Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Średziński: Motor działa jak narkotyk

Z Franciszkiem Średzińskim, z Uhowa, którego fascynują motocykle, rozmawia Julita Januszkiewicz
Francizek Średziński na zlocie w Jedwabnem z rodziną, z żoną i dwoma synami, którzy podzielają jego motocyklową pasję
Francizek Średziński na zlocie w Jedwabnem z rodziną, z żoną i dwoma synami, którzy podzielają jego motocyklową pasję
Wśród ludzi zakochanych w swoich dwukołowych pojazdach są: przedsiębiorcy, rolnicy, uczniowie, studenci oraz inni zwykli obywatele w różnym wieku. To pasjonaci, ciekawi świata ludzie, których celem jest wyzwalająca jazda, a nie łamanie przepisów.

Kurier Łapski: Jak się zaczęła Pańska przygoda z motocyklem?

Franciszek Średziński, przedsiębiorca z Uhowa: W dzieciństwie bardzo interesowałem się tymi środkami lokomocji. Pamiętam, że w domu był motocykl. Była to WSK 125. Stała ona bezczynnie w jednym z budynków gospodarczych. Pewnego dnia ojciec postanowił go sprzedać. Ja (miałem wtedy 5- 6 lat) i moje rodzeństwo bardzo to przeżywaliśmy. Żal nam było tego motoru. Potem ja sam zacząłem realizować marzenia o własnym jednośladzie.

Chciałem jeździć na "komarze". Dlatego odkładałem pieniądze na jego kupno. Poza tym pomagałem tacie w gospodarstwie. Trzeba było ciężko pracować, by dołożył mi kasę. W końcu go kupiliśmy. Jaki byłem szczęśliwy. Mój skarb przypominał skuter. Uwielbiałem przejażdżki po okolicy. Trzeba pamiętać, że były to czasy PRL. W tym okresie paliwo, owszem można było kupić, ale na kartki. Miałem taki talon. Jeździłem "komarem" po benzynę do Łap. Na miesiąc przysługiwało kilka litrów, więc sobie dużo nie poszalałem. Ponadto mój jednoślad był wynalazkiem epoki komunistycznej. Dlatego bardzo często się psuł. Niemal codziennie go naprawiałem. To doświadczenie mi się przydało. Bo właśnie wtedy, tak naprawdę, nabrałem obycia z techniką i motoryzacją. Dowiedziałem się z czego składa się silnik, jak działa gaźnik. Jednak ten motor szybko przestał mi wystarczać.
W tamtych czasach każdy chciał mieć WSK-ę. Pamiętam, że z kolegami zdejmowaliśmy tłumiki, żeby uzyskać lepsze parametrów tego motoru, czyli żeby było głośniej i szybciej. Robiliśmy to najczęściej wieczorem i w nocy. Chcieliśmy przechytrzyć milicjantów, którym zresztą nigdy nie udało nam się złapać.
W latach osiemdziesiątych otrzymałem prawo jazdy. Wtedy od kolegi z Łap kupiłem używaną, trochę uszkodzoną Cezetkę 350. Tym sprzętem to już można było poszaleć i szpanować. A największe zainteresowanie wzbudzałem wśród dziewczyn. Potem, po maturze zacząłem naukę w Szkole Chorążych PSP w Poznaniu. Miałem dwuletnią przerwę. Na jakiś czas rozstałem się z ukochaną jazdą na motorze.

Długo to trwało?

- Po powrocie do Łap założyłem rodzinę. Nie miałem czasu na motor. Oczywiście, że tęskniłem za jazdą, ale miałem wiele, innych, ważniejszych obowiązków.

Jak to się stało, że Pan znów zaczął jeździć motocyklem?

- Kiedy osiągnąłem życiową stabilizację, zacząłem marzyć o jakimś fajnym spędzaniu wolnego czasu. Długo się nie zastanawiałem, postanowiłem kupić motor. A miłość do motocykli była tak silna, że nawet po osiemnastu latach, uczucie nie umarło. Chciałem kupić używany i szukałem kogoś, kto mógłby mi doradzić, kto się zna na sprzęcie. Poznałem pana Andrzeja mechanika z Łap. To właśnie on pomógł mi kupić Hondę Choppera 750.

Pamięta Pan pierwszą jazdę po przerwie?

- To były ogromne emocje i wrażenia. Było niesamowicie. "Jedynką" jechałem pięćset metrów. Trochę się bałem, ale włączyłem "dwójkę". To były niezapomniane wrażenia. Chopperem jeździłem przez dwa lata. Teraz mam Hondę VTX o trzy razy większej pojemności.

Założył Pan grupę Narwańcy.pl. Skąd taka nazwa?

