Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jurowiecka 46: Od pół wieku walczą z miastem o zwrot ziemi

Tomasz Mikulicz
Józef Komorowski, jeden z właścicieli kamienicy przy ul. Jurowieckiej 46
Józef Komorowski, jeden z właścicieli kamienicy przy ul. Jurowieckiej 46 Wojciech Wojtkielewicz/Archiwum
Za wywłaszczone około 450 metrów kwadratowych ziemi nie dostali ani grosza. Do dziś walczą o jej odzyskanie. Wszystkie poprzednie władze miasta im odmawiały, a obecne wystawią działkę na sprzedaż. Dawni właściciele jeszcze raz chcą spróbować powalczyć o swoje. Jeśli będzie potrzeba, także w sądzie.

- Był 1963 rok, kiedy dowiedzieliśmy się, że spora część naszego podwórka ma być przejęta przez państwo. Urzędnicy oferowali co prawda odszkodowanie, ale było ono tak niskie, że go nie przyjęliśmy. Do dziś - ponad 20 lat od upadku PRL-u - nikt nie wypłacił nam ani złotówki, nie mówiąc już o zwrocie działki - żali się Józef Komorowski, jeden z właścicieli kamienicy przy ul. Jurowieckiej 46, niedaleko której leży sporny kawałek ziemi.

Wywłaszczenie było potrzebne, bo władze przeznaczyły ten teren na cele publiczne. Przez lata ziemia Komorowskich była częścią zajezdni autobusowej, należącej dziś do Komunalnego Zakładu Komunikacyjnego. W połowie czerwca pisaliśmy, że zajezdnia ma się przenieść na Wygodę, a teren przy Jurowieckiej władze miasta zamierzają wystawić na sprzedaż. Z obowiązującego planu miejscowego wynika, że mogłoby tam powstać niewielkie osiedle mieszkaniowe.

- Skoro ziemia ma ponownie zmienić właściciela, to chyba warto ostatecznie rozwiązać sprawę między gminą a nami. Przez te wszystkie lata walczyliśmy o swoje z kolejnymi władzami miasta. Może obecne okażą większe zrozumienie - twierdzi Józef Komorowski.

Najstarsze dokumenty w tej sprawie pochodzą z lat 60., przy odpowiedziach na pismo widnieje pieczątka prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej.

- Przeglądając orzeczenie o wywłaszczeniu widzimy, że proponowano nam więcej pieniędzy za drzewa i krzewy owocowe niż za sam grunt. Już ten fakt może budzić wątpliwości - podkreśla Komorowski.

Jest przedawnienie czy go nie ma

Po upadku PRL-u składał kolejne zażalenia zarówno do urzędu miasta, jak i wojewody.

- Wszyscy zgodnie twierdzili, że sprawa uległa przedawnieniu. W piśmie od władz miasta z 2000 roku przeczytałem, że w archiwach nie ma nawet informacji o tym, czy wypłacono nam odszkodowanie, czy nie - podkreśla Józef Komorowski.

W 2004 roku sprawą zajmował się też rzecznik praw obywatelskich, który stwierdził, że choć roszczenie może spotkać się z zarzutem przedawnienia, to należało odwołać się od ostatniej decyzji wojewody do sądu.

- Nie zrobiłem tego, bo akurat moja żona bardzo zachorowała. Nie miałem wtedy do tego głowy - wspomina Komorowski.

Dodaje, że jeśli i tym razem urzędnicy nie przyznają mu racji, sprawa może trafić do sądu.

- Mam nadzieję, że nie będzie potrzeby, by tak się stało - przekonuje Józef Komorowski.

O jego sytuacji poinformowaliśmy już miejskich urzędników.

- Damy odpowiedź po tym, jak sprawę zbadają dokładnie nasi prawnicy - zapewnia Urszula Sienkiewicz, rzeczniczka magistratu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny