W niedzielne przedpołudnie razem z setkami białostoczan stałem przed kościołem Św. Wojciecha. Wszyscy z przerażeniem patrzyliśmy na pożar niszczący stuletnią wieżę.
Przejmujące było też to, że tłum milczał. Z pewnością niejeden z nas modlił się w myślach. Dojmujące były te chwile, ale i mimo trwogi podnoszące na duchu. Oto znowu byliśmy wszyscy razem. To nam działa się niczym niezawiniona krzywda. Bo na naszych oczach ginął widok utrwalony w pamięci naszych dziadków i rodziców. Te płomienie unicestwiały nasze, niezależnie od poglądów i wyznania, wspólne dziedzictwo. Niszczyły to, z czego jesteśmy dumni, co traktujemy jako dobro wspólne.
Niestety zajrzałem też na internetowe fora. Niepotrzebnie. Zobaczyłem inny świat, pełen nienawiści, głupoty, psychicznych dewiacji wypisywanych anonimowo. Potrafimy być wstrętni i podli. Jak trzeba być prymitywnym, aby cieszyć się, że spłonęła budowla, która jest symbolem, dla jednych wiary, dla drugich urody miasta, a też i naszej historii.
O historii świątyni przy ulicy Warszawskiej pisałem wielokrotnie. Czas może przypomnieć jej twórcę. Był nim Johannes Wende. Gdy czytam jego obszerny biogram autorstwa Krzysztofa Stefańskiego, to znajduję w nim wiele wątków łączących Wendego z Białymstokiem. Urodził się w 1873 roku w rodzinie od pokoleń zajmującej się włókiennictwem. Jego dziad Georg był tkaczem, który w latach dwudziestych XIX w. osiedlił się w podłódzkim Konstantynowie. Ojciec - Juliusz też był mistrzem tkackim. Nic więc dziwnego, że i Johannesowi planowano podobną karierę zawodową. Ukończył więc łódzką Szkołę Rzemieślniczą, lecz nie kontynuował rodzinnej tradycji. Postanowił zająć się budownictwem. To pierwszy, jeszcze niezbyt wyrazisty wątek białostocko-łódzki.
Elementem łączącym było oczywiście włókiennictwo. W domu Johannesa musiano często mówić o Białymstoku jako o ważnym włókienniczym ośrodku. To była silna więź pomiędzy Łodzią - Manchesterem Polskim i Białymstokiem - Manchesterem Północy.
Młody Johannes Wende tajniki budownictwa i architektury zgłębiał w niemieckich szkołach. W 1897 roku powrócił do Łodzi. Miał zaledwie 24 lata, ale zaskoczył wszystkich. Po zawiązaniu spółki z Adolfem Zarske zgłosił się do ogłoszonego właśnie konkursu na projekt i budowę kościoła katolickiego w Łodzi. Jego praca zaszyfrowana pod hasłem "Bogu na chwałę" wygrała z 36 projektami nadesłanymi z całej Europy. W Łodzi zawrzało.
Zewsząd słychać było głosy, że to niepodobna, aby protestant był projektantem największego w mieście katolickiego kościoła. I tu w sukurs Wendemu przyszedł Józef Pius Dziekoński, który w 1899 roku wystawił młodszemu koledze świetną rekomendację. Chwalił jego talent, wyczucie materiału i rozmach w projektowaniu. No i mamy kolejny białostocki wątek. Dziekoński, wybitny polski architekt, w tym samym czasie kończył prace nad projektami białostockiej fary. Czy pokazywał je Wendemu? Być może, bo łódzki kościół wzniesiony był też w modnej neogotyckiej manierze.
Łódzcy ewangelicy, będąc pod wrażeniem sukcesów Wendego zaproponowali mu w 1904 roku zaprojektowanie i budowę nowej świątyni. Architekt tym razem sięgnął do inspiracji romańskich. Budowa rozpoczęła się w 1909 roku. Tu już mamy bezpośredni związek Wendego z Białymstokiem. Białostocki, wspaniały pastor Teodor Zirkwitz musiał słyszeć o młodym łódzkim architekcie. Projekt kościoła pod wezwaniem Św. Mateusza pewnie zrobił na nim spore wrażenie.
Nic więc dziwnego, że Wende otrzymał zamówienie na projekt nowego kościoła w Białymstoku. Realizując łódzką świątynię pracował więc jednocześnie nad białostocką. W efekcie powstały bliźniacze budowle. Różni je tylko skala. Nie dziwi to. W Łodzi społeczność ewangelicka liczyła blisko 60 tysięcy wiernych. W Białymstoku było ich tylko 5 tysięcy. Wende zachowując więc te proporcje stworzył w Białymstoku miniaturę łódzkiej kirchy. W trakcie budowy Białystok znacznie wyprzedził Łódź. Tam budowa zakończyła się dopiero w 1928 roku. U nas w 1912.
Wende miał jeszcze kilka udanych realizacji. Wszystkie zachowały się w Łodzi. Z powodzeniem zajmował się budownictwem mieszkaniowym. Stworzył też oryginalne mauzolea na cmentarzach protestanckich. Po zakończeniu budowy kościoła Św. Mateusza nieoczekiwanie zaprzestał działalności architektonicznej i budowlanej. Poświęcił się wyłącznie pracy społecznej. Lata wojny spędził w Łodzi. Opuścił to miasto wraz z najbliższymi w 1944 roku Osiadł w Austrii, gdzie mieszkała jego córka Ilza. Zmarł w 1954 roku i został pochowany w Burgau.
Dziś często do Łodzi przyjeżdża z Berlina wnuk Johannesa - Ingo Wende. Może warto zaprosić go i do Białegostoku.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?