- Z panem Andrzejem od razu postanowiliśmy założyć grupę, do której należeliby ludzie o tej samej pasji. Łatwiej wówczas wymienić spostrzeżenia, doradzić sobie nawzajem, ucząc się jeden od drugiego. Nazwa miała kojarzyć się z ludźmi mieszkającymi w dolinie Narwi. Wiadomo też, że motocykliści to ludzie szaleni, zapaleńcy, narwańcy. Stworzyliśmy też stronę internetową grupy. Można tam znaleźć różne ciekawostki z życia Narwańców.

Kto należy do grupy?

- Wśród ludzi zakochanych w swoich dwukołowych pojazdach lub mówiąc krótko "w dwu kołach" są: przedsiębiorcy, rolnicy, uczniowie, studenci oraz inni zwykli obywatele w różnym wieku. To pasjonaci, ciekawi świata ludzie, których celem jest wyzwalająca jazda, a nie łamanie przepisów. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Może nieco zakręcona, ale tylko na punkcie motorów.

Czym, oprócz jazdy się zajmujecie?

- Co roku w kwietniu jest uroczyste otwarcie sezonu. Mamy swojego kapelana księdza Janusza z Bielska Podlaskiego, który też jest miłośnikiem motocykli. Sezon kończy się jesienią. Spotykamy się na różnych, zorganizowanych zlotach. Narwańcy uczestniczyli w wielu zlotach, między innymi: w Czerwonym Borze, w Wysokiem Mazowieckiem oraz w zlocie Wikingów w Rajgrodzie .Jest nam przyjemnie, kiedy jadąc ulicami, szczególnie podczas imprez, pikników czy rajdów, ludzie biją nam brawo, przyjaźnie machają rękami. Bo nasza grupa jest również oprawą łapskich uroczystości miejskich, jak i religijnych.

Braliśmy udział w sportowej imprezie "Cała Polska Biega", otwieraliśmy łapskie "Euro 2008". W tym roku umilimy też wizytę, w siedzibie łapskiej straży pożarnej, dzieciom z Domu Dziecka w Krasnem. Niedawno w mieście zorganizowaliśmy zlot Mikołajów. Chcemy trochę rozruszać łapian. Warto też wspomnieć, że grupa reprezentowała Łapy w imprezie MotoGP w Brnie. Są to wyścigi motocykli na torze. Mieliśmy ze sobą łapską flagę. Nie da się opisać atmosfery jaka panowała na tej ogólnoświatowej imprezie. To trzeba przeżyć. Nie można było spać. Ale to dobrze. Każdy miał ze sobą gadżet, czym głośniejszy, tym lepiej. Pamiętam, że kiedy usłyszałem ryk silników, to dreszcze przeszły mi po ciele. Poziom adrenaliny mi wzrósł. Coś niesamowitego...

W tegoroczne plany również jest wpisany wyjazd do Brna. Mamy już pomysł na gadżet, ale to, na razie, niespodzianka. Spotykamy się też z młodszymi motocyklistami. Rozmawiamy z nimi na temat ryzyka wypadków.

No właśnie, wśród ludzi panuje opinia, że motocykliści to "dawcy nerek", wariaci, szaleńcy. Jazda motorem jest niebezpieczna i ryzykowna.

- Próbujemy obalać ten mit. W naszej grupie panuje dyscyplina. Oczywiście, zdarza się, że młodych ludzi ponosi fantazja. Często nie potrafią przewidzieć i ocenić jazdy. Trzeba jeździć z głową, a nie szpanować prędkością. Bardziej interesuje mnie kontakt z przyrodą.

Czym jest dla Pana jazda na motocyklu? Co pociąga Pana w tym zajęciu?

- Najważniejsze, że mogę się zrelaksować, uciec od codzienności. Bo motor to nie jest, ot taki zwyczajny środek lokomocji, to sposób na życie. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedy wsiada się na motocykl, liczą się tylko wiatr i droga do przebycia. Motor działa jak narkotyk.

A co na to Pańska rodzina?

- Jest to pasja rodzinna. Uwielbiamy wspólne weekendowe wypady. Wraz z żoną i synami przemierzamy nieznane drogi i miejscowości. Spotykamy się z przyjaciółmi z grupy Narwańcy. Organizujemy różne wypady i wycieczki.

Jakie ma Pan i Pańscy koledzy plany na przyszłość?

- Zamierzamy w Łapach zorganizować zlot motocyklistów z całego Podlasia. Mamy nadzieję, że to będzie super impreza. Poza tym podobnie jak w poprzednim roku: czyli wspólne zloty, a przede wszystkim bezpieczne powroty.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny