Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Turnau: Dobry tekst jest fundamentem dobrej piosenki

Fot. Archiwum
Grzegorz Turnau zagra z Andrzejem Sikorowskim 18 kwietnia w Operze i Filharmonii Podlaskiej
Grzegorz Turnau zagra z Andrzejem Sikorowskim 18 kwietnia w Operze i Filharmonii Podlaskiej Fot. Archiwum
Z pewnością jednak nie zanosi się na to, że zmienię nagle fryzurę, okulary i sposób śpiewania - mówi Grzegorz Turnau. - Proszę nie liczyć na jakąś rewolucję.

Z Grzegorzem Turnauem rozmawia Marta Jasińska

Kurier Poranny: Układa Pan pasjanse?

Grzegorz Turnau: Kiedyś to robiłem. Wzięło się to stąd, że starsze pokolenie to robiło, np. moja babcia - dla relaksu, a nie wierząc we wróżby. Nie było wtedy telewizji, gier i innych wynalazków. Można było czas wolny wypełnić układaniem kart. I ja się tego uczyłem. Ale dzisiaj już absolutnie tego nie robię.

Rozumiem, że nazwa recitalu, który wykona Pan z Andrzejem Sikorowskim w Białymstoku, jest całkowicie symboliczna.

- Tak. To są figury i postacie, które się odkrywa i wspomina.

Wspólnie występujecie od 10 lat.

- Zaczęło się od piosenki "Nie przenoście nam stolicy do Krakowa", którą Andrzej napisał z myślą o duecie dwóch krakusów. Zaprosił mnie do jej nagrania. I od tamtej pory zaczęliśmy układać tego pasjansa, który stał się programem "Pasjans na dwóch". Po kilku zaproszeniach powstał wspólny repertuar. Pierwszy występ odbył się w Instytucie Polskim w Rzymie, a później przyszły zaproszenia z różnych miast w Polsce. Tak się to potoczyło i spodobało publiczności, że trwa już dekadę.

Czy program koncertu jest zawsze taki sam?

- Pasjans się zmienia, bo zmieniają się piosenki, które śpiewamy w poszczególnych blokach. Natomiast nie zmienia się zasada, że jest to spotkanie, rozmowa i wspomnienia połączone z muzyką. Krótko mówiąc - trochę sentymentalnie, trochę humorystycznie opowiedziana nasza wspólna droga.

Pamięta Pan pierwsze spotkanie z Sikorowskim?

- To był chyba Festiwal Piosenki Studenckiej, na którym Andrzej Sikorowski był w jury. Później te nasze spotkania zaczęły się w naturalny sposób zagęszczać. Poznały się też nasze rodziny. Poza tym łączą nas wspólne lektury, podobne podejście do wielu spraw i zainteresowania.

Kiedy po raz pierwszy spojrzał Pan na wiersz jak na słowo do muzyki?

- Jeszcze w liceum, w szkolnej grupie teatralnej. Wtedy trafiłem na młodzieńcze wiersze Jamesa Joyce'a, równolegle koleżanka podsunęła mi wiersze Baczyńskiego. Powoli zaczęło się to przeradzać w pasję, która stała się moim zawodem.

Miał Pan kiedyś plany, by zostać kimś innym: strażakiem, policjantem, aktorem?

- Pamiętam, miałem taką wizję, że skończę muzyczną podstawówkę, pójdę do Liceum Plastycznego, a potem na studia do Akademii Teatralnej. I łącząc te trzy dziedziny, będę w przyszłości robił coś związanego z teatrem.

Dlaczego teatr?

- Już od dziecka, jako uczeń szkoły muzycznej, śpiewałem w spektaklach w krakowskich teatrach. Dużo rysowałem, interesowała mnie plastyka, chodziłem na kursy aktu. I taką miałem dziecinną wizję, by to wszystko połączyć. Ale w jakiś sposób się ona sprawdziła, bo i z teatrem jestem związany - piszę muzykę do spektakli, i ze sceną - bo występuję. Nigdy nie miałem planów, by wykonywać zawód techniczny czy być naukowcem.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że gdyby nie wyjazd do Anglii, gdy był Pan dzieckiem, być może to umiłowanie muzyki nie byłoby tak silne.

- To prawda. Z ulgą wyjechałem za granicę, bo nie miałem już przyjemności z gry. Interesowały i pociągały mnie inne rzeczy - teatr i pisanie. Z kolei to wyobcowanie spowodowało, że zacząłem traktować instrument trochę jak przyjaciela. Od innej strony podszedłem do fortepianu, muzyki, harmonii. Wydeptałem sobie własne ścieżki. Dziś nie jestem przez to wykształconym pianistą, ale za to nie zgubiłem przyjemności z gry i skłonności do tego.

Obowiązki zabijają w nas pasje?

- To zależy od charakteru i osobowości. Są ludzie, którzy wytrzymują to i są do końca życia nieszczęśliwi, bo grają w orkiestrze, a tego nie lubią. A są tacy, którzy nie wytrzymują, a potem przez resztę życia żałują, że nie kontynuowali nauki. I są ci trzeci - chyba najszczęśliwsi - którzy kończą konserwatoria i stają się artystami "pełną gębą". Ja myślę, że jestem przypadkiem pomiędzy tymi drogami, bo nie skończywszy szkoły, mimo wszystko uczyniłem z muzyki podstawę swojej egzystencji.

Jaka jest Pana definicja piosenki poetyckiej?

- Właściwie każda interesująca piosenka jest, siłą rzeczy, piosenką literacką. Bo dobry tekst jest fundamentem dobrej piosenki. Dlatego widzę ten nurt nie jako wyłącznie nurt poezji śpiewanej, czyli utworów, w których dominuje słowo (najczęściej zaadaptowany wiersz). Dla mnie piosenką literacką są utwory zarówno Wojciecha Młynarskiego, jak i Edyty Bartosiewicz. Tekst musi mieć jakąś wartość, myśl, formę. Musi coś proponować.

Jestem też bardzo niechętny przyznawaniu rangi czegoś lepszego utworom śpiewanym po cichu w piwnicy - to nie tak. Wydaje mi się, że najlepszym tego przykładem jest chociażby Marek Grechuta czy Ewa Demarczyk, którzy zaczynali w studenckich kabaretach, w piwnicach, ale wyszli do szerokiej widowni.

Wśród artystów młodszych, którzy pojawili się na polskiej scenie niedawno, któryś według Pana jest godny wyróżnienia?

- Nie śledzę tego aż tak uważnie. Nie chodzę na festiwale, nad czym ubolewam, bo chciałbym przyjrzeć się temu bliżej. Ale w Krakowie z ludzi, którzy pojawili się już po moim debiucie na Festiwalu Piosenki Studenckiej, najciekawszą postacią, która zostawiła też chyba do tej pory największy dorobek, jest Robert Kasprzycki. Wymieniłbym go jako przykład człowieka, który się nie zamknął w niewielkiej grupce zwolenników, przy szklance herbaty z cytryną i przy gitarze, ale próbuje różnych form i wychodzi do szerszej publiczności.

Skomponował Pan prawie 200 utworów. Czy jest jakiś klimat, który sprzyja Panu podczas tworzenia?

- Aura domowa, w której można spokojnie nad czymś posiedzieć. Nie lubię robić tego w pociągu, w biegu. Stres nie jest dla mnie sprzyjającą okolicznością.

Zbiera Pan właśnie materiał na nową płytę. Co to będzie?

- Mam kilka rozbieżnych nurtów, nad którymi pracuję. Jeszcze nie wiem, który z nich zdominuje nowy album. Mogę zdradzić, że jeden projekt jest wspólny z Michałem Zabłockim. To forma piosenek laudacji, o osiągnięciach naukowych. Pomysł wyszedł od Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa, a zrobiła się z tego zabawna i uniwersalna rzecz - niekoniecznie zamknięta dla wąskiej publiczności naukowej.

Druga rzecz to nieznane młodzieńcze wiersze Stanisława Lema, które dzięki przyjacielowi odkryłem w starych numerach "Tygodnika Powszechnego". A trzecia to moje prywatne, autorskie szkice. Z pewnością jednak nie zanosi się na to, że zmienię nagle fryzurę, okulary i sposób śpiewania. Proszę nie liczyć na jakąś rewolucję.

Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Turnau razem z Andrzejem Sikorowskim wystąpi w sobotę, 18 kwietnia, o godz. 18 w Operze i Filharmonii Podlaskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny