Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lipszczany. Wypili niemal beczkę wódki, a szlaban na granicy nadal opuszczony

Julita Januszkiewicz
Julita Januszkiewicz
Jak było referendum to chciałem do Unii, bo dla rolnictwa to duży plus - mówi Jan Filipowicz, sołtys Lipszczan
Jak było referendum to chciałem do Unii, bo dla rolnictwa to duży plus - mówi Jan Filipowicz, sołtys Lipszczan Wojciech Wojtkielewicz
Miało być przejście graniczne i dobrobyt. Po dwunastu latach od wejścia Polski do Unii Europejskiej nie ma tu nic. Ludzie czują, że żyją nie u wrót Unii, a raczej na końcu świata. Nadzieję widzą już tylko w uchodźcach.

Widzę jak przed szlaban przyjeżdżają ludzie i robią sobie zdjęcia. Czym się tu zachwycać? Wszędzie rosną krzaki. Nawet znaku, że zaczyna się tu Unia Europejska, nie ma - dziwi się Krystyna Burakiewicz, mieszkanka Lipszczan.

To niewielka wieś tuż przy samej granicy z Białorusią. Tyle że niczym nie przypomina wrót Unii. Na końcu drogi szlaban, zamknięty na niewielką metalową kłódkę. Tuż obok stoi zarośnięty krzyż. A ze słynnego „domku spotkań”, bo tak miejscowi nazywali niszczejący, oszklony budynek, tuż przy pasie granicznym, został tylko kominek.

To już dwanaście lat

Wieś Lipszczany, w gminie Lipsk po raz pierwszy odwiedziliśmy w 2004 roku, tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Wtedy mieszkańcy siedzieli jak u Pana Boga za piecem. Nie chcieli żadnych zmian.

- Ciągnęliśmy jeden garb, a teraz będziemy drugi ciągnąć. Takie to już jest nasze wielbłądzie życie - mówił Jan Burakiewicz, sołtys Lipszczan. I zapewniał, że nie boi się Unii. - A czego? I tak wykończą, i tak wykończą - machał ręką.

Po dwunastu latach wróciliśmy do tej przygranicznej miejscowości. Chcieliśmy sprawdzić, czy zniknęły obawy mieszkańców, związane z wejściem do Unii. A może zrodziły się nowe nadzieje?

Lipszczany 2016

Wieś jakby na końcu świata. Pośrodku wije się piaszczysta droga. Drewniane chałupy. Głuchą ciszę zakłócają ujadające psy. Na samym końcu żwirówki, tuż przed ładnym domem, stoi samochód z białostocką rejestracją. - Teresa, możesz wyjść? Gości masz - słychać z oddali.

Zza drzwi wychyla się na ponad 50-letnia kobieta. - Nic się tutaj nie dzieje. Wieś umiera, na paluszkach można policzyć, ile osób tu żyje. Wszędzie są tacy na dożywociu. Emeryci i renciści. Może jedna, albo dwie rodziny mają dzieci - mówi Teresa Wilczyńska, z domu Kościuszko.

Z Lipszczan wyprowadziła się w 1970 roku. Wyjechała uczyć się w Białymstoku. Tam znalazła pracę, założyła rodzinę. Nie chciała wracać na wieś. Bo i po co? Już wtedy nie było tutaj żadnych perspektyw na przyszłość. A co dopiero teraz!

W rodzinne strony pani Teresa przyjeżdża raz w miesiącu. Odwiedza chorego brata, który jest samotny. - Podejrzewam, że ludzie nie czują, że żyją pod samą granicą Unii. Jest tu coraz gorzej - ocenia pani Teresa. - Nikt też nie wpadł na pomysł, by zająć się agroturystyką. Chyba, że ja zacznę turystów przyjmować...

Bo w Lipszczanach są idealne warunki na odpoczynek. Ciszę przerywa donośne bicie dzwonu w kościele w sąsiedniej Rygałówce. No i jest tu bezpiecznie.

- W nocy jeździ straż graniczna, ale tak cicho, że nikogo nie obudzi, chyba że ktoś cierpi na bezsenność - uważa pani Teresa.

Po podwórku krząta się starsza kobieta w chustce na głowie, spod której wystają siwe włosy. Ostrożnie nabiera wody do wiadra. - Cicho, idź do budy - uspokaja zadziornego psa na łańcuchu 83 -letnia Anna Bogdan.

Ufna, chętnie przysiada się do rozmowy. I zaczyna opowiadać.

- Nikogo u nas nie ma. Boże święty, pusta wioska, aż strach. Kawalerów starych mamy, matko kochana, chyba ze czterech. Panienki żadnej. Kiedyś było pełno dzieci, jak ganek był otwarty, tylko huk szedł. Niedaleko była szkoła - wspomina staruszka.

Drewniany dom dzieli z ponad 60-letnim synem. - Mieszkał w Białymstoku i w Mrągowie. Ale życie mu się nie ułożyło - zamyśla się pani Anna.

Na pytanie, czy dobrze jej w Unii, szczerze odpowiada: - Pani, a co to ta unia? Nie mam gospodarki, więc nie biorę udziału w żadnych uniach. Podnieśli mi emeryturę o cztery złote, więc mam 1010 zł. Pewnie, że ciężko żyć. Ale jakoś z synem sobie radzimy. Dobrze, że chociaż tyle - kwituje staruszka.

- Rolnicy to jakieś tam pomoce mają, dodatki do hektara. Trochę im lżej. Ale tuż obok mieszka taki kawaler, ma 30 parę lat. Pracowity, wszystko umie. Żona z nim nie zginie. Ale dziewczyny na wieś nie chcą - dziwi się Anna Bogdan.

Doskonale pamięta, jak w Lipszczanach było, zanim wieś przecięła granica.

- Chodziliśmy na cmentarz. A teraz tam nikogo nie puszczają. Jak tam chodzić? - mówi przez łzy pani Anna. - Jak nas oddzielili, nie wolno było nikomu płakać. Trzeba było się cieszyć, że tak nam będzie dobrze. Ale pewnie, że ludzie płakali - wspomina.

- Pewnie, że niektórzy się bali Unii. Do dzisiaj nie składają wniosków o dopłatę, bo boją się, że trzeba będzie zwrócić pieniądze. Ale moim zdaniem rolnikom jest bardzo dobrze, bo mają dotacje - przekonuje Jan Filipowicz, sołtys wsi Lipszczany.

Jemu się podoba. Jest dumny, że w 2003 roku głosował za przystąpieniem Polski do Wspólnoty Europejskiej. Sam też chętnie sięga po unijne złotówki. Kupił za nie sprzęt. Dzięki temu jego gospodarstwo prężnie się rozwija. Pan Jan ma 54 hektary ziemi.

- Ale Unia nie jest sprawiedliwa w dzieleniu dotacji. Są tacy, którzy nie orzą i nie sieją. Mieszkają i pracują w mieście i też biorą pieniądze, bo mają ziemię na wsi - wytyka Filipowicz.

Jest zaradny i przedsiębiorczy. Trzy lata temu kupił w Sidrze jeden z geesowskich budynków. - Skupuję tu zboże. Trzeba coś robić i nie czekać aż ktoś da. Interes idzie mi dobrze. Nie narzekam. Pomaga żona, która uczy w szkole w Rygałówce - dodaje Filipowicz.

Jednak ubolewa, że wieś wyludnia się, Jest bardzo mało gospodarzy. Przelicza, że takich aktywnych jest może z sześciu.

- Poza tym dużo osób wyjechało, inni wymierają. Chciałoby się, żeby chociaż ze 20 gospodarzy na wsi było. Wtedy byłaby prężna. Niestety, mieszkamy przy samej granicy, gdzie nie ma żadnej przyszłości dla młodych - zauważa sołtys.

Jego córka studiuje w Białymstoku zarządzanie. I z dyplomem nie chce wracać do Lipszczan. Syn zdaje w tym roku maturę. I też nie zostanie na gospodarstwie. Sołtys zastanawia się, co zrobić, by młodzi tak nie uciekali ze wsi. - Uchodźcy powinni do nas przyjść. Ale nie mężczyźni, a raczej kobiety, bo dużo u nas kawalerów. Ale jak widać w telewizji, to przeważnie uciekają mężczyźni - żartuje Jan Filipowicz.

Jest przekonany, że gdyby w Lipszczanach powstało przejście graniczne, to byłoby inaczej. To szansa na rozwój dla tej biednej i zapomnianej przez świat wsi. I turystyka zakwitnie, i handel z Grodnem się ożywi, i miejsca pracy się znajdą. - Nie wiem dlaczego nie ma przejścia. Grunty, o ile dobrze pamiętam, zostały wykupione. I do tej pory nic się nie dzieje. Pytałem burmistrza i nic konkretnego nie usłyszałem - opowiada Jan Filipowicz.

Wieś nierozpoznawalna

Lech Łępicki, burmistrz Lipska z ciężkim sercem opowiada o Lipszczanach. I dziwi się, że tak bardzo interesujemy się tą wsią. Bo jak sam określa, jest taka nierozpoznawalna.

- Lipszczany kojarzą mi się z przejściem, o które walczymy od 25 lat. Odkąd jestem burmistrzem wspólnie z sąsiednimi gminami się o nie staramy - zapewnia Lech Łępicki.

By załatwić sprawy wydeptał ścieżki między urzędami. Burmistrz pokazuje nam grubą teczkę z dokumentami.

- Tu jest cała historia. Wystąpienia, uchwały... Wszędzie piszę w tej sprawie. Ale wychodzi na to, mówiąc kolokwialnie, że zaparło się. A od 12 lat nic się nie dzieje się w tej sprawie - szczerze przyznaje burmistrz.

- Wypiliśmy beczkę wódki, i jeszcze drugie tyle należałoby wypić, by otworzyć to przejście. Po prostu były przeszkody - mówi Andrzej Lićwinko, były burmistrz Lipska.

Tymczasem biuro prasowe Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że utworzenie nowego przejścia granicznego wymaga uzgodnień formalnych pomiędzy Polską a Białorusią.

Duch złego generała

Położony nad rzeką Biebrzą Lipsk słynie z pisanek wielkanocnych. Ale nad miastem wciąż krąży duch gen. Mirosława Milewskiego. To czarna postać komuny. Generał, który mógł maczać palce w zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, w Lipsku nadal jest honorowym obywatelem. - Rzadko odwiedzają nas dziennikarze, ale oburza mnie to, że nasze miasto jest tylko kojarzone z Milewskim - wzdycha Łępicki.- Podejrzewam, że towarzystwo wzajemnej adoracji, gdzieś przy kawie, wręczyło mu taki dyplom, by mu było miło - ironizuje.

A wracając do Unii, zapewnia, że gmina skorzystała ze wsparcia. I to na plus.

- Powstało kilkadziesiąt kilometrów dróg, ok. 70 kilometrów wodociągów. A szkoły i urzędy zostały ocieplone. Wybudowaliśmy boisko Orlik, świetlice też zaistniały - wylicza jednym tchem Lech Łępicki.

Żałuje, że nie udało się otworzyć nowych zakładów pracy. Może wtedy ludzie tak by stąd nie wyjeżdżali.

- Niestety, liczba ludności w gminie spada. Młodzi szukają pracy w Anglii, Niemczech. W 2015 roku wydaliśmy aż 300 wniosków do pracy u naszych zachodnich sąsiadów - nie ukrywa Łępicki.

I przekonuje: - Jeśli nie będzie przejścia w Lipszczanach, to nie będzie dróg, inwestorów, ani rozwoju turystyki i małego handlu - mówi wprost burmistrz.

Same Lipszczany, oprócz mieszkających tam rolników, nie skorzystały z unijnych funduszy. Nie ma tu świetlicy, sklepu. I kościoła też. Nic tu nie ma.

- Czujemy się jak na końcu świata. Przyjdzie niedziela, nie ma gdzie pojechać. W Lipsku nic się nie dzieje. Najbliżej do Augustowa. Raz w miesiącu jeżdżę na basen do Druskiennik - opowiada sołtys.

- Ja tam za kinem i teatrem nie tęsknię, a internet mam w telefonie - rzuca Paulina Burakiewicz. Mieszka z mężem Piotrem i teściową Krystyną tuż pod samą granicą. Do Lipszczan zjechała aż z Opolszczyzny. Bo się zakochała. - To co, że nie mamy ubikacji w domu? Tam gdzie mieszkałam też była wspólna łazienka na klatce - opowiada.

Na jej podwórzu w Lipszczanach pasą się cztery krowy mięsne. Na dachu obory zalega jeszcze azbest. Ale Burakiewiczów nie stać na jego wymianę. Są na dorobku. Gospodarzą na 19 hektarach, w tym część dzierżawią.

- Niby dostaliśmy wsparcie z programu młody rolnik. Kupiliśmy sprzęt. No i pieniądze się rozeszły - mówi pani Paulina. Twierdzi, że wcale nie odczuwa unijnych dopłat. Bo trzeba kupić paliwo i nawozy. Dlatego, by dorobić, mąż latem wykasza rowy.

Zapewnia, że nie zamierzają się ruszać z Lipszczan. - Moglibyśmy pojechać za granicę, ale mama sobie sama nie poradzi. Mogłabym pracować, ale jest jeszcze mały - pani Paulina trzyma na ręku dwuletniego synka Kubę. Uczyła się na cukiernika. Jak na te czasy, to dobry zawód. Ale, jak mówi, w pobliżu nie ma żadnej cukierni. - Do Augustowa tylko jeden autobus jeździ. Potem o 17 przyjeżdża, więc nie ma jak- tłumaczy kobieta.

- Co ja tam będę się wypowiadać, czy ta Unia jest dobra, czy straszna. Dostałam emeryturę, więc lepiej się żyje - cieszy się Krystyna Burakiewicz.

Tu Unia się zaczyna

W 2004 roku, kiedy pojechaliśmy do Lipszczan, spośród 25 chałup w 11 mieszkały tylko wdowy, a tylko w trzech młodzi ludzie. Najszczęśliwsi byli ci, którzy mieli w rodzinie chociaż jednego emeryta. Mieszkańcy ciągle mieli w pamięci to, co spotkało ich rodziny po drugiej wojnie światowej. Po wytyczeniu granicy trzynaście gospodarstw z tej wsi pozostało po wschodniej stronie.

Tu Unia się zaczyna. Powroty

12 lat minęło od maja 2004 roku, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Odwiedziliśmy wtedy przygraniczne miejscowości naszego regionu. Pytaliśmy ludzi, jakie mają nadzieje, obawy. Teraz razem z dziennikarzami Radia Białystok sprawdzimy, co zostało z tamtych oczekiwań, wątpliwości. 20 maja opiszemy powrót do Krynek, a w kolejne piątki rewizyty w innych miejscowościach. Reportaże z cyklu „Tu się Unia zaczyna. Powroty” będzie można także usłyszeć na antenie Polskiego Radia Białystok w każdy piątek od 13 maja do 10 czerwca o godz. 11.15 i 22.30 oraz na www.radio.bialystok.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny