Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurenci i pracownicy notorycznie szkalują firmy w internecie

Tomasz Mikulicz [email protected] tel. 85 748 95 54
Jedna z czytelniczek „Porannego” skarży się, że jej firma jest szkalowana, bo na forach pojawiają się wpisy nie mające nic wspólnego z jakimikolwiek faktami
Jedna z czytelniczek „Porannego” skarży się, że jej firma jest szkalowana, bo na forach pojawiają się wpisy nie mające nic wspólnego z jakimikolwiek faktami
W środku wesela uciekła kucharka, goście zastali pannę młodą ze świadkiem w toalecie w dwuznacznej sytuacji.

Tego typu wpisy pojawiają się na internetowych forach na temat domu weselnego Marysieńka w Sokołach. – Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie uwierzą w każdą bzdurę, byleby to była wielka bzdura. Tak jest też w moim przypadku – mówi Andrzej Gąsowski, właściciel domu weselnego.

Twierdzi, że szkalowanie jego firmy trwa od kwietnia. – Choć nie mam przez to mniej klientów, to staje się to już denerwujące. Po wpisach o „akcji w toalecie“ dzwonią do mnie np. osoby, które miały u mnie przyjęcie weselne i skarżą się, że znajomi pytają ich, jak to się mogło stać. A to przecież wszystko nieprawda.

To tylko miejska legenda

Przygoda panny młodej ze swym świadkiem to jedna z tzw. legend miejskich, czyli – przenoszonych na zasadzie plotki i pozornie prawdziwych – opowieści, które mają za zadanie budzić żywe emocje wśród słuchaczy.

– Przed laty taką legendą była np. opowieść o porywającej dzieci czarnej wołdze. Słyszałem, że o pannie młodej i świadku było ostatnio głośno m.in. w Katowicach. Przypadek mojego domu weselnego potwierdza, że opowieść ta dotarła już na Podlasie – dodaje Andrzej Gąsowski.

Chętnie machnął by na to wszystko ręką, lecz wesele jest dla wielu ludzi tak ważnym momentem w życiu, że nie można dopuścić, by coś go popsuło.

– Podejrzewam, że wpisów dokonuje ktoś z konkurencji, kogo boli, że choć jest dłużej na rynku, nie radzi sobie tak dobrze jak ja – uważa Andrzej Gąsowski.

Ze swoim problemem zgłosił się do prokuratury, która bada teraz sprawę.

Nawet jeśli prokuratura umorzy postępowanie, to ma on nadzieję, że ustali adres IP komputera i tym samym osobę, która napisała te teksty.

Jedna z czytelniczek „Porannego” skarży się, że jej firma jest szkalowana, bo na forach pojawiają się wpisy nie mające nic wspólnego z jakimikolwiek faktami. Są stekiem wulgaryzmów skierowanych w panią prezes. – Ty taka, a taka. Ty zrobić mi możesz to i to. To są wpisy na takim poziomie. Kilkakrotnie zgłaszaliśmy się do administratora forum o usunięcie wpisów. Niestety nasz trud był bezcelowy. Powinno się wprowadzić jakieś kontrole treści publikowanych w internecie – podkreśla Czytelniczka.

Szkalowanie to przestępstwo

Aspirant Justyna Aćman z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku mówi, że po adresie IP można ustalić właściciela komputera, lecz sytuacja zaczyna się komplikować, kiedy osoba udzielająca się na forum robi to np. w kawiarence internetowej. – Wtedy trzeba dokładnie ustalić godzinę dokonania wpisu i spróbować dowiedzieć się, kto korzystał z danego komputera.

Choć może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, w internecie nie na anonimowości. – Autora każdego wpisu można znaleźć – podkreśla aspirant Aćman. – Internauci nie powinni czuć się bezkarnie. Każdy, kto uważa, że jest w sieci szkalowany, może zgłosić się z tym na policję lub bezpośrednio do sądu. Postępowanie toczy się wówczas na wniosek takiej osoby.

Czytaj także: Chude lata przed branżą ślubną. Wybieramy życie na kocią łapę


Są i plusy

Radosław Oryszczyszyn, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku uważa, że zakaz w sieci nie działa.

– Zawsze znajdzie się ktoś, kto go złamie. Internet ma swoje minusy, ale i plusy. Plusem na pewno jest fakt, że dzięki niemu możemy swobodnie się ze sobą komunikować, wyrażać opinie. Minusem zaś jest to, że internauci mogą dopuszczać się uporczywego szkalowania. Myślę, że takie sytuacje są marginesem i korzyści jednak przeważają. Wyrażone przez internautów opinie o tej, czy innej firmie, bądź osobie mogą się okazać bardzo pomocne.

Coraz częściej pracodawcy przed przyjęciem do przedsiębiorstwa nowej osoby, szukają o niej opinii w sieci.

– Z kolei firmy, które – tak jak np. domy weselne – świadczą usługi oparte w sporej mierze na zaufaniu, powinny dbać o swój internetowy image – zauważa Radosław Oryszczyszyn. – Myślę, że zamiast zmuszania administratorów portali do usuwania nieżyczliwych wpisów, lepszym kierunkiem walki ze szkalowaniem jest prowadzenie odpowiedniego pijaru, polegającego chociażby na dementowaniu nieprawdziwych wiadomości i świadczeniu jak najlepszych usług.

Czytaj także: Handel w Internecie. Czy jesteś pod lupą Urzędu Kontroli Skarbowej?

Zerwijmy z anonimowością

Inaczej na sprawę patrzy etyk Jerzy Kopania, rektor Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. – Ja bym chciał, żeby wszystkie zamieszczone przez internatów wpisy musiały być opatrzone ich adresami IP. To nauczyłoby odpowiedzialności za słowa. Osobiście nie wyobrażam sobie, bym wypowiedział się na jakikolwiek temat bez podpisania się swoim imieniem i nazwiskiem – mówi prof. Kopania.

Dodaje, że chęć oczerniania bliźnich leży w ludzkiej naturze. Dawniej było to utrudnione. Trzeba było uważać, by szkalowany nie dowiedział się , że to właśnie my jesteśmy autorami jakiejś nieprzyjemnej plotki. Teraz wystarczy wpisać obraźliwe słowa na internetowym forum. Z biegiem lat język używany przez internautów coraz bardziej się brutalizuje. Wpływ ma na to też m.in. obniżenie się poziomu życia publicznego. Dotyczy to przede wszystkim świata polityki. Partie nie troszczą się już o szeroko pojęte dobro wspólne, lecz zależy im tylko na robieniu osobistych interesów. Dlatego zwykła wymiana zdań sprowadza się często do obrzucania się błotem.

Profesor Kopania uważa, że – choć niektórzy mogą to nazwać wolnością słowa – to co wypisuje się na forach internetowych, trudno nieraz nazwać inaczej niż chamstwem.

Ujawnia nieuczciwych

Okazuje się jednak, że wpisy internatów mogą nieraz przestrzegać przed nieuczciwymi pracodawcami. Tak miało być w przypadku bardzo często opisywanej przez internatów firmy, która zajmuje się sprzedażą artykułów przemysłowych.

– Miałam być hostessą w jednej z białostockich galerii handlowych. Tymczasem – razem z inną pracownicą tej firmy musiałam jechać „stopem“ do Kolna i sprzedawać ludziom na ulicy jakieś perfumy. Kiedy wróciłam do Białegostoku nie chciałam już mieć z tą firmą nic wspólnego. Nawet mi nie zapłacono – żali się jedna z naszych Czytelniczek.

Szef firmy, którego poprosiliśmy o wyjaśnienie, dementuje te informacje. – Proszę, niech ta osoba to udowodni – mówi.

Niedoszła hostessa twierdzi, że rzeczywiście udowodnić cokolwiek będzie trudno, bo pracodawca nie podpisał z nią żadnej umowy. Miał to zrobić później.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny