Mieczysław Skrodzki, były komendant I komisariatu, wspomina bazar przy Bema (zdjęcia)
Rynek Bema. Z milicyjnego archiwum
Tłum, przepychanie, głośne pokrzykiwanie, kolorowe stragany, skrzynki, worki, zapach mokrego owsa, piwa, końskiego łajna, kiszonej kapusty... Targowisko w centrum Białegostoku nie wyróżnia się niczym spośród innych. Chociaż podobno można tu taniej kupić samowar prosto z Tuły, parę dorodnych prosiaków, srebrną monetę, złoty pierścionek z najprawdziwszymi brylantami. Ale nie jest to takie pewne. Wszystko tu sprzedasz, wszystko tu kupisz! To zawołanie, które należy do tradycji handlu, ułatwiając uczciwym ludziom życie - wykorzystują nieuczciwi dla swoich interesów. Jak świat światem, na bazarach zawsze pojawiali się oszuści, handlarze bez uprawnień, paserzy, złodzieje..."
Tak opisywał nasze targowisko 19 czerwca 1977 roku Artur Rutkiewicz w branżowym tygodniku milicji i SB "W służbie narodu". Gazetę przyniósł pan Mieczysław Skrodzki, który był wówczas kierownikiem, czyli komendantem I komisariatu przy ul. Lipowej.