Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak z rynkiem było

Andrzej Lechowski
Ok. 1930 r. Południowa pierzeja rynku. Od lewej strony kamienice: Szabryńskiego, w niej była restauracja "Madera”, Chany Karafiol i Pauliny Wilbuszewicz, która z mężem Eugeniuszem prowadziła aptekę, Borucha - Szmula Kwarta, w której znajdowała się kolejna restauracja "Łącz”, prowadzona przez Krauzego.
Ok. 1930 r. Południowa pierzeja rynku. Od lewej strony kamienice: Szabryńskiego, w niej była restauracja "Madera”, Chany Karafiol i Pauliny Wilbuszewicz, która z mężem Eugeniuszem prowadziła aptekę, Borucha - Szmula Kwarta, w której znajdowała się kolejna restauracja "Łącz”, prowadzona przez Krauzego.
Za czasów hetmana Branickiego sprzedawano tu luksusowe towary, a jarmark na Jana anonsowano nawet w gazetach warszawskich.

Teraz na odnowiony plac przy Ratuszu będziemy chodzić na wystawy, koncerty, a zimą... na ślizgawkę.

A dziś huczne otwarcie miejskiego rynku. "Kurier Poranny" objął patronatem tę imprezę. Do zobaczenia na placu!

Likwidacja centralnego miejskiego placu w Białymstoku rozpoczęła się w 1939 roku. Najpierw Sowieci zdegradowali go, rozbierając Ratusz. Później, w 1941 roku, hitlerowcy spalili znaczną część dzielnicy żydowskiej, w wyniku czego znikła z powierzchni ziemi cała południowa pierzeja rynku (to ta, przy której dziś stoją budynki mieszczące kuratorium, Dom Handlowy Nowy itd.). W wyniku tych barbarzyńskich działań w centrum miasta pozostał okaleczony twór, który w niczym nie przypominał dawnej świetności.

Ani śladu

Po 1944 roku władza ludowa dokładała wszelkich starań, aby zatrzeć ślady po czasach Rzeczypospolitej. Jak Polska długa i szeroka, na miejskich rynkach, w ramach walki z prywaciarzami, zakładano skwery i namiastki parków. W Białymstoku, zanim zasadzono na rynku drzewa, to najpierw zburzono pozostałe po wojnie budynki. W ich miejscu wzniesiono nowe, utrzymane w obowiązującej stylistyce. Uznano, że do tego typu zabudowy pasuje termin "socrealizm romantyczny". Dalibóg, uniesienia emocjonalnego w tych budowlach trudno się doszukać. Niemniej przez kolejne lata pielęgnowano ten wytwór, ozdabiając go nawet graffiti, aż część białostoczan uwierzyła, że jest to białostocka "starówka".

Gdy powstała myśl rewaloryzacji rynku, wywołała zrozumiałe emocje i spory. Podstawowe pytania oponentów, jak też i planistów, koncentrowały się wokół problemu, jaka ma być przyszła funkcja miejskiego placu. Co ma się na nim dziać? Kto będzie tu przychodził i po co? Odpowiedzi się mnożyły, a emocje rosły. Nikt nie chciał zauważyć, że gdy białostocki rynek był rynkiem, to podobnych pytań nie stawiano. Po prostu ludzie tworzyli historię tego miejsca. A tworzyli ją taką, jakie były czasy.

Zaczęło się od... pożaru

Kształt rynku jest niezmieniony od blisko 300 lat. Jego harmonijna zabudowa powstała na skutek dramatycznego pożaru, który w 1753 roku spustoszył miasto. Spłonęła wówczas doszczętnie jego część położona od rynku w kierunku rzeki Białej.

Gdy odbudowywano rynkową pierzeję, to z hetmańskiego nakazu wszystkie frontowe ściany domów miały być murowane. Rynek prezentował się wspaniale. Na jego środku królował Ratusz. U wlotu ulicy Wasilkowskiej (Sienkiewicza) stały reprezentacyjne kamienice - "Pod Łosiem" i, naprzeciw niej, obecna "Astoria". Ulicę Choroską (Lipowa) otwierała karczma "Pod Łabędziem" (obecnie w tym miejscu znajduje się budynek ze sklepem "Ratuszowy"), a na rogu rynku i Suraskiej znajdowała się poczta, w której trzymano 18 koni dla zapewnienia sprawnej komunikacji pomiędzy Białymstokiem a Warszawą. Przywołując w pamięci ten obraz, Jan Ursyn Niemcewicz w 1782 roku pisał, że Branicki "wymurował piękne miasteczko".

Szczególnymi dniami na rynku były czwartki i niedziele, bo odbywały się wówczas na nim jarmarki. Jednak najważniejszy i największy był Jarmark na Jana. Po raz pierwszy odbył się w 1749 roku.

Branicki anonsował go nawet w warszawskiej prasie. No i zjawili się "z różnymi galanteriami" kupcy warszawscy, z Torunia, Zamościa, nawet Ormianie. Nie był to targ z jajkami, kurami i prosem, jakbyśmy dziś chcieli sądzić. Na rynku rozkładano najprzedniejsze luksusowe towary - sukno, futra, szable i "strzelbę wszelką". Oferowano przywiezione z Turcji tkaniny i ozdoby, w których tak lubowali się polscy szlachcice.

Połączenie jarmarku z imieninami Jana Klemensa Branickiego było świetnym osiemnastowiecznym marketingiem!

Ale rynek to też domy mieszczan. Znamy tych osiemnastowiecznych. Byli to w ogromnej przewadze Żydzi, pochodzący ze znanych i zasłużonych dla Białegostoku rodzin Zabłudowskich, Juchnowieckich, Lurie, Halpernów, Miodowników.

Interesy i przyjemności

W XIX wieku, a szczególnie w jego drugiej połowie, rynek zmienił oblicze. Wyrastać zaczęły wokół niego wielkomiejskie kamienice. Wyróżniały się wyglądem i wiele w nich się działo. Ot, choćby w kamienicy Ajzyka Horodiszcza pod numerem 3 (w tym miejscu stoi dziś brzydki budynek pomiędzy klasztorem a kwiaciarnią "Żonkil"). Znajdował się tam wytworny hotel Belle Vieu.

W 1872 roku Horodiszcz otworzył na rynku pierwszy w Białymstoku kantor bankowy.

Pod numerem 9 (w tym miejscu stoi obecnie, na rogu z ulicą Sienkiewicza, budynek z charakterystycznymi arkadowymi podcieniami) w kamienicy Tewela i Szmula Tartackich znajdowała się znakomita cukiernia Fijałkowskiego, polecająca "co dzień świeże czekoladki, biszkopty, herbatniki, różne gatunki ciast. Kawę, herbatę i czekoladę".

W kamienicy Zabłudowskich pod numerem 6 (tu stoi obecnie popularny EMPiK) Abram Mendelbaum prowadził "pierwszej klasy restaurację" Aquarium. Kuchnia musiała być wyborna, ale atrakcją była dziewczęca orkiestra smyczkowa, grająca do drugiej w nocy!

To właśnie w Aquarium w 1935 roku Julian Tuwim zdefiniował pojęcie melancholii. Występowała ona, zdaniem poety, po północy, gdy w lokalu było więcej personelu niż gości. Do tych kulinarnych atrakcji, tuż przed samym wybuchem I wojny światowej, dołączyli przybysze z objętych wyniszczającym konfliktem Bałkanów - Macedończycy. W kamienicy Chackiela Szapiro, stojącej na rogu rynku i obecnej ulicy Spółdzielczej, założyli pierwszą w Białymstoku buznę. Dziś buza, musujący napój z kaszy jaglanej, to jedna z legend naszego miasta.

Nie sposób wymienić wszystkie sklepy, domy handlowe czy drobne zakłady rzemieślnicze mieszczące się przy rynku. Było ich tak wiele. Ale jakże pominąć fakt, że istniała tu fabryka i skład win połączony ze sklepem i winiarnią, prowadzony przez Icko Sokołowicza. Obecnie w tym miejscu znajduje się pijalnia czekolady Wedla. Jak nie wspomnieć choćby jednego z plejady charakterystycznych postaci tamtego rynku, P. Juchnowieckiego, zwanego "Czarnym Żydem". Jego kamienica stała w tym miejscu, w którym teraz jest Bank PKO.

Bywało też niebezpiecznie

Nieoświetlone miasto po zapadnięciu zmroku było wymarzoną scenerią dla bandytów. Bywały jednak i groteskowe skutki ich działalności. Oto w 1906 roku zamach bombowy zniszczył sklep z wędlinami Józefa Chodorowskiego. Przez wyrwaną siłą wybuchu witrynę na rynek wyfrunęły szynki, salcesony i inne masarskie delicje. W tym samym roku grupa nieznanych bandytów napadła na Zelmana Szewca, który był... czapnikiem! Dzielny Szewc od czapek tak uwijał się pomiędzy bandziorami, że ci, strzelając do niego, podziurawili mu jedynie poły marynarki, którą następnego dnia oglądała miejscowa gawiedź.

A jakież niezwykłe wydarzenie miało miejsce w sierpniu 1915 roku! W wyniku letniej ofensywy wojsk niemieckich nad Białymstokiem zaczęły pojawiać się samoloty i sterowce zwane zeppelinami. Niestety, przylatywały one po to, aby zrzucać na miasto bomby, które wyrzucane były ręcznie. Jakie musiało być zdziwienie niemieckiego lotnika, który trafił bombą wprost w stragan z pierzem, stojący przy Ratuszu. Zamiast zwykłego w tych przypadkach ognia i dymu dojrzał unoszący się nad całym rynkiem biały tuman pierza.

Inne dramatyczne wydarzenie miało miejsce w 1960 roku, w trakcie pochodu 1-majowego. Cały rynek wypełniony był wielotysięcznym tłumem. Organizatorzy ustalili, że kulminacją manifestacji będzie zrzucenie wiązanek kwiatów na trybunę honorową. Ustawiona ona była w miejscu, gdzie znajduje się przystanek autobusowy przed Archiwum Państwowym. Pilot zaszarżował i, lecąc tuż nad głowami tłumu, zahaczył o przewody nagłośnienia rozciągnięte nad rynkiem na wysokości 10 metrów. Tłum zamarł w przerażeniu. Lotnikowi cudem udało się opanować uszkodzoną maszynę i awaryjnie wylądować w ogrodzie Pałacu Branickich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny