widok: kilkunastu żołnierzy, strącających kijkami lód z przewodów, i państwowy leśnik, który nie chce wpuścić państwowej służby energetycznej do lasu, żeby nie płoszyć ptaszków. Jeszcze chwila, a jakiś litościwy kraj przyśle nam kilka przenośnych generatorów prądu. U nas też są, tylko nikomu do głowy nie wpadło, żeby je uruchomić. Ta nieudolność dużo kosztuje i najzwyczajniej nas upokarza. Nie zasługujemy na to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny