Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Napieralski, szef SLD: Wiemy, jakie intrygi czyniła Platforma

Marta Gawina
Te wybory pokazały jedno. Jeżeli chcemy budować lewicę, to tylko wokół SLD.
Te wybory pokazały jedno. Jeżeli chcemy budować lewicę, to tylko wokół SLD. Fot. Wojtek Wojtkielewicz (Archiwum)
Dziś, przy tym często bezsensownym, aroganckim sporze prezydent - premier, ludzie poszukują kogoś, kto mógłby być inny. A para Kwaśniewskich tak im się kojarzy. Świetnie reprezentowali kraj na zewnątrz, umieli łączyć ogień z wodą.

Z Grzegorzem Napieralskim, szefem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, rozmawia Marta Gawina

Obserwator: Będzie Pan namawiał Jolantę Kwaśniewską do udziału w wyborach prezydenckich?

Grzegorz Napieralski: Na pewno będę rozmawiał z panią prezydentową i jej małżonkiem. Sondaże są zachęcające. Pokazują też dwie ważne rzeczy. Dziś wyborcy doceniają to, co robi pani Kwaśniewska jako osoba zaangażowana w działalność społeczną i że jest dobra ocena 10 lat prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Z drugiej strony, widać, że jest potrzebna trzecia osoba w tym sporze Lech Kaczyński - Donald Tusk. Ale my tutaj nie przebieramy nogami, spokojnie przygotowujemy się do wyborów prezydenckich.

Jolanta Kwaśniewska na razie mówi "nie" swojemu udziałowi w wyborach. "Jeszcze nie teraz, poczekajmy".

- Ja rozumiem panią prezydentową. Jeżeli przypomnimy sobie, co się działo z Włodzimierzem Cimoszewiczem, któremu patronowała, była szefem jego komitetu honorowego, to wiemy, jakie intrygi czyniła Platforma Obywatelska. Jestem święcie przekonany, że właśnie z tym wiąże się ta deklaracja "jeszcze nie teraz".

Była prezydentową, ale nie jest politykiem. Skąd więc tak duże poparcie sondażowe dla Jolanty Kwaśniewskiej?

- Właśnie dlatego, że ludzie ciepło oceniają 10 lat prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Dziś, przy tym często bezsensownym, aroganckim sporze prezydent - premier, poszukują kogoś, kto mógłby być inny. A para Kwaśniewskich tak im się kojarzy. Świetnie reprezentowali kraj na zewnątrz, umieli łączyć ogień z wodą, czyli prawicę z lewicą. A tu sama prawica zderza się mocno. I to pokazuje, że jest miejsce na trzeciego kandydata bądź kandydatkę. I to może być zaskoczenie dla Donalda Tuska, który może nie zostać prezydentem.

Jeżeli nie prezydentowa, to kto będzie reprezentował SLD w wyborach? Inne panie? A może pan?

- U nas panie odgrywają bardzo ważną rolę. Są dwie wiceprzewodniczące Sojuszu Lewicy Demokratycznej: Katarzyna Piekarska oraz Jolanta Szymana-Deresz. W klubie parlamentarnym ważną rolę odgrywa Izabela Jaruga-Nowacka. Natomiast co do wyłonienia kandydata na prezydenta, mamy jeszcze czas. Wybory są za półtora roku. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. Ja nie wystartuję. Wprawdzie w przyszłym roku konstytucja pozwoli mi na start w wyborach prezydenckich, ale na takie decyzje przyjdzie dopiero czas.

Na pewno jest czas na podsumowanie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Jest Pan zadowolony z wyniku SLD? Macie siedmiu europosłów.

- Jestem zadowolony, choć nie jest to wynik na miarę moich marzeń. Po pierwsze, miało nas nie być w tych wyborach. Tak zapowiadały PiS i PO. Mieliśmy konkurencyjną listę po lewej stronie sceny politycznej, która uzyskała bardzo słaby wynik. To pokazało, że jest przestrzeń dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zdobyliśmy kilkanaście procent poparcia. To oczywiście jest niewystarczające, ale leje solidny fundament na wybory samorządowe.

Może wynik mógłby być lepszy, gdyby lewica się zjednoczyła?

- Bardzo prawdopodobne. Natomiast nie zależało to od SLD. Nasza partia chciała i cały czas nawołuje do wspólnych działań.

To co lub kto stoi na przeszkodzie?

- Wiele osób z innych środowisk lewicowych po prostu tego nie chce. A te wybory pokazały jedno. Jeżeli chcemy budować lewicę, to tylko wokół SLD.

Właśnie przez brak jedności w wyborach do PE nie wystartował Włodzimierz Cimoszewicz. A był uznawany za "pewniaka" w naszym regionie.

- To na pewno była duża strata. Ale przypominam, że w tym samym czasie Włodzimierz Cimoszewicz został rekomendowany przez Donalda Tuska na inną ważną funkcję.

Nie zdziwiło to wtedy Pana?

- Bardzo zdziwiło. Nadal uważam, że intencje pana premiera wobec Włodzimierza Cimoszewicza są nieczyste. Że był to zabieg związany z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Miał pokazać wyborcom lewicy, którzy licznie w 2007 roku zagłosowali na PO: zobaczcie, zostańcie jeszcze przy nas, bo przecież dla lewicy też chcemy dużo zrobić. To oczywiście był tylko zabieg propagandowy. Teraz, jeżdżąc po Europie, lobbując na rzecz naszych lewicowych działaczy w Parlamencie Europejskim, lobbuję też za Włodzimierzem Cimoszewiczem.

I widzę bardzo słabe zaangażowanie Donalda Tuska w Cimoszewicza. Obawiam się, że przegramy stanowisko w Radzie Europy. A wtedy PO będzie mogła powiedzieć: zobaczcie, lewica jest słaba, to Buzek jest gwarantem sukcesu.

Pojawiły się głosy, że wybory do PE będą przede wszystkim sprawdzianem dla Pana jako szefa SLD. Jak jest teraz? Są głosy, że trzeba zmienić władzę w partii?

- Nie. Już chyba nie ma takich głosów. Każde wybory są sprawdzianem dla szefa partii. Ja zostałem przewodniczącym rok temu, kiedy SLD miał poparcie sondażowe między trzy a pięć procent. Obiecałem wtedy, że podwoję te notowania, a nawet potroję. Powiedziałem, że te kilkanaście procent będzie na pewno. I to mi się udało. Teraz przed nami starania o jeszcze wyższe poparcie.

Złośliwi twierdzą, że będzie Panu łatwiej rządzić w partii, bo pozbył się Pan Wojciecha Olejniczaka.

- Wojciech Olejniczak startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo był popularnym politykiem lewicy. A my wystawialiśmy polityków, którzy mogą odgrywać ważną rolę w Brukseli. Wojtek był ministrem, szefem klubu parlamentarnego. Spieraliśmy się programowo, to prawda. Ale myślę, że bardziej daliśmy się wciągnąć w taki spór personalny niż programowy. Bo to, że on i ja spieraliśmy się, czy dane weto poprzeć, czy powinniśmy być za taką lub inną reformą służby zdrowia, to był akurat spór pozytywny.

Taki jest w Platformie Obywatelskiej między Gowinem a Palikotem. My daliśmy się zagalopować, że są to niby spory ambicjonalne. Tak nie było. Wojtek sam chciał startować w czerwcowych wyborach. Nikt go nie zmuszał, nie wypychał, jak mówią źli ludzie. Sam powiedział, że chce spróbować w Warszawie, w trudnym okręgu dla SLD. Wiemy, że była to ciężka walka: Danuta Huebner, minister prezydencki Kamiński. Ale wszystko zakończyło się pozytywnie, bo Wojciech Olejniczak jest w Parlamencie Europejskim.

Jego przewodniczącym po raz pierwszy jest Polak - Jerzy Buzek. To będzie dobry szef w Brukseli?

- To jest na pewno dobry wybór dla Polski. Każdy Polak, z jakiejkolwiek będzie frakcji, opcji politycznej, zajmujący ważne stanowisko na świecie, w Europie to nasz sukces. My oczywiście oceniamy negatywnie Jerzego Buzka jako byłego premiera. Ale miał szansę wystartować, więc go poparliśmy. Natomiast zadajemy pytanie: czy nie zapłaciliśmy za to zbyt dużej ceny?

Szef Parlamentu Europejskiego to funkcja prestiżowa, symboliczna. Zgoda. Czy jednak nie oznacza to złej teki komisarza dla Polski, braku stanowisk w ważnych komisjach, na przykład budżetowej? Jesteśmy opozycją i mamy prawo zadawać takie pytania. Przed Jerzym Buzkiem stoją wielkie wyzwania, wielkie oczekiwania. Bo jest pierwszym Polakiem na tak ważnym stanowisku. Oczywiście życzymy mu jak najlepiej.

Trudno też pominąć wielkie poparcie Polaków dla Jerzego Buzka. To europoseł z najlepszym wynikiem wyborczym. Skąd tak duże zaufanie?

- O to trzeba zapytać wyborców, zrobić sondaż. Rządy AWS były już dawno. Potem mieliśmy kolejne. Więc nawałnice polityczne zmyły z pamięci ludzi to, co się działo za czasów Jerzego Buzka. Po drugie, bardzo utrwaliła się tendencja pod tytułem "Buzek sterowany przez Krzaklewskiego". To odium zostało jednak na Krzaklewskim, co pokazały ostatnie wybory. Bo Marian Krzaklewski nie wszedł do Parlamentu Europejskiego, a Jerzy Buzek tak.

Czy Polacy powinni płacić abonament radiowo-telewizyjny?

- To jest bardzo dobre pytanie, ponieważ pytamy, co z mediami publicznymi. Jeżeli przez te wszystkie waśnie, spowodowane głównie przez Platformę Obywatelską, zniknęłyby media publiczne, to nie oznacza, że Polacy mieliby więcej w kieszeni. Bo nadal chcieliby oglądać telewizję. I w alternatywie mieliby albo jeden cyfrowy dekoder, albo drugi. To kosztuje od 28 złotych w górę. Czyli o kilkanaście złotych więcej niż kosztuje abonament telewizyjny.

My zaproponowaliśmy inne rozwiązanie: finansowanie mediów z podatku CIT i PIT. Niestety, PO zepsuła naszą propozycję. Finansowanie bezpośrednio z budżetu nie powinno mieć miejsca. Bo wtedy robi się media rządowe. Świetnie napisał o tym redaktor Żakowski. Jeżeli pieniądze będą pochodziły z budżetu państwa, władze telewizji będą patrzyły, kto rządzi. Jeżeli, cytuję za Żakowskim, Donald Tuk, to będzie dużo piłki nożnej, bo premier lubi piłkę nożną. Niezależne finansowanie gwarantuje, że media będą naprawdę publiczne: edukacja, kultura, rzetelne informacje. Telewizja będzie mogła skrytykować rządzących.

Posła Eugeniusza Czykwina czeka proces lustracyjny. IPN uważa, że poseł skłamał w swoim oświadczeniu.

- Ja poprosiłem pana posła Czykwina o wyjaśnienia w tej sprawie. I takie otrzymałem. Natomiast nasz stosunek do IPN jest jasny i czytelny. Jest to instytucja do tropienia przeciwników politycznych, a nie rzeczywistej oceny historii. IPN powinien być zlikwidowany, bo szkodzi ludziom. Poseł Czykwin zapowiedział, że będzie bronił swojego dobrego imienia, a ja mu wierzę.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny