Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Na co nie spojrzę, to zrobię." Rozmowa z Janem Dawidziukiem - specjalistą od wszystkiego

Redakcja
Pan Jan jest bodaj ostatnim w okolicy fachowcem gręplującym wełnę. Żeby powstała nitka, najpierw wełna musi być gręplowana. W tym celu do pana Jana przyjeżdżają ludzie z trzech powiatów – hajnowskiego, bielskiego i siemiatyckiego. Teraz klientów do gręplowania niewielu, ale przedwojenna, niemiecka maszyna jeszcze dobrze służy.
Pan Jan jest bodaj ostatnim w okolicy fachowcem gręplującym wełnę. Żeby powstała nitka, najpierw wełna musi być gręplowana. W tym celu do pana Jana przyjeżdżają ludzie z trzech powiatów – hajnowskiego, bielskiego i siemiatyckiego. Teraz klientów do gręplowania niewielu, ale przedwojenna, niemiecka maszyna jeszcze dobrze służy.
- Dla mnie każda robota była dobra - mówi Jan Dawidziuk. - Lubiłem pracę, bo na co nie spojrzę, to zrobię. Poznaj historię człowieka, który żadnej pracy się nie boi. I nie ma chyba na świecie takiej rzeczy, z którą by sobie nie poradził.

Sylwetka

Sylwetka

Jan Dawidziuk urodził się 5 czerwca 1940 roku we wsi Trywieża, w gminie Hajnówka. Jest synem kowala. Miał brata i trzy siostry. Pracuje od 13 roku życia. Przez 34 lata był taksówkarzem w Hajnówce.

Wykonywał wiele zawodów. Wśród nich zajęcie bardzo nietypowe - gręplowanie wełny. Wszystkiego nauczył się sam. Jedynie kowalstwa od ojca. Wraz z żoną Olgą wychował dwoje dzieci - Jana i Elżbietę, doczekał się dwojga wnucząt. Nadal zajmuje się gręplarstwem.

Kurier Hajnowski: Kiedy przeprowadził się Pan do Hajnówki?

Jan Dawidziuk: Kupiłem plac, razem z Kondraciukiem, bo dla mnie był za duży, i zrobiłem plan. W 1973 roku zacząłem budowę i za dwa lata zaczęliśmy tu mieszkać. Wszystko swoja robota - murowanie, tynkowanie, centralne ogrzewanie. Kowalowanie, pamiętam jak dzisiaj. Kiedy powstawały "kołchozy", ojciec zaczął robić okucia do obór, bo był kowalem, a ja musiałem mu pomóc, bo zaczął zapadać na zdrowiu. Płaskowniki 6 cm szerokie, 12 milimetrów grube. Trzeba było je nagrzać i wygiąć, bez prądu, mieszeczkiem się dmuchało. Miałem wtedy 13 lat. Było ciężko.

Skąd się wzięła u Pana maszyna gręplarska?

- Bodajże w 1976 roku rozpadał się zakład w Hajnówce, "spółdzielnia wielobranżowa" przy Lipowej. Dowiedziałem się, że sprzedają wyposażenie, za bezcen, bo nikt tego nie chciał. Musiałem jednak naprawiać, bo maszyna była zniszczona.

Taki pomysł? Przecież tej maszyny nikt nie chciał!

- Faktycznie nikt nie chciał, ale lubię ryzykować, pomyślałem "a nuż coś się uda?". Zrobiłem. W tamtych czasach była gręplarnia, na Kosidłów, ale maleńka, a ta niemiecka, przedwojenna, dobra. Widziała pani, jak sprawnie pracuje? Ludzie zaczęli przychodzić z wełną. Maszyna dobrze chodziła, więc pomyślałem, że zrobię drugą. Dużo było pracy, od rana do nocy. Sam zrobiłem maszynę metrową. Postawiłem obok i było jeszcze szerokie przejście. Pomyślałem, że sprzedam i zrobię szerszą, na brudną wełnę, a ta niemiecka będzie na mytą. Sprzedałem do Drohiczyna. Facet kupił, a ja zrobiłem drugą. W "Hamechu" wytoczyli co potrzebne. Wtedy jeszcze jeździłem na taryfie i gręplowałem. W zasadzie żona więcej gręplowała ode mnie.

W dzieciństwie widział Pan taką maszynę?

Jan Dawidziuk - Nie. W dzieciństwie było "kowalowanie", potem krajzega, stolarstwo. Piece robiłem, byłem też pszczelarzem, miałem 30 uli. Tyle fachów mam w ręku. I hydraulik, i murarz, i stolarz. Najlżejsza była taksówka, bo we wszystkim innym trzeba było "tyrać". Wtedy na taksówce były dobre kursy. Nawet z Krakowa przyjeżdżali robić prawo jazdy w Hajnówce, bo tam było trudno zdać egzamin. Dlatego miałem kursy do Krakowa. Nawet nie pytali, ile kosztuje.

Czy ktoś chciał poznać jak działa maszyna gręplarska?

- Nie, nikt nie chciał się tego uczyć.

Najwięcej pracy gręplarskiej było w latach siedemdziesiątych?

- Kiedyś pracowało się na dwie maszyny. Wtedy było dużo zamówień, teraz tylko kiedy - niekiedy. Starzy poumierali, młodzi nie umieją prząść. Jednak przyjeżdżają nie tylko z hajnowskiego, ale bielskiego i siemiatyckiego. Teraz przeważnie robią kołdry, poduszki. Kiedyś, gdy tkali na krosnach narzuty, pracy było masę.

W latach 70. w okolicach Hajnówki ludzie hodowali dużo owiec, Siemiatycze słynęły z wełnianych narzut, w Bielsku Podlaskim robili walonki...

- Ten, co sprzedaje walonki na rynku, Mikołaj z Dubiażyna, mówił, że już nikt nie robi "czesanek", tylko on.

Gręplowanie, to nielekka praca i brudna

- Każdy wałeczek trzeba wyczyścić. Czyściłem na tokarce. Wałek jest z drucikami, jak szczotka do włosów.

Czy Pana dzieci również mają ciągoty do nietypowych zajęć?

- Syn zajmuje się pralkami i lodówkami. W Łapach kończył technikum i ma dobrą pracę, na trzy powiaty, bo klimatyzacji dużo i lady chłodnicze w sklepach. Tutaj, z nami, mieszka córka z mężem i naszym wnuczkiem. Córka prowadzi barek.

Pańskie umiejętności i specjalna maszyna, to jedyna możliwość gręplowania wełny w okolicy. Jest nadzieja, że ktoś jeszcze zechce wykonywać tę pracę?

- Jeżeli zięć będzie tu mieszkał, on zna się na tym, a syn także. Ale jak nie będzie wełny, to cały ten warsztat na złom.

Ludzie znają Pana jako hajnowskiego taksówkarza...

- Taksówkarzem byłem od 1967 roku, jeszcze mieszkaliśmy na wsi.

Jakimi samochodami Pan jeździł?

- Pierwszy był "garbusek warszawa", wtedy w Hajnówce były trzy samochody prywatne. Czasami opowiadam młodym, ale nie wierzą. Orzechowski miał "pikapa", Drapało "żuka", doktor Poznański starego "wartburga". Po "garbusku" kupiliśmy normalną "warszawę" używaną, potem nową, białą, później "fiata". Teraz mam już trzynasty samochód, "volkswagen passat".

A więc 34 lata jeździł Pan jako taryfiarz. Żadnych mandatów?

- Zarobiłem jeden mandat, od Selwesiuka, naszego starego policjanta. Za to, że na "taxi", w pierwszym samochodzie, nie siedziałem za kierownicą.

W czasie postoju?

- Tak. Upał był 30 stopni. Wysiedź za kierownicą! Najpierw mówiłem, że nie będę płacił, bo to nie ma sensu. Ale następnego dnia przyszedł "to co, płacisz, czy nie?". Zapłaciłem ten mandat, jeden na całe życie, stówę. Wiedziałem, że trzeba siedzieć za kierownicą, bo przepisy były wiadome, ale co zrobić? Taki człowiek się trafił.

Tyle profesji w Pana życiu, która najlepsza?

Jan Dawidziuk - Dla mnie każda robota była dobra. Lubiłem pracę, bo na co nie spojrzę, to zrobię.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny