- Płaciłem, ale nie miałem z tego absolutnie nic poza marnym szyldem - mówi Niewodowski. Kuc się broni, że nikogo do niczego nie namawiał i zaprzecza, jakoby był w Mońkach.
Walerian Niewodowski ma kilka sklepów w Mońkach. Przed trzema laty otrzymał kuszącą propozycję. - Przyjechał do mnie pan Tomasz Kuc. Do dziś mam jego wizytówkę i dokumenty, które podpisywał. Przedstawił ofertę. W zamian za opłacanie składek miałem mieć upusty w wybranych hurtowniach, a konkretne produkty miałem kupować znacznie taniej - wspomina sklepikarz. Składki płacił regularnie przez blisko rok. Niestety, firma nie wywiązywała się z umowy. W hurtowniach nie słyszano o rabatach.
- Straciłem ponad tysiąc złotych i nie miałem z tego absolutnie nic. Zerwałem umowę. Firma wytoczyła mi sprawę. Przecież to jakiś absurd - denerwuje się Niewodowski.
Niezadowolone hurtownie
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że lubelska prokuratura zarzuca szefowi sieci, Aleksandrowi B. kradzież blisko 30 tysięcy złotych z firmowego konta.
- Żałosny zarzut został postawiony w chwili, kiedy spółka została dofinansowana przeze mnie na milion złotych - broni się Aleksander B. - Wycofaliśmy się z podlaskiego rynku, bo nie widzieliśmy możliwości współpracy ani z hurtowniami, ani ze sklepikarzami.
Na czym miała polegać współpraca z hurtownikami? Sklepy familijne tworzyły listę właścicieli drobnych sklepów. Ci mieli robić zakupy w hurtowniach i mieć upusty. Zarówno sklepikarze, jak hurtownicy płacili składki na konto sieci.
- Nie było tu żadnej koordynacji. Przedstawiciele Sklepów Familijnych zjawiali się wtedy, kiedy mieli odebrać od nas pieniądze - mówi Piotr Suchocki z hurtowni Bos.
Również inni białostoccy hurtownicy nie mają dobrego zdania o sieci. - Namawiali nas bardzo długo. Jednak ich umowa nie była korzystna - mówi prezes hurtowni Miland, Michał Zieniewski.
Mimo braku zgody nazwa tej firmy znalazła się w ofercie handlowej Sieci Sklepów Familijnych. - To bezprawie - oburza się Zieniewski.
W telewizji huczy
Tomasz Kuc kojarzony jest przede wszystkim z katolickimi programami w Telewizji Białystok. W sieci Sklepów Familijnych pracował przed trzema laty, kiedy był odsunięty od pracy w codziennym Obiektywie.
- Nie byłem dyrektorem, współpracowałem tylko z tą siecią. Prowadziłem pikniki promocyjne. Nie podpisywałem żadnych umów i nikogo nie naciągałem - odpiera zarzuty dziennikarz.
Sklepikarze twierdzą, że to właśnie Kuc, dzięki pracy w redakcji katolickiej zdobył ich zaufanie.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, w białostockim ośrodku telewizyjnym zawrzało. - Niektórzy są naprawdę są zbulwersowani tym, że nasz kolega robił takie przekręty i wykorzystywał swój wizerunek - przyznaje jedna z dziennikarek. Potwierdziła również, że sieć kupowała reklamy w białostockiej telewizji. Czy firma miała jakieś upusty na swoje spoty? - Jeżeli takie były, to było to bardzo dawno: dwa-trzy lata temu. Niestety, nie mogę niczego potwierdzić. Obowiązuje mnie tajemnica handlowa - twierdzi Jacek Popiołek, dyrektor TVP w Białymstoku.
Czy wobec Tomasza Kuca zostaną wyciągnięte konsekwencje? - W środę zajmę stanowisko. To jest dość świeża sprawa i muszę uczciwie ją rozegrać. O tym, że mój dziennikarz pracował w tej firmie nie miałem zielonego pojęcia - mówi dyrektor. - Jeżeli faktycznie był nieuczciwy, poniesie karę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?