Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto wspiera Jagiellonie Białystok

Tomasz Maleta
Jagiellonia w pięknym stylu wygrała ze Śląskiem Wrocław
Jagiellonia w pięknym stylu wygrała ze Śląskiem Wrocław Andrze Zgiet
Każdego roku na promocję przez sport miasto przeznacza kilka milionów. Głównym jej beneficjentem pozostają żółto-czewoni. Swoją dobrą grą ze Śląskiem pośrednio udowodnili, że radni nie powinni mieć żadnych oporów przed tym, by po raz kolejny - w zamian za umieszczenie symbolu Wschodzącego Białegostoku na koszulkach piłkarzy podczas rozgrywek ligowych - popłynął do klubu zastrzyk miejskiej gotówki.

Wygrywając w sobotę ze Śląskiem piłkarze Jagiellonii po raz kolejny potwierdzili, że co roku późną jesienią potrafią zaszachować radnych. Już niedługo będą oni debatować nad przyszłorocznym budżetem Białegostoku. Każdego roku na promocję przez sport miasto przeznacza kilka milionów.

Głównym jej beneficjentem pozostają żółto-czewoni. Swoją dobrą grą ze Śląskiem pośrednio udowodnili, że radni nie powinni mieć żadnych oporów przed tym, by po raz kolejny - w zamian za umieszczenie symbolu Wschodzącego Białegostoku na koszulkach piłkarzy podczas rozgrywek ligowych - popłynął do klubu zastrzyk miejskiej gotówki.

Podobnie było w latach poprzednich. Wystarczy przypomnieć złoty gol Grzegorza Rasiaka w Gdańsku w meczu z Lechią dzień przed sesją budżetową miasta. Radni mieli na niej debatować, czy na promocję przez sport w 2012 roku przeznaczyć więcej niż zaproponował w projekcie budżetu prezydent Białegostoku. A niespodziewanie było to rażąco mniej niż przewidywała kończąca się wtedy umowa obejmująca promocję od połowy lipca do połowy grudnia 2011 roku. Przypomnijmy: miasto zapłaciło za nią cztery miliony złotych. Zresztą nie bez perypetii. W pierwszym przetargu Jagiellonia nie wystartowała.

Okazało się, że logo Wschodzący Białystok swoimi wymiarami zasłoni znak graficzny prywatnego sponsora klubu. W drugim przetargu miasto zrobiło ukłon w stronę owego donatora i zmniejszyło swoje wymagania co do powierzchni, na których miały być prezentowane symbole Białegostoku. Po takim "walkowerze" Jagiellonia z ulgą przystąpiła do przetargu idealnie trafiając (co do kwoty) z ofertą. Mając na uwadze to, co nastąpiło potem, czyli koszmar europejskich pucharów w Pawłodarze, mecz pucharowy z Ruchem Zdzieszowice i kilka innych ligowych wpadek, to przed sesją białostockich radnych lepszego argumentu niż gol Grzegorza Rasiaka na wagę trzech punktów nie sposób było sobie wyobrazić. Radni dostali mocne alibi, że wsparcie dla klubu nie będzie przypominać pieniędzy wyrzuconych w trawę. Wiosną już jednak z grą żółto-czerwonych nie było tak różowo.
Rok temu w końcówce rundy jesiennej Jagiellonia zanotowała bodajże najlepszą passę w meczach wyjazdowych. Pokonała Lecha i Legię, ze Śląskiem od stanu zero trzy doprowadziła do remisu. Po takich osiągnięciach radni nie mieli za bardzo wielkiego pola manewru. Niestety, tegoroczną wiosną znowu mieliśmy powtórkę z niezbyt miłej rozrywki. Kilka porażek z rzędu, sławetne lanie z Koroną w Kielcach i widmo spadku. Kto wie, jakby się potoczyła sytuacja, gdy nie degradacja warszawskiej Polonii.

I teraz historia znowu się powtarza. Gdyby jednak piłkarze Jagiellonii nie wygrali ze Śląskiem, a w kolejnych meczach przed własną publicznością też im by się powinęła noga, to i tak klub mógłby liczyć na wsparcie władz miasta. Bo też dostały one alibi niepodważalny, choć niezwiązane z bezpośrednimi wynikami piłkarzy. Otóż w jednym z ostatnich sondaży dla ogólnopolskiej gazety białostoczanie dobrze ocenili promocję miasta przez futbol. Tym samym dali do zrozumienia, że - mimo mizerii ligowej piłki - powinna być ona kontynuowana. Przy takiej legitymizacji bledną wszelkie wątpliwości o zasadności wspierania z miejskiej kasy prywatnego przedsięwzięcia. A ponieważ w projekcie przyszłorocznego budżetu zwiększono pulę na promocję Białegostoku, klub już teraz może być pewny strumienia miejskich pieniędzy. Po raz pierwszy, choć w innej formie, może stać się to też udziałem didżejowskiego festiwalu, który co roku odbywa się we wrześniu w kompleksie przy Węglowej.
Radni z komisji kultury chcą, by miasto podpisało list intencyjny o większej współpracy z twórcami festiwalu muzyki elektronicznej na Węglowej. Zależy im na przynajmniej trzyletnim porozumieniu. Dzięki niemu organizatorzy Original Source Up To Date będą mieli większą stabilizację. Stała dotacja w kwocie 400 tys. pozwoli na odpowiedni rozwój i podwyższanie programu artystycznego imprezy. Czy radni z komisji zdołają przekonać radę?. Przekonamy się o tym na grudniowych sesjach budżetowych.

Do tej pory władze miasta nie chciały słyszeć o takiej symbiozie. Tymczasem festiwal didżejowski to wzorzec Sevres promocji przez kulturę. Wartość w zasadzie bezcenna, bo jedna z nielicznych spod szyldu Made in Białystok. Nie importowana, ale rodzima do szpiku kości. Tym bardziej władze miasta nie powinny czekać aż organizatorzy zgłoszą się z inicjatywą patronacką, ale same powinny im ją zaproponować. Zamiast wspierać festiwal dotacjami z różnych konkursów, zapisać dofinansowanie w budżecie miasta. Tym bardziej, że niechęć do takiego wsparcia kontrastowała z zaangażowaniem władz miasta, by były już festiwal Pozytywne Wibracje miał w nazwie Białystok. Od tego między innymi uzależniały przekazanie dwóch milionów złotych na edycję 2012. Z jednej strony miało to dać większy walor promocyjny, z drugiej bardziej trwale zakotwiczyć pozytywne wibrowanie w mieście.

Po lipcowym festiwalu przed Pałacem Branickich zostało już tylko wspomnienie, a didżeje z roku na rok na progu jesieni rozkręcają Białystok na maksa. Zresztą już wcześniej impreza na stałe wpisała się w krajobraz muzyczny miasta. Co więcej, wyrobiła sobie markę i wysoki poziom nie tylko w kraju. We wrześniu ściągają na Węglową tłumy miłośników techno, electro i ambientu. Bez względu na wiek, co najdobitniej pokazał klip promujący edycję z roku 2011. Sukces Up To Date jest tym większy, że zrodził się z tęsknoty i marzeń o kulturze obywatelskiej, która czasem wzięła prymat na tą sformalizowaną.

Potrafił to dostrzec właściciel marki Original Source, który od dwóch lat sponsoruje wrześniowe granie przy Węglowej. W zamian firma gości w nazwie festiwalu. Dla jego organizatorów znalezienie sponsora było zapewnieniem stabilizacji finansowej i logistycznej. Nadal startowali w konkursach organizowanych przez samorząd gminny i wojewódzki, ale zniknęło widmo nieustającej groźby, że los kolejnej edycji zależy od tego, czy we właściwej rubryce wniosku o dotacje postawiono przysłowiowy wykrzyknik. I z tej perspektywy zmiana nazwy imprezy było ceną opłacalną. Znacznie większą zapłaciło miasto, bo formalnie słowo Białystok znikło z nazwy festiwalu. A przecież już wtedy wystarczyło zdecydować się na to, co dzisiaj proponują radni z komisji kultury. Z punktu widzenia miasta byłoby rozwiązanie na miarę wspierania przez miasto Jagiellonii.

I to jest chyba główne wyzwanie miejskiej kultury i promocji. Ich mezalians trwa już prawie dwa lata, ale do tej pory bez jakiś szczególnych fajerwerków. Wsparcie dla didżejów równoprawne z tym, jakim obdarzano do tej pory piłkarzy (choć w innej skali) będzie nie tyle odkupieniem grzechów zaniechania, co najlepszym dowodem, że w promocyjnej polityce kulturalnej w końcu coś drgnęło. Jeśli powyższe argumenty nie wystarczą, to warto przypomnieć, że festiwal Original Source Up To Date stał się w tym roku Podlaską Marku Roku. Tym bardziej miasto powinno zrobić najwięcej jak się da, by didżeje firmowali Białystok. Podobnie jak Jagiellonia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny