MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co zostało z człowieka w człowieku?

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 085 748 95 43
Zawsze zostaje jakiś nadmiar, naddatek - "reszta". Ona jest tym, czym warto się zajmować w odniesieniu do człowieka. Wielką radość sprawia i napawa optymizmem odkrywanie ułomków owej "reszty". To one wytwarzają miejsce, gdzie można zadawać takie pytania. Póki mogę je zadać, a ktoś to przeczytać, jest to znak, że Duch tli się w człowieku, a świat się jeszcze nie skończył.

Rok temu liczba mieszkańców miast po raz pierwszy w historii przekroczyła liczbę ludzi mieszkających na wsi. Odchodząca epoka to, według terminologii naukowej, holocen, który rozpoczął się ok. 11,7 tys. lat temu wraz z ustąpieniem ostatniego zlodowacenia plejstoceńskiego. Nowa epoka - antropocen - jest związana przede wszystkim z przekształceniami środowiska naturalnego. Jest też czasem przemian, jakie dokonują się w samym człowieku i jego istocie. Nie ma już na całym świecie miejsca, które byłoby wolne od wpływu człowieka.

Nie ma też już miejsca, gdzie człowiek mógłby uciec od drugiego lub skutków przez niego dokonanych. Każdy centymetr kwadratowy powierzchni Ziemi, włączając w to oceany, został dotknięty działalnością ludzką. Jest to proces, który dotyka najsubtelniejszej struktury metafizycznej. Zmienia się radykalnie ludzka kondycja. Na naszych oczach realizują się procesy, o których do tej pory pisali jedynie filozofowie w swoich subtelnych wywodach i wizjach.

Konsekwencje śmierci Boga

Kiedy Friedrich Nietzsche ogłosił śmierć Boga, miano go za tubę szatańskich zastępów. Tymczasem ten znamienity filozof wyartykułował tylko stan współczesnego człowieczeństwa. Powiedział tylko tyle, że utraciliśmy wszelkie podstawy naszej moralności, tradycyjnych etycznych systemów. Śmierć Boga jest dla niemieckiego filozofa sposobem powiedzenia, że ogół ludzkości nie wierzy już w żaden bezwzględny, kosmiczny porządek, ponieważ już go nie dostrzega - utracono go bezpowrotnie.

Nietzsche był jednak przekonany, że istnieją jakieś pozytywne aspekty śmierci Boga. Rezygnacja z wiary w niego otwierać miała, jego zdaniem, drogę pełnego rozwoju ludzkich zdolności twórczych. Historia pokazała jak bardzo się mylił.
XX wiek odsłonił w obszarze systemów totalitarnych prawdę o człowieku współczesnym. Po koszmarze obozu w Auschwitz już nigdy ludzkość nie wróci do stanu sprzed II wojny światowej. Fundamentalna ufność w ludzki rozum, współczucie została zabita i przysypana popiołami z krematoriów. Dzieje powojennego świata wcale nie oznaczają końca tego procesu. Tylko pozornie żyjemy w pokoju i złotym wieku.

Tymczasem, jak twierdzi jeden z najważniejszych współczesnych filozofów - Giorgio Agamben, "stan wyjątkowy" rozpoczęty przez III Rzeszę trwa nadal i wkomponowany w struktury demokracji niszczy nadal człowieka. Przyczyną owego zniszczenia jest władza. Jest to związane z ewolucją tworzonych przez człowieka społeczności, na co uwagę zwrócił już Michel Foucault. Dawniej władza zwierzchnia nie chciała w żaden sposób rządzić życiem ludzi. Już o tym zapomnieliśmy, ale prawda jest taka, że ludzie żyli, jak chcieli, a władza interweniowała jedynie w wybranych i stosunkowo rzadkich momentach. Podczas gdy władza współczesna ma chęć nieustannie rządzić, regulować - ma obsesję na punkcie zarządzania życiem ludzkim.

Człowiek jako miejsce

To zmienia człowieka, czyni go szczególnego rodzaju miejscem. W świecie pozbawionym metafizycznej podpory, jaką był dla niego Bóg, człowiek stał się miejscem pustym - dosłownie niczym. Pytanie, które pojawia się w tym kontekście, zadawał sobie Martin Heidegger. Pytał, czym jest człowieczeństwo