Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Dworzański. Marszałka myśli wybrane

Praca zbiorowa pod red. Tomasza Malety
Nie wszystkie i tylko te powstałe na skróty. Nie są one tak barwne, jak ostatnie lapsusy kurtuazyjno-operowe, ale najpełniej zakrzywiają podlaską rzeczywistość.

Podczas otwarcia Opery i Filharmonii Podlaskiej - Europejskiego Centrum Sztuki Jarosław Dworzański tak zapalczywie witał gości, że o pewnej grupie zapomniał.

- W tym przywitaniu zabrakło zaproszenia dla mieszkańców Białegostoku - wytknął minister kultury Bogdan Zdrojewski.

Marszałek, dziękując ministrowi za wybawienie z kłopotów, w typowym dla siebie stylu odparł:

- Kiedyś ratował Pan od powodzi Wrocław, dzisiaj uratował Pan moją reputację. I, witając mieszkańców Białegostoku i regionu, dodał: - Co to za otwarcie opery jak nie ma wpadki.

Zapewne marszałek wypowiadając te ostatnie słowa nie zdawał sobie sprawy, jakie wieszczy proroctwo. Nie tylko dlatego, że chwilę później na scenie zaliczył kolejną wpadkę:

- Panie ministrze, my w województwie podlaskim odchodzimy już od przecinania wstęgi. W związku z tym - podobno - ta kurtyna się podniesie, jeżeli uda nam się razem mocno uderzyć w tamto.... nie wiem, jak to się nazywa... (tłumaczka od razu podpowiada gong - przyp. red). Bąk? Gong? Dobrze, niech będzie gong.

To, co gości w operze ubawiło i nadal bawi na portalach społecznościowych, tak na dobrą sprawę jest stałym elementem stylu uprawiania polityki przez marszałka. Okraszonego anegdotami, opowieściami, dowcipami. Niekonwencjonalnie gesty Jarosława Dworzańskiego, ale też wpadki czy przejęzyczenia, podobnie jak niezmiernie plastyczna mimika twarzy marszałka, ubarwiają jego wizerunek. Zresztą kiedyś sam powiedział, że nie czyta o sobie artykułu, jeśli nie ma w nim jego zdjęcia.

Pół biedy, gdy styl ten skutkuje - jak na scenie opery - lapsusami kurtuazyjno-towarzysko-widowiskowymi. A tych w ciągu kilku lat sprawowania władzy w samorządzie wojewódzkim przez Jarosława Dworzańskiego było bez liku. Również na forum czysto partyjnym (podczas słynnego zamieszania z głosowaniem na zjeździe, na którym wybierano przewodniczącego regionu), jak też na niwie społecznej - sprawa zapomogi z byłej szkoły marszałka.

Śmiesznie przestaje być, gdy wpadki lub skróty myślowe - jak rzecznik marszałka nazwał sformułowanie zawarte w liście do prezesa TVP, w którym marszałek przyznaje się do skutecznego zablokowania materiału w TVP Białystok o bankiecie - zakrzywiają rzeczywistość. Poniżej przypominamy te fundamentalne dla samorządności, istoty procesów demokratycznych i sprawowania władzy w regionie.

Skrót myślowy pierwszy - 31 marca 2008 roku

Sesja sejmiku województwa. Temat główny: lokalizacja regionalnego lotniska. Burzliwe obrady trwały pięć godzin. Marszałek Jarosław Dworzański przekonywał radnych, że muszą zaakceptować plan budowy lotniska w Topolanach. I sypał argumentami jak z rękawa:
- lotnisko trzeba wybudować do 2015 roku, żeby nie przepadły pieniądze z Unii;
- tak szybko można to zrobić tylko w Topolanach, bo tam są plany zagospodarowania przestrzennego;
- kosztuje tyle samo, co na Krywlanach, jakieś 400 milionów złotych;
- nie ma czasu szukać innego miejsca.

I przekonał radnych. Za Topolanami zagłosowali radni PSL i PO.

Dwa dni później, 2 kwietnia, marszałek zwołał konferencje prasową. W otoczeniu lidera podlaskiej Platformy Obywatelskiej posła Roberta Tyszkiewicza i prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego mówił: - Nie ma ani decyzji zarządu, ani sejmiku w sprawie lokalizacji lotniska. Zostałem źle zrozumiany - przekonywał.

Radni opozycji byli zdziwieni wypowiedziami marszałka, bo oni też, podobnie jak zebrani na sesji sejmiku dziennikarze, jasno zrozumieli intencje samorządu województwa i jego zarządu.

- To szok - komentował Dariusz Piontkowski z PiS. - W poniedziałek, po wystąpieniach marszałka, oczywiste było to, że lotnisko ma powstać w Topolanach. Teraz sam sobie zaprzecza.

Zdziwiony był także Janusz Krzyżewski z Lewicy i Demokratów: - Być może pan Dworzański próbuje ukrywać fakt, że jest za lotniskiem w Topolanach, ale słabo mu to wychodzi.

Wymowę niezrozumienia wypowiedzi marszałka próbował nie tyle tłumaczyć, co łagodzić Robert Tyszkiewicz: - Zmarnowano już pięć lat. Teraz potrzeba decyzji merytorycznej, a nie politycznej. Dlatego poczekajmy na ekspertyzy.

Skrót myślowy drugi - 4 października 2010 roku

Kilka tygodni przed wyborami samorządowymi atmosfera w czasie obrad sejmiku województwa podlaskiego stawała się z każdym dniem coraz bardziej gorąca. Zwłaszcza od czasu, kiedy reklamowanie tego, co w naszym regionie - głównie dzięki środkom unijnym - zmienia się, przybrało masowe formy: w mediach, ulotkach itd.

Opozycja uważała, że kampania regionu promuje głównie tych członków zarządu województwa podlaskiego, w tym marszałka, którzy starają się o reelekcję.

- To tylko promocja regionu. Czy w tej kampanii ktoś kogoś namawia do głosowania? - odpowiadał radnym marszałek. - Swoim wizerunkiem gwarantuję te projekty.

Na retoryczne, zdawałoby się pytanie marszałka, odpowiedź napisało samo życie. Nie tylko przez łudząco podobną kampanię pewnej białostockiej wolontariuszki, która przed oficjalnym ogłoszeniem kampanii wyborczej reklamowała potrzebę świeżej krwi. Tu też nie było żadnego odwołania do partii politycznej, a jednak symbolika, ton i wizerunek wolontariuszki przeniesiony żywcem z jej innej kampanii wyborczej świadczyły, że społeczne plakaty to kampania wyborcza kandydatki do rady miejskiej.

Podobnie rzecz się miała z ulotkami i spotami marszałka oraz innych członków zarządu ubiegających się o reelekcję. To także była parawyborcza kampania. W klimat tamtych działań wizerunkowych promocji regionu wpisuje się słynna konferencja czterech członków zarządu województwa na kilka dni przed wyborami samorządowymi w 2010 roku. W błysku fleszy dokumentacja, dotycząca budowy lotniska (już w Sanikach) m.in. potwierdzająca, że na inwestycję są pieniądze, z jednego departamentu trafiła do drugiego.

W kontekście tego, co później stało się z decyzją środowiskową w sprawie lotniska regionalnego w Sanikach (została uchylona przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska), słowa marszałka, że swoim wizerunkiem gwarantuje unijne projekty, brzmią nie tyle jako szczególne rodzaju skrót myślowy, ale niespełnione proroctwo. Przynajmniej dla Podlasian, bo Jarosław Dworzański ponownie został namaszczony na marszałka. I to w dniu swojej największej porażki (decyzja GDOŚ) jako samorządowca czy polityka. Czyż nie zapewniał, że to nie politycy czy mieszkańcy będą decydować o lokalizacji lotniska, a eksperci przygotowujący raport środowiskowy?

Skrót myślowy trzeci - 23 lutego 2011 roku

22 lutego 2001 roku olsztyńska prokuratura postawiła marszałkowi Jarosławowi Dworzańskiemu zarzuty przekroczenia uprawnień i przyjęcie obietnicy korzyści osobistej w zamian za pracę. Siedem miesięcy później sprawę umorzyła, bo nie znalazła dowodów, że marszałek złamał prawo. Jarosław Dworzański został oczyszczony.

23 lutego, dzień po usłyszeniu zarzutów, marszałek zwołał o godz. 13 konferencję prasową.

- Wielokrotnie, szukając pracowników, musieliśmy namawiać ludzi do udziału w konkursach. Ciężko jest znaleźć dobrego pracownika za takie wynagrodzenie, jakie można uzyskać w urzędzie marszałkowskim - mówił do dziennikarzy.

Zrozumiałe, że w sytuacji, w jakiej znalazł się wtedy marszałek, nie tylko jemu trudno byłoby powstrzymać na wodzy nerwy, a co dopiero język. Te czynniki oraz przeżyty stres mogą tłumaczyć wiele, ale nie usprawiedliwiają każdych słów. Zarówno powyższych, jak i poniższych.

Bo oto jest godz. 16. 30 i rozmowa z marszałkiem w Polskim Radio Białystok. Prowadząca pyta: Czy konkursy wygrywa ten, kto ma wygrać?.

Jarosław Dworzański, podkreślając złośliwość pytania, odpowiada tak: "Odsyłam tych wszystkich, którzy to krytykują, by rozejrzeli się wokół siebie. Popatrzyli na swoje żony, rodziny, dzieci. Jak to w naszym kraju ogólnie wygląda. Ile o tym się pisze".

O tym, jak bardzo marszałek się wtedy "przejęzyczył" świadczy fakt, że później sam się zreflektował i przy innej okazji wracał do tego wywiadu, usprawiedliwiając się wyjątkowo słabą dyspozycją tamtego dnia. Choć nie da się ukryć, że mimochodem swoim skrótem myślowym dał najlepszą definicję polityki prorodzinnej.

Skrót myślowy czwarty- 3 października 2012 roku

Marszałek Jarosław Dworzański, niezadowolony z materiału, jaki wyemitował białostocki Obiektyw napisał list do prezesa TVP. Poszło o bankiet, zorganizowany przy otwarciu opery. W piśmie marszałek przyznał się, że interweniował u szefa oddziału, by materiał nie został puszczony. I za pierwszym razem interwencja ta okazała się - jak sam pisze - skuteczna. To oświadczenie przez dwa dni wisiało na portalu Wrota Podlasia.

Dopiero, gdy jego treść opisała prasa, rzecznik marszałka Jan Kwasowski sformułowanie "Dzięki interwencji u dyrektora Oddziału Grzegorza Sawickiego udało się powstrzymać przygotowanie i emisję takiego - z założenia skandalizującego - materiału już w dniu inauguracji opery", nazwał jako niefortunny skrót myślowy, a o żadnej interwencji nie ma mowy.

Oczywiście można teraz po fakcie mówić o niefortunnym skrócie myślowym czy przejęzyczeniu, ale istota pisma daleko wybiega poza literackie niuanse. Zresztą czytając list marszałka do prezesa TVP w żaden sposób nie można odnieść wrażenia, że jest napisany na kolanie, niezdarnie i w sposób chaotyczny. Wprost przeciwnie, wydaje się, że każde zawarte w nim sformułowanie jest przemyślane, starannie cedowane, a sprawa nadzwyczaj dobrze udokumentowana, wyczerpująca w intencjach. Jednym zdaniem: w swojej treści zamknięta, tzn. bez ewentualnego aneksu.

Słowa o skrócie myślowym, które de facto są takim uzupełnieniem i prostowaniem treści listu, jeszcze bardziej pogrążają marszałka. Bo dobitnie udowadniają, że albo nie czyta, co podpisuje albo nie rozumie, co podpisuje. Ponadto przyznaje, że nie wie, co robią w jego imieniu podwładni dzwoniąc do dyrektora ośrodka TVP. Ale akceptuje takie działania, toleruje i afirmuje.

Co gorsza istoty sprawy nie rozumieją liderzy Platformy. Tak jak w kwietniu 2008 roku utwierdzali w przekonaniu, że marszałek nie skreślił Krywlan jako lotniska, tak teraz - w tonacji słynnej przyśpiewki - przekonują, że nic się nie stało. Z tą różnicą, że kto inny występuje w roli adwokata. A przecież po drodze było pełno innych niekonwencjonalnych przemyśleń jasno świadczących, że podłoże, którego skutkiem jest teleoperowe zamieszanie, nie jest tym - lekko pisząc - co podlaskiej Platformie wykiełkowało najlepiej.

Z tej tolerancji i przyzwolenia rodzą się pokusy takiego pisma, jak to do prezesa TVP. Już sam zamiar jego napisania był w istocie oddziaływaniem na media. Z kolei to, co zostało w nim zawarte i upublicznione jasno pokazuje, że myślenie na skróty się nie opłaca. Bo list Jarosława Dworzańskiego nie położył się cieniem - jak mówi szef podlaskiej PO Damian Raczkowski - na otwarciu gmachu opery, a na samym marszałku, afirmującej go klasie samorządowo-partyjnej i kulturze polityki, której ona hołduje.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny