Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Losy dzieci rodziny Grabieców

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Zmieniam nieco formułę, opowiadanie o losach rodziny Grabieców będzie dodatkiem do niezwykłego zdjęcia. Zdjęcia jak obraz mistrza pędzla z lat żałoby narodowej. To pogrzeb małego Miecia.

Maciej Grabiec był szewcem z Warszawy. Zmarł w Białymstoku w 1929 r., w wieku zaledwie 56 lat. Bardziej zapisała się w pamięci rodzinnej jego żona Józefa, z domu Pniewska. Pniewscy to nie był ród bogaczy, za to rozrodzony, z pewnością wywodzący się z drobnej szlachty i chyba z Łomżyńskiego. Mężczyźni mieli opinię zaradnych, a panie urodziwych.

Skupmy uwagę na fotografii. Nie wiemy, kiedy dokładnie została zrobiona. Na pewno przed 1919 r., bo brakuje przy trumnie najmłodszej Jadwigi, a urodzona w 1910 r. Eugenia nie miała wówczas więcej jak 5-6 lat. W tle widać wyszczerbiony płot i ścianę drewnianego domu, zatem to nie Warszawa. Najprawdopodobniej Antoniuk, a dokładniej dom doktora Sokólskiego przy ulicy Wiatrakowej 17, bo tam zamieszkali Grabiecowie po przeniesieniu się do Białegostoku. W trumience leży jeden z dwóch Mieczysławów (Mieciów). Tak, to nie pomyłka. Obaj zmarli w dzieciństwie, a rodzice zastosowali dość powszechny wówczas zwyczaj. Gdy dziecko umierało wcześnie, to następne tej samej płci przejmowało imię "aniołka". Przy trumnie siedzi ojciec Maciej, stoi mama Józefa, obok dwie córki. Klęczy pewnie ministrant, trzyma duży krzyż.

W latach wojny chłopczyka mogła dopaść któraś z epidemii, na przykład dyfteryt atakujący drogi oddechowe. Trudno było o lekarza i leki, środki domowe (ludowe) nie wystarczyły. Miecio jakby spał, pogodna twarz, wkoło biel. Na twarzy ojca prócz boleści dostrzegam zdziwienie: jak to się stało, że taki młody, ładny, pewnie i grzeczny? Jak to się stało? Matka całkiem załamana, półprzytomna, bolejąca. Starsza siostra już rozumiała, że braciszek odszedł na zawsze, nie pobawi się z nią. Siostra młodsza wpatrzona, zaciekawiona, skłonna do płaczu. Ministrant z krzyżem sprawia wrażenie przyzwyczajonego do takich scen. Nie widać jeszcze objawów totalnej nędzy, charakterystycznej dla ziem polskich w latach 1917-1918.

Józefa Grabiec po śmierci męża pracowała zrazu jako kucharka w przedszkolu przy ul. Traugutta i tam mieszkała przez pewien czas z młodszymi córkami, zaś zamężna Janina wynajmowała mieszkanie w pobliskich domach kolejowych. Potem Józefa zatrudniła się w zakładach włókienniczych w Wasilkowie. Do pracy chodziła pieszo, oszczędzała na wydatkach.

Sowieci po wrześniu 1939 r. urządzili w przedszkolu zakład naprawczy samochodów i wówczas trzy panie Grabiec przeniosły się do domu Grunertów przy Traugutta 11. Józefa do końca życia nie nauczyła się czytać i pisać, ale podłogi zmywała w gorsecie. To jednak musiała być szlachcianka z urodzenia.
Najstarsza córka Janina musiała i chciała pomóc mamie. Jak trochę zarobiła, to kupiła wyprawkę do chrztu młodszej siostrze. Czas był ku temu najwyższy, bo Jadzia miała już 5 lat (1925 r.). Po wojnie Janina, z męża Izmajłowa pracowała jako pielęgniarka w szpitalu gruźliczym na Dojlidach. Jej mąż Kazimierz, to temat na odrębną opowieść.

Eugenia Grabiec ukończyła szkołę odzieżową w Białymstoku, należała do Sodalicji Mariańskiej. W wakacje dorabiała jako opiekunka na obozach i koloniach. Na zdjęciu 18-letnia panna stoi z grupą dziewczynek odpoczywających w Supraślu. Jadwiga potrafiła łatwo zyskiwać życzliwość spotykanych osób. Dzięki temu za pierwszego Sowieta dostała pracę w GUM-ie (miejski uniwermag, czyli dom towarowy), a za drugiego Niemca (po czerwcu 1941 r.) - w księgarni Bechlera, choć nie znała języka okupantów. Księgarnia dobrze maskowała jej konspiracyjne kontakty. Miała "Jadzia" oryginalną skrytkę na meldunki akowskie wożone do Grodna: chowała je w bufiastych rękawach sukienki. Po wojnie ukrywała się zrazu w leśniczówkach, jednak postanowiła się ujawnić, podjęła pracę w księgarni. I tak przesiedziała trzy miesiące, co okazało się pomyłką wynikającą ze zbieżności pseudonimów.
Powróciła do zawodu, do 1990 r. była kierowniczką Księgarni Techniczno-Naukowej przy ul. Lipowej. A na zdjęciu widzimy ją w ogrodzie botanicznym na białostockich Plantach.

Za tydzień o losach mężczyzn towarzyszących opisanych paniom

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny