Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konstytucja 3 Maja - czy wykorzystaliśmy szansę?

Mirosław Miniszewski
W XVIII wieku byliśmy w czołówce, jeśli chodzi o potencjał modernizacyjny. Zgubiła nas, paradoksalnie, zbyt duża doza wolności, lub raczej anarchii.
W XVIII wieku byliśmy w czołówce, jeśli chodzi o potencjał modernizacyjny. Zgubiła nas, paradoksalnie, zbyt duża doza wolności, lub raczej anarchii.
Świętując 3 maja pamięć konstytucji, powinniśmy wiedzieć, że polityczny dobrostan nigdy nie jest dany na zawsze, że w każdej chwili jedną błędną decyzją możemy stoczyć się jako państwo do roli marionetki czy instrumentu obcej polityki.

Wspominając Konstytucję 3 maja z 1791 roku, warto sobie uświadomić, że klęska tego projektu spowodowała, że kraj nasz zatrzymał się w połowie drogi ku nowoczesności. Z europejskiej potęgi, opartej wcześniej na monarchii, mogliśmy przekształcić się ewolucyjnie w potęgę modernizującego się wówczas świata. Jednak stoczyliśmy się w polityczny niebyt na ponad wiek. Konstytucja nasza była drugim w historii tego typu aktem, zaraz po amerykańskiej, uchwalonej zaledwie dwa lata wcześniej.

Był to wtedy czas wielkich przemian. Powstawały zalążki politycznego ładu, które ukształtowały w dużej mierze naszą współczesną rzeczywistość. Nie wybraliśmy wariantu rewolucyjnego, jak to miało miejsce we Francji. Nie zakładaliśmy nowego państwa, jak to mogli zrobić na skolonizowanym kontynencie Amerykanie. Wybraliśmy nowatorski i bardzo przemyślany krok ku oświeceniu, korzystając z najnowocześniejszych, jak na owe czasy, rozwiązań.

Utracony czas

Można tylko przypuszczać, że gdyby projekt ten został doprowadzony do końca, gdyby nie otaczające nas wrogie i zachłanne mocarstwa oraz, przede wszystkim, gdyby nie zdradziecka i sprzedajna sitwa targowiczan, bylibyśmy prawdopodobnie potęgą światową, która w przeciągu kilku dekad stałaby się jedną z głównych sił politycznych nowoczesnego świata. Ten kompleks niespełnienia tkwi w nas do dzisiaj.

Na poziomie zbiorowej świadomości - o ile coś takiego w ogóle istnieje - jest to wyrwa niedająca się niczym załatać. Dlatego jako naród potrzebujemy jakiejś formy zbiorowej terapii, bo jesteśmy jak rodzina, która utraciła potężny spadek po przodkach i która stała się grupą wydziedziczonych bękartów. To, co utraciliśmy, nie jest już w żaden sposób do odzyskania.

Utrata potencjalnego dobrostanu, który mógł się wytworzyć na skutek reform oświeceniowych, to w rzeczy samej przede wszystkim czas, którego nas pozbawiono. Czas, którego nigdy już nie odzyskamy. Są to także ludzie, których nie wskrzesimy, i ich mądrość, która nigdy już nie zaowocuje.

W XVIII wieku byliśmy w czołówce, jeśli chodzi o potencjał modernizacyjny. Zgubiła nas, paradoksalnie, zbyt duża doza wolności, lub raczej anarchii. Zewnętrzni wrogowie, wykorzystując słabość polskich elit, tak długo mącili i z taką determinacją jątrzyli wewnętrzną niezgodę Rzeczypospolitej, że w efekcie doprowadzili do totalnej politycznej zapaści i zaboru naszych ziem.

Po ponad wieku odzyskaliśmy na chwilę podmiotowość polityczną. Byliśmy jednak za słabi, aby przeciwstawić się destrukcyjnym siłom, które były ubocznymi skutkami modernizacji i oświecenia. Chwilowa słabość zaborców pozwoliła im wyrwać zabrane wcześniej ziemie. II wojna światowa zaczęła się znów w czasie, gdy byliśmy w połowie drogi ku nowoczesności. Dla nas wojna ta skończyła się jednak dopiero w 1989 roku.

Od 20 lat jesteśmy wolnym i suwerennym państwem. To, że po dekadach wyrzynania naszych elit, rugowania polskości i dewastowania ekonomicznego jesteśmy w stanie dzisiaj być sprawnie działającą, rozwijającą się i znaczącą w tym regionie świata republiką, jest prawdziwym cudem. Tylko świadczy to o potencjale, który tkwi w nas i żadną siłą nie daje się zniweczyć. Jest to niewątpliwie powód do refleksji. Żaden inny naród nie zniósłby takiego losu.

Los nam siły nigdy nie skąpił

Wspomina się nam od czasu do czasu, że stoimy obecnie w obliczu możliwości, o jakich nigdy wcześniej się nam nie śniło. Integracja z Unią Europejską pozwala nam na dokonanie potężnego skoku cywilizacyjnego, umożliwiającego modernizację i rozwój prowadzący ku złotemu wiekowi dobrobytu i wolności. Jednak bezkrytyczna wiara w modernizację jest oparta na fałszywych przesłankach, Jej epoka jest już bowiem dawno za nami.

Idee Konstytucji 3 maja dawno są nieaktualne, a pamięć cywilizacyjnego zrywu dwudziestolecia międzywojennego na nic się nam dzisiaj w praktyce nie przyda. Świat, w którym przyszło nam żyć, wymaga innych projektów, innych idei i całkiem nowej polityki. To nie jest świat rozwijający się, tylko rzeczywistość cywilizacji, która dawno osiągnęła swój szczyt i teraz wymaga dalszej ewolucji, głębokich reform, albo czeka ją niechybny kres.

Ponadto pod względem kultury politycznej cały czas tkwimy w wielkopańskiej anarchii, która ongiś przyniosła nam zgubę. Dlatego to nie rewitalizacja dawnych projektów i marzeń, tylko baczna obserwacja świata i samych siebie tak, aby w kluczowych dla historii momentach zachowywać trzeźwość spojrzenia i krytycyzm. Lekcja bowiem z wydarzeń związanych z 3 maja 1791 taka dla nas płynęła i nadal płynie, że przez własne zacietrzewienie i niedojrzałość traciliśmy przez wieki siłę, której los nam nigdy przecież nie skąpił. Tylko rozumu i zgody nie starczało nigdy, aby ją umiejętnie wykorzystywać.

Niczego się nie nauczyliśmy

Patrząc na współczesnych polskich polityków, widać cały czas te same postawy co ponad dwieście lat temu; takie same mechanizmy taktyczne co wtedy, kiedy to jeden polityk i szlachcic drugiego zwalczał w imię partykularnych interesów. Warto sobie przypomnieć, że samo uchwalenie Konstytucji 3 maja nastąpiło w warunkach zamachu stanu! Groźba zbrojnej interwencji stronnictwa moskiewskiego spowodowała, że zwolennicy uchwalenia konstytucji przyspieszyli termin obrad o dwa dni i skorzystali z okazji, że ich główni adwersarze nie wrócili jeszcze z wielkanocnej przerwy świątecznej.

Duże grono postępowych posłów udawało się na miejsce obrad w głębokiej tajemnicy, pod baczną strażą oddziałów gwardii królewskiej oraz wojska, pozostającego pod komendą księcia Józefa Poniatowskiego. Poziom ówczesnego warcholstwa zniweczyłby niechybnie wszelkie projekty oświeceniowych reform. Histeria części ówczesnych posłów, tych przeciwnych zmianom, jest jakoś dziwnie znajoma i wydaje się bardzo współczesna. Na przykład w czasie obrad Sejmu poseł ziemi kaliskiej, Jan Suchorzewski, wywlekł siłą na środek sali swojego kilkuletniego syna i krzyczał przeraźliwie, że zabije go, aby nie dożył on tej niewoli, którą konstytucja szykuje Polsce.

Tylko rok Rzeczpospolita funkcjonowała w ładzie prawnym nowej konstytucji. Jak pamiętamy z lekcji historii, kilku możnych posłów zdradziło na rzecz Rosji, której ówczesna władczyni zapoczątkowała trzyetapowy proces rozbioru państwa polskiego. Na ponad wiek zapadły nad Polską ciemności.

W 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość. I co z tego? Nic się nie zmieniło, aby ratować Polskę i utrzymać ład w obliczu licznych zagrożeń, Marszałek Piłsudski musiał w końcu rozpędzić parlamentarzystów i za pomocą zamachu ratować rację stanu. Na ile postąpił słusznie, nie czas teraz rozważać. Niemniej daje to dzisiaj do myślenia. Jak zwykle, awanturnicy byli gotowi doprowadzić do destrukcji, byle tylko postawić na swoim. Potem była wojna, a po jej zakończeniu sowiecka okupacja. Rosjanie po zaborach zawsze już będą uważać Polskę za swoje podwórko.

1989 rok rozpoczął nowy etap. Są dzisiaj tacy, którzy uważają, że okrągły stół był analogią do konfederacji targowickiej. Inni sądzą - i są, zdaje się, w większości - że był on pierwszym w historii aktem politycznym, w którym polityczna mądrość przemogła skłonność polskiej elity do anarchii. Kto miał rację? Historia to z pewnością oceni. Chociaż już dzisiaj widać, że rację mają raczej ci drudzy. Bez względu na wszystko, III Rzeczpospolita kilka razy stała w obliczu głębokiego kryzysu wywołanego anarchią i niską kulturą polityków.

Czasami wydaje się, że bez wprowadzenia okresowych stanów wyjątkowych nie da się okiełznać polskiego warcholstwa i zatrważającego poziomu intelektualnego ludzi, którzy nami rządzą. Pomimo tego, że obecnie rządzący nie są tymi, na których chętnie się patrzy, że brakuje im bardzo dużo, to chyba żyjemy po raz pierwszy w historii w okresie politycznego spokoju. Jest to w rzeczy samej największy spokój, jakiego kiedykolwiek Rzeczpospolita doświadczała. Jeśli tego nie wykorzystamy, to nie ma już dla nas ratunku, bo lepiej już chyba być nie może. Jeśli tak marny rząd, jak ten obecny, jest w stanie dać nam taki komfort, to aż trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby Polską rządzili dzisiaj naprawdę mądrzy i kompetentni ludzie.

To nie koniec drogi

Mimo wielkiego postępu cywilizacyjnego cały czas jesteśmy państwem, które zatrzymało się w pół drogi. Dwieście lat za resztą cywilizacji atlantyckiej w procesie modernizacji, pięćdziesiąt lat do tyłu w procesach zapoczątkowanych nastaniem epoki postindustrialnej. Dzisiaj procesy cywilizacyjne mają taki impet, że strat w innych dziedzinach nie da się już obliczyć czasowo. Z całą pewnością jesteśmy zacofani w innowacyjności, ekologii, emancypacji, demokratyzacji i kultury, a także, co najważniejsze, w edukacji.

W dziedzinie wolności słowa jesteśmy na 47. miejscu w światowym rankingu - tuż przed Liberią i Togo. Wyprzedzają nas choćby takie państwa jak Urugwaj, Republika Zielonego Przylądka czy Ghana. Z badań wynika, że ponad 40 procent Polaków żywi antysemickie uprzedzenia - mimo że żyją wśród nas świadkowie Holocaustu! To wstyd i świadectwo głębokiego zacofania. Do tego praktycznie cała polska klasa polityczna to nieudolni amatorzy; zawistni i zepsuci władzą ludzie, którzy dla partykularnego interesu są gotowi poświęcić wszystko, z godnością i honorem włącznie.

Premier polskiego rządu, który całą politykę swojego gabinetu kieruje ku temu, aby zostać w przyszłości prezydentem - tylko po to, aby wyleczyć swój kompleks - to nie jest powód do dumy, tylko płaczu.

Pod wieloma względami nasza dzisiejsza pozycja polityczna jest podobna do tamtej z końca XVIII wieku. Inne jednak przed nami cele i projekty. Nowe idee stoją za nimi. Ale racja stanu jest taka sama. Świętując 3 maja pamięć konstytucji, powinniśmy wiedzieć, że polityczny dobrostan nigdy nie jest dany na zawsze, że w każdej chwili jedną błędną decyzją możemy stoczyć się jako państwo do roli marionetki czy instrumentu obcej polityki.

Tylko od siły i mądrości naszych mężów stanu, których za bardzo nie mamy - ale możemy skłonić część polityków do udawania, że nimi są, to też jakaś metoda - zależy nasza przyszłość. Bardziej niż ojcowie założyciele oświeceniowej Rzeczypospolitej muszą dzisiejsi politycy obserwować świat i samych siebie. Każdy błąd może nas kosztować kolejne wieki straconych szans.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny