Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzenia o wspólnej walucie

Maryla Pawlak-Żalikowska
Chińczycy, aby kogoś przekląć, życzą mu, żeby żył w ciekawych czasach. My chyba żyjemy - mamy za sobą całkiem ciekawy rok w podlaskiej gospodarce. Ale zdecydowanie rok dobry, nie przeklęty.

Zaczęło się nie najlepiej - od sygnału, że białostocka huta szkła Biaglass występuje z wnioskiem o upadłość. I oczywiście, nie chodziło tu o groźbę załamania rynku kloszy do lamp, lecz przede wszystkim o blisko 500 miejsc pracy.

Jest to jednak - miejmy nadzieję - historia z optymistycznym finałem. Nowy zarząd firmy, postawionej na skraju bankructwa przez oszołoma biznesowego Sama Avnego, stworzył program jej restrukturyzacji, wziął się za nawiązywanie korzystnych kontraktów na świetne skądinąd wyroby huty, pozawierał układy z dłużnikami tak ważnymi jak np. ZUS. A na ogromne wierzytelności huty w Banku BGŻ znalazł się nabywca. Pracownicy Biaglassu modlili się, żeby zadłużenie ich firmy trafiło w ręce inwestora, który nie wydusi ich jak cytrynę lub sprzeda działkę i budynki, tylko postawi na rozwój firmy.

Znalazł się taki i w dodatku z własnego podwórka: Biaglass kupiła Biruna. I wierzytelności i większościowe udziały. Ludzie odetchnęli, a białostocki kapitał stawia dziś na nogi białostocką firmę.

Kapitał krzepi i krzepnie

Dla mijającego roku charakterystyczne jest właśnie bardzo aktywne działanie lokalnego kapitału. Oczywiście, marzy nam się wchodzenie tutaj wielkich zagranicznych inwestorów, którzy zbudują jakieś przedsiębiorstwa przyjazne technologicznie środowisku, ale trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, jak dużo dzieje się za pieniądze rodzimego biznesu. BOS, od tego roku właściciel spółki PMB Market czy Spedycji Wschód, jest jedną z sił napędowych zmian w handlu. Mispol kupił PMB, Chłodnię Białystok, umacnia się na rynku karmy dla zwierząt. Biruna sprzedała udziały w PMB i wyrwała Biaglass spod parasola Avnego. A na ruinie (wręcz dosłownie) innej fabryki amerykańskiego "biznesmena", w Supraślu, wybudował nowoczesny zakład meblarski właściciel Art. Mebla, białostockiej firmy będącej polskim liderem w produkcji wyposażenia sypialni z tzw. średniej półki.

Przejęć, fuzji i zakupów trochę więc było w tym roku. Niektóre nie przebiegały bezboleśnie - wystarczy przypomnieć przypadek zamknięcia jednego z wydziałów w dawnych Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Emilii Plater w Wasilkowie. Ich nowy właściciel - Biruna - uznał, że ze względów ekonomicznych trzeba zamknąć tam przędzalnię. Wypowiedzenia dostało 29 osób.

A przyglądając się fuzjom i zakupom na naszym podwórku, widać, że zazwyczaj dokonują się one w gronie dosyć wąskiej grupy kapitałowej - udziałowcy wymienionych wyżej firm (wyjmując poza nawias Art. Mebel) powtarzają się w różnych konfiguracjach w poszczególnych spółkach. Ich znaczenie dla podlaskiego rynku jest coraz większe.

Państwowe - do komercjalizacji

W województwie mamy jeszcze około 20 firm pozostających nadal w gestii wojewody. Zatrudniają ponad 1700 osób. Sporo. Pomysłem poprzedniej ekipy rządowej wszystkie one (podobnie jak pozostałe państwowe firmy w Polsce) do 30 czerwca przygotowywały dokumentację, która miała ułatwić ich komercjalizację. Tak, by zostały spółkami handlowymi Skarbu Państwa. Czyli - jak to najczęściej określają ekonomiści - przejście w formę własności "ni pies, ni wydra". Nadal państwową, ale już z prezesem (nie dyrektorem) i radą nadzorczą. Skomercjalizowana firma teoretycznie jest mniej zależna od organu założycielskiego i ewentualnych politycznych dyspozycji, a bardziej od merytorycznych ocen własnej rady nadzorczej.

Takowa rada może być radą mędrców, którzy znajdą klucz do rozwoju przedsiębiorstwa (zazwyczaj średniej kondycji), a może być miejscem intratnych synekurek. Czym będzie w przypadku podlaskich firm i co nowego wniesie w życie ich załóg? Odnośnie trzech firm zapadła, co prawda, decyzja o komercjalizacji, ale poza tym - cisza.

Płace, płace i jeszcze raz płace

To, co najbardziej dało się we znaki w minionym roku naszym przedsiębiorcom, (zwłaszcza tym małym) to trudność w sprostaniu oczekiwaniom płacowym pracowników. Oczekiwaniom rozbudzonym przez możliwości zarobkowania w innych krajach Unii Europejskiej. Fachowcy z Polski byli bardzo poszukiwani praktycznie w każdej branży.

Szefowie największych organizacji podlaskiego biznesu zgodnie twierdzą, że podnoszenie płac, żeby zatrzymać fachowców w pracy - mimo koniunktury gospodarczej - było bardzo trudne. Zwłaszcza z powodu ogromnych kosztów pracy w Polsce: podatków, składek. Średnio od wejścia Polski do UE wynagrodzenia wzrosły z 1976 zł do 2620 zł (brutto) w październiku 2007 roku. Od początku roku do listopada wzrost płac wyniósł 400 zł. Ale i tak Podlasian dzieli od średniej krajowej 300 złotych. W maju 2004 dystans ten wynosił 400 zł.

Płace więc rosły, ale nie wszędzie tak, jak ludzie tego oczekiwali. Najbardziej symptomatycznym był w minionym roku strajk w Fabryce Dywanów Agnella, który załoga starała się przeprowadzić bez rozgłosu, a związkowcy wręcz unikali kontaktów z mediami.

Bardzo charakterystyczne było też zachowanie załogi Biaglassu w krytycznych dla firmy chwilach oczekiwania na inwestora - tu również związki zawodowe starały się trzymać w karbach emocje załogi licząc, że właśnie spokój i współdziałanie z zarządem pozwolą utrzymać firmę na powierzchni. Choć nie rezygnowali z postulatów płacowych i m.in. zapowiedź ich spełnienia była "oliwą rozlaną na wzburzone fale" w firmie.

Na podbój Kirgizji i Afryki

To natomiast, co przedsiębiorcy chwalą, to udana ekspansja na rynki zagraniczne. I to coraz bardziej egzotyczne - przynajmniej jak na dotychczasowe doświadczenia większości podlaskich firm. Mleko i jego pochodne idą do krajów arabskich i afrykańskich, a mięso do Korei. Mispol wysyła swoje pasztety nie tylko do Rosji, ale i Japonii i Korei Płd. A z psim jedzeniem uderzy wkrótce na Węgry, do Bułgarii czy Rumunii.

Ale nie tylko "spożywka", którą stoi Podlasie, znajduje zbyt za granicą: suwalski Malow, produkujący nowoczesne meble biurowe, działa na Ukrainie i przygotowuje się do budowy fabryki w Charkowie. Z kolei Promotech będzie głównym dostawcą maszyn i urządzeń do fabryk w Dubaju i Kazachstanie, które zajmują się produkcją konstrukcji stalowych hal i innych tego typu obiektów.

Co prawda, ten rok nie był rokiem kolejnego rozdania funduszy unijnych dla przedsiębiorstw, tylko rokiem przygotowania systemu do obsługi nowych środków na lata 2007-2013. Niemniej bardzo wiele przedsiębiorstw finalizowało właśnie inwestycje oparte na funduszach unijnych. Doskonałym przykładem takiego rozwoju są podlaskie firmy produkujące okna, które unowocześniały produkcję, rozbudowały nowe hale i stały się w kraju liczącym się graczami na tym rynku.

Do strefy euro!

Bardzo silna złotówka niestety obniżyła zyski naszych eksporterów. Spadły np. dochody regionalnych tuzów mleczarstwa czy Promotechu, w 95 procentach żyjącego z eksportu. Jedne firmy ubezpieczają się od ryzyka kursowego, drugie stosują różne wybiegi, aby zminimalizować straty. Mlekovita za dewizy, którymi płacą kontrahenci, kupuje opakowania, części do maszyn, dodatki do produkcji. Ale i tak pozostaje jej nadwyżka - 6-7 mln euro miesięcznie, które wymienia na złotówki. Za coraz niższe kwoty.

Dlatego przedsiębiorcy jak jeden mąż opowiadają się za najszybszym jak to możliwe wejściem do strefy euro. I z wielką nadzieją (nie tylko zresztą z tego powodu), przyjęli zmianę ekipy rządowej, która również opowiada się za takim rozwiązaniem. Zwłaszcza że oceny analityków w kwestii wartości walut są niekorzystne dla biznesu: szacują, że euro może spaść nawet poniżej 2 zł.

Przygotowania do bitwy o handel

Miniony rok to też okres ogromnych przemian w regionalnym handlu, jak na dłoni widocznych zwłaszcza w Białymstoku, gdzie na rynek weszły w ostatnim kwartale aż trzy hipermarkety naraz. Do tego czasu byliśmy jednym z ostatnich obszarów w Polsce z tak niewielkim udziałem obiektów wielkopowierzchniowych w handlu. Rodzime firmy, po wejściu tu siedem lat temu Auchan, miały czas na przygotowanie się do tego, co nieuchronne, czyli konkurencji hipermarketów. PSS Społem Białystok wykorzystała ten czas na rozbudowę i unowocześnienie działów produkcji czy wybudowanie Centrum Astoria - nie tylko jako ośrodka gastronomicznego, ale i konferencyjnego. To w portfelu firmy zupełnie nowe źródło dochodów.

Białostocka Bażantarnia, z ogromnym marketem na obrzeżach miasta, poszła już kilka lat temu w rozbudowę sieci niewielkich Bażantów. Rozbudowywała się też w Białymstoku i pobliskich miejscowościach sieć PMB Market, stawiając m.in. na atrakcyjne lokalizacje. Obserwacje z rynków innych niż białostocki pokazywały bowiem, że sklepy osiedlowe nie tracą sympatii i zainteresowania klientów. Czyli firma, która ma dobrze rozbudowaną sieć i dobrze zlokalizowane sklepy, może się bronić.

Może się też bronić, zapewniając sobie dostawców hurtowych oferujących konkurencyjne ceny. Na pozycję takiego dostawcy, dla polskich rodzinnych, niewielkich firm przez lata pracował białostocki BOS. W mijającym roku, już w strukturach Emperia Holding (po połączeniu z lubelskim Eldorado), BOS zmieniał białostocki rynek: z mapy miasta i okolic zniknęły szyldy PMB Market - mamy Jaskółki lub Stokrotki. Dlaczego? Bo jeszcze w 2006 roku ze sklepów PMB Market wycofywał się Lider Price, a samą spółkę kupił BOS. A ponieważ lubelskie Eldorado jest właścicielem m.in. sieci sklepów Groszek i Stokrotka, to niektóre sklepy PMB Market zyskały szyldy "Stokrotka".

A niektóre - szyldy "Jaskółka". To rezultat kolejnych zmian własnościowych w podlaskim handlu: PMB Market, należący do BOS-a, kupił spółkę Spedycja Wschód, właścicielkę właśnie sieci Jaskółka.

Pod koniec 2007 roku, gdy już sypnęło hipermarketami, największy sklep Bażantarni na Składowej zwinął skrzydła - trudno przyciągnąć klienta na ubocze, nie mając cen tak niskich, jak zachodni gigant. Ale osiedlowe Bażanty się trzymają. Co więcej - firma ma jeszcze nieruchomości, z których wynajmu również żyje, a ponadto szuka recepty na poprawę sytuacji poprzez znajdowanie nowych partnerów. Dla niej "grupą wsparcia" będzie wywodząca się z Warszawy sieć o nazwie Polska Grupa Supermarketów. Co z tej współpracy wyniknie, mieszkańcy Białegostoku mają się przekonać mniej więcej w marcu.

Czas koncentracji

Poza BOS-em czy Polską Grupą Supermarketów, Lewiatanem lub Polką (kolejne grupy koncentracji polskich, rodzinnych handlowców) na naszym podlaskim rynku rozpoczęła ostrzejszą ekspansję Krajowa Agencja Handlowa Społem. Kusząc dostępem do szerokiej sieci producentów i większą siłą negocjacji, przyłączała do siebie pod wspólnym szyldem spółdzielnie społemowskie w całym kraju, największy apetyt mając na najsilniejszą spółdzielnię, czyli PSS Społem Białystok. Ale tu trafiła kosa na kamień: zarząd białostockiej firmy twardo stoi na stanowisku, że nie odda skóry, bo nie widzi powodu, ale jest gotów negocjować warunki z dobrym dostawcą hurtowym.

Może się jednak okazać, że to jeszcze nie koniec kłopotów rodzimych przedsiębiorstw handlowych. Bo oto nasz parlament wysmażył "propolską" ustawę o obiektach wielkopowierzchniowych i strzelił gola również polskim firmom, które tym prawem chciał bronić: obwarowując powstawanie hipermarketów licznymi zakazami i nakazami, spowodował, że wielkie sieci postanowiły zakładać w Polsce małe, osiedlowe sklepy! Czyli szykuje się zamach na największy bastion polskiego handlu - sklepy osiedlowe.

Jak poradziły sobie z konkurencją nasze rodzime sieci handlowe, będzie można ocenić po wynikach finansowych gdzieś za pół roku.

Schengen: Europa - otworem, Wschód - na kłódkę?

Kontakty między firmami polskimi i zza wschodniej granicy nie ucierpią - zapewniają nasi przedsiębiorcy, pytani o skutki wejścia Polski do strefy Schengen. - Nowa cena wizy, jaką musza zapłacić Białorusini, 12 razy większa od tej sprzed 21 grudnia, to kropla w dużych obrotach.

Faktycznie więc polskie firmy mogą się tylko cieszyć, że pod koniec roku otworzyła się znowu droga dla polskiego mięsa do Rosji. A wysokość nowej ceny wizy nie musi im spędzać snu z powiek.

Gorzej z tzw. handlem torebkowym, przygranicznym. Tu opłacalność przyjazdów Białorusinów do Polski zdecydowanie spada. Co też oznacza spadek opłacalności handlu polskich małych firemek rodzinnych przy granicy wschodniej. Czy nawet na rynku przy Kawaleryjskiej w Białymstoku.

Z kolei przyjeżdżający do nas do pracy Białorusini, komentując zmiany, nie ukrywają, że liczą na wyższe płace. - Bo jak nie, to pojedziemy do Czech - mówią. - Tam płacą więcej.

Może to oznaczać ogromne kłopoty finansowe wielu mieszkańców pogranicza. Również w Auchan nie będziemy już tak często słyszeć głosów naszych wschodnich sąsiadów.

Jednym słowem, żyjemy w ciekawych czasach. I miejmy nadzieję, że jednak nie będzie to przekleństwo!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny