Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna sprząta cudze mieszkania. A czasem i... życia. Jest szefową białostockiej firmy sprzątającej. Byle bałagan jej nie przerazi

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Uwielbiam sprzątać - mówi Justyna Arciszewska
Uwielbiam sprzątać - mówi Justyna Arciszewska Archiwum prywatne
Sprzątanie? Uwielbiam! Choć wolę to robić u kogoś niż u siebie - śmieje się Justyna Arciszewska, szefowa białostockiego Pogotowia Sprzątającego. Na co dzień pomaga ludziom w utrzymaniu porządku w ich domach. Chętnie też podejmuje się zadań - jak mówi - hardkorowych, gdzie mieszkanie jest tak zapuszczone, że właściwie nie da się już tam mieszkać.

Pogotowie Sprzątające w Białymstoku. Działa od pięciu lat

Pamiętam człowieka, który na łóżku położył kilka kabli. Potem dokładał tam kolejne i kolejne… Po kilku miesiącach spod kabli nie było widać pościeli, a on spał na tym stosie, tak po prostu - opowiada Justyna Arciszewska.

Jest szefową białostockiej firmy sprzątającej. Założyła ją pięć lat temu i nazwała „Pogotowie sprzątające”. Jak wspomina, nazwę wymyśliła siedząc na balkonie. Rozważała „Czyścidełko”, „Mopiadełko…”, ale nic jej nie pasowało.

- Bo te nazwy nie były w moim stylu. Ja lubię konkretne, ale wyróżniające się - mówi.

Wcześniej też zajmowała się sprzątaniem, ale jako pracownik zatrudniony na etacie. Zawsze bardzo lubiła swoją pracę. I oczywiście nadal lubi. - Wciąż o niej gadam - uśmiecha się. I tłumaczy:

Dla wielu ludzi porządki to początek nowego życia

Kiedy przestała pracować na etacie, wymyśliła własny biznes: sprzątanie mocno zapuszczonych, hardkorowych pomieszczeń. Oczywiście ma też takich klientów, których odwiedza raz w tygodniu. Albo takich, którzy dzwonią do niej co jakiś czas, na przykład przed świętami. Ale - jak po cichu przyznaje - gdyby codziennie dostawała tylko takie zlecenia, szybko by się znudziła. Poza tym, słowo „Pogotowie” w nazwie firmy przecież do czegoś zobowiązuje. Dlatego często dzwonią do niej ludzie, którzy tej pomocy w sprzątaniu naprawdę potrzebują. W wielu przypadkach porządki w ich domu to dla nich początek zmian w życiu. Bo czasem ludzie nie mają siły, by zacząć działać, by wyjść z życiowego dołka, zwłaszcza gdy otacza ich brud i nieopisany bałagan.

Pewnie, to nie jest praca dla każdego. Justyna Arciszewska przyznaje, że trzeba tu dużo cierpliwości.

- I do pracy, i do ludzi - podkreśla.

Niezbędna jest też dokładność, wytrwałość. No i w pewnych aspektach tej pracy - umiejętność rozmowy z ludźmi.

- Choć jeśli chodzi o zlecenia na cotygodniowe sprzątanie, to z pracodawcami się właściwie nie widzimy. Zdobyliśmy już ich zaufanie, więc dostajemy klucze do ich mieszkań - opowiada pani Justyna.

Więcej tych spotkań i rozmów z drugim człowiekiem jest przy tzw. trudnych, „hardkorowych” zleceniach.

- Tu trzeba nauczyć się wysłuchać drugiego człowieka. I nie oceniać, za żadne skarby! Bo z wierzchu zawsze wszystko wygląda przerażająco i można sobie do każdej sytuacji, każdego przypadku dorobić okrutne teorie, a prawda zwykle wygląda zgoła inaczej - przekonuje pani Justyna. I opowiada, że zwykle ta niemożność posprzątania mieszkania wynika z niemożności… posprzątania swojego życia.

- Czasem ludzie są po prostu na dnie swego życia psychicznego, tak że nie są w stanie podnieść się z łóżka i umyć, a co dopiero zrobić porządek wokół siebie - mówi.

Byle bałagan jej nie przerazi

I opowiada, że już od początku pracy stawiała sobie wyzwania: brała zlecenie coraz to trudniejsze i trudniejsze.

- Zaczęło się od sprzątania po lokatorach. Trafiliśmy na mieszkanie kompletnie zdewastowane przez wynajmujących. Właścicielka była załamana, bo szkody szkodami, ale do tego był przeogromny brud, psie odchody na balkonie, bo pan nie wyprowadzał psa. Ściany były czymś wymazane, brud był ekstremalny - wspomina.

Podjęli się wtedy tego zadania: ona i jej pracownicy. Wysprzątali mieszkanie na glans, a zdjęcia - zrobione przed i po - wrzucili na stronę internetową Pogotowia… Z kolejnymi ekstremalnymi zleceniami robili tak samo. Relacje publikowali też na Tik-Toku, Instagramie… W końcu klienci zaczęli kojarzyć Pogotowie Sprzątające właśnie z takimi ekstremalnymi zleceniami.

- Przyznają, że do zatrudnienia nas bardzo często przekonują ich właśnie te zdjęcia wykonane przed i po naszej pracy. Bo tam naprawdę widać efekty! - mówi pani Justyna.

Ale nie tylko o efekty chodzi. Bo specjalistów od sprzątania jest przecież wielu.

- Ale klienci wiedzą, że my widzieliśmy już dużo i byle bałagan nas nie przerazi. Nie muszą się nas wstydzić. Niejedna sprzątaczka by pewnie od razu uciekła, a ja jestem zaprawiona w boju.

Te hardkorowe sprzątania to w dużej mierze zlecenia, gdy ktoś szuka pomocy dla kogoś. Zwykle dla kogoś bliskiego. Bo widzi, że ten bliski po prostu sobie nie radzi.

- Czasem jest ciężko - szczerze przyznaje szefowa „Pogotowia...” - Bo są mieszkania, gdzie są karaluchy i pluskwy. To, grzecznie mówiąc, trochę niekomfortowe, ale cóż…

Do posprzątania są na przykład mieszkania ludzi, którzy chorują na depresję.

- Najczęściej tych, którzy z tej depresji wychodzą. Walczą o siebie, ale już dookoła siebie nie są w stanie nic zrobić. Bo albo jeszcze nie dadzą rady, albo przez lata nicnierobienia tego bałaganu zrobiło się tak dużo, że po prostu to ich przerasta - mówi pani Justyna.

Dostał trzecią szansę. I już jej nie zmarnuje

Ale są też osoby z zaburzeniami, z niepełnosprawnościami… Bałagan niemal nie do ogarnięcia, taki, który naprawdę przeraża, mają zwykle ludzie, którym w życiu jest - z jakiegoś powodu - ciężko.

W jednym domu, w sypialni, pani Justyna zastała stertę kabli, komputerów, telefonów… Leżały wszędzie, również na łóżku. Na tej stercie starej elektroniki ktoś sypiał od miesięcy. W innym mieszkaniu był pokój, gdzie załatwiały się psy. Były też robaki w lodówce, obok jedzenia. Albo toaleta, której pod warstwą brudu nie było widać. Skrajnych przypadków jest naprawdę sporo.
- A ja staram się nigdy nie pokazać zdziwienia ani obrzydzenia. Żeby nie zawstydzać. Przecież to już się zdarzyło. Nie ma co rozpamiętywać, tylko trzeba znaleźć rozwiązanie - przekonuje. - A żeby się przyznać do brudu i bałaganu, żeby poprosić o pomoc, to i tak wymaga od tych ludzi wielkiej odwagi.

12 ton śmieci w jednym domu

Pamięta też mieszkanie pana, który cierpiał na zbieractwo. W cztery osoby sprzątali je przez tydzień, po 10 godzin dziennie! Wywieźli stamtąd siedem kontenerów śmieci - w sumie około 12 ton.

Do tej pory pani Justyna tam jeździ.

- Robię naloty, by zmotywować go do dbania o porządek - uśmiecha się. I opowiada, że była u niego w ubiegłym tygodniu. - Gary niepozmywane, ale śmieci nie ma! - podkreśla.

Widać, że jest z niego dumna, bo ze zbieractwa trudno jest zrezygnować, więc wie, ile go to kosztuje, by utrzymać ład. - Mówi, że dostał od życia trzecią szansę. I już jej nie zmarnuje.

Zbieractwo to choroba

Podczas sprzątania wszyscy widzieli, że gospodarzowi szkoda pozbywać się tych stosów śmieci, bo on traktował je jak skarby. Ale czasem nie ma wyjścia - żeby ratować człowieka, trzeba poświęcić skarby. Czasem jest ciężko. Bo co ekipa Pogotowia w dzień posprząta i powyrzuca, w nocy właściciel mieszkania znowu przyniesie do domu. I znów sprzątać trzeba od początku. Sprzątać, czyli najczęściej również wyrzucać.

- Staram się zawsze mieć podpisaną odpowiednią umowę, żeby później nie było pretensji, żalu, że coś wyrzuciliśmy - przyznaje. - Dlatego też często pytam, czy osoba, u której sprzątamy, ma odpowiednią opiekę psychologiczną, psychiatryczną. Okazuje się, że często jest ona potrzebna. I bardzo pomaga. Bo zbieractwo to przecież zaburzenie. A ludzie, którzy patrzą na to z boku, często nie rozumieją, że zbieracz zupełnie tego nie kontroluje. On musi przynieść coś do domu i koniec. Nawet wtedy, jak ta rzecz nie jest mu zupełnie do niczego potrzebna. To ważne, by czasem pochylić się nad taką osobą. Tym bardziej, że ta choroba dotyka coraz młodszych ludzi - przekonuje.

I przyznaje, że nie zawsze za tego typu zlecenia bierze pieniądze. Jeśli widzi, że komuś potrzebna jest pomoc, a nie jest w stanie za nią zapłacić - po prostu jedzie i sprząta. - Zwykle za zwrot kosztów dojazdu i ewentualnego noclegu - mówi. I wyjaśnia: - Sprzątam charytatywnie, bo... mogę. Zaczęło się od tego, że na Instagramie napisała do mnie obserwatorka, która zobaczyła któreś nasze hardkorowe zlecenie.

Co napisała? Że jest po ciężkiej chorobie neurologicznej, że przez długi czas jeździła na wózku, że zaniedbała dom, że nie sprzątała. Teraz już stanęła na nogi, wyleczyła się z depresji, poukładała nieco życie, ale nie potrafiła przywrócić porządku w miejscu, gdzie mieszka.

"Jak nie zapłacę, to nie docenię"

- Gdy wysłała mi zdjęcia miejsca, gdzie spała, nie wiedziałam co powiedzieć. To chyba była pierwsza taka sytuacja, która tak bardzo mnie dotknęła. I gdy zrozumiałam, że naprawdę mam moc, żeby jej pomóc. Bo bałagan, który był wokół, trzymał tę kobietę w przeszłości, z której tak bardzo chciała się wyrwać - wspomina Justyna Arciszewska.

Wtedy nie zastanawiała się długo. Jadę - zdecydowała.

Ta pani jej wtedy zapłaciła. „Bo jeśli dostanę coś za darmo, to tego nie docenię” - przekonywała.

- Coś w tym jest - uznała Justyna. Pieniądze wtedy przyjęła, ale… postanowiła pomagać innym. I tak to już się ciągnie - raz na jakiś czas bierze zlecenie charytatywne. Sama. Bo nie chce ciągnąć nikogo ze swojej ekipy, gdy wie, że żadnych pieniędzy z tego nie będzie. - Pewnie, ciężko mi odpowiadać na wszystkie prośby, a tych jest coraz więcej. Nie dam rady pomóc wszystkim, bo przecież też sama wychowuję trójkę dzieci. Ale dwa weekendy w miesiącu, gdy najmłodszy syn jest u ojca, na to pomaganie mogę poświęcić - uśmiecha się.

I po cichu przyznaje, że lubi tego typu zlecenia. Chyba najbardziej dlatego, że po ich realizacji są tak spektakularne efekty. Pewnie, czasem na widok tego brudu trudno jest się powstrzymać od mdłości... Czasem opadają ręce. Czasem ciężko jest i fizycznie, i psychicznie. Ale to, co się dzieje, gdy mieszkanie czy dom są już gruntownie wysprzątane, wynagradza wszystko. No i te wzruszenia na koniec. I łzy podziękowań.

- Za to później nie dam już rady sprzątać we własnym domu. A dzieci też się buntują mówiąc: U innych sprzątasz, a u nas nie możesz - śmieje się pani Justyna. I przyznaje, że coraz częściej znajomi ją pytają, kiedy nakręci własny program telewizyjny pod tytułem: Justyna i jej hardkorowe sprzątanie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny