Może już wkrótce w oborze Reginy i Jana Zawadzkich wszystkie prace związane z udojem będą wykonywać... roboty. To nie żart, gospodarze myślą o tym całkiem poważnie. Rozwiązania takie już funkcjonują w niektórych gospodarstwach na Zachodzie Europy.
Regina i Jan Zawadzcy samodzielnie gospodarstwo prowadzą od 1987 roku. Po rodzicach przejęli 39 hektarów ziemi, 15 krów i 6 macior (oczywiście na tamte czasy było to bardzo duże i dobre gospodarstwo). Oba kierunki produkcji były ze sobą powiązane. Bo mleko, które rolnicy sprzedawali do spółdzielni Mlekpol było odwirowywane – mleczarni potrzebny był wyłącznie tłuszcz mleczny. Chude mleko było zwracane gospodarzom, a ci wykorzystywali je do tuczu trzody.
– Kiedy nasza spółdzielnia zaczęła produkować pełne mleko, przestaliśmy hodować trzodę – mówi Jan Zawadzki. – Zwłaszcza, że nigdy nie lubiliśmy pracy przy świniach.
Przyznaje, że krowy były trochę zaniedbane, bo to trzoda dawała wówczas większy dochód. A dwa kierunki produkcji trudno było ze sobą pogodzić. Systematycznie powiększali stado, a w 1992 roku mieli już 30 krów dojnych. Był to dla nich rok przełomowy, bo: założyli dojarki przewodowe oraz uzgodnili ze spółdzielnią, że mleko będzie odbierane bezpośrednio z gospodarstwa. Był to bardzo ważny rok z jeszcze jednego względu – zaczęły rozpadać się PGR-y, a Zawadzcy w końcu mogli powiększyć powierzchnię swojego gospodarstwa.
– Okoliczni rolnicy nie sprzedawali ziemi, a na 30 hektarach trudno było rozwinąć skrzydła – tłumaczą. – Ale kiedy wydzierżawiliśmy 50 hektarów ziemi, mieliśmy już bazę paszową i mogliśmy myśleć o zwiększaniu produkcji. Zwłaszcza, że produkcja mleka stawała się coraz bardziej opłacalna.
W 1992 roku podjęli decyzję o budowie nowej obory – wolnostanowiskowej. Była to nowość, a architekci nie mieli jeszcze odpowiednich projektów. Dlatego rolnik musiał odwiedzać gospodarstwa w Europie Zachodniej (m.in. w Niemczech Holandii). Utwierdził się w przekonaniu, że słusznie zdecydowali, zauważył, że rolnicy, których odwiedzał mieli o wiele większe stada, a znacznie mniej pracy.
– Kiedy podliczaliśmy koszty budowy, aż ciarki przechodziły po ciele, kiedy słyszeliśmy te cyfry – mówi Jan Zawadzki. – I długo się wahaliśmy.
Ale się zdecydowali, zaciągnęli kredyt z linii młodego rolnika i w ciągu pół roku wybudowali nowoczesny obiekt. I choć ma on już kilkanaście lat, jego wyposażenie niczym nie odbiega od wyposażenia obór budowanych obecnie. Posiada on halę udojową (rybia ość) z pełnym wyposażeniem, system zarządzania stadem, automatyczne żywienie – stacje paszowe, możliwość ustawiania dawek paszowych, komputerowy podgląd stada.
– Dla mnie najważniejszą rzeczą była łatwość dojenia – podkreśla Regina Zawadzka. – Polecam takie rozwiązanie wszystkim kobietom.
Teraz Regina i Jan Zawadzcy myślą o budowie kolejnej obory. Bo w jednej jest trochę za ciasno. Gospodarze ze wsi Ciemnoszyje posiadają bowiem 90 krów dojnych, a całe stado liczy 210 sztuk. A w nowej oborze może przy udoju krów zastąpią ich roboty.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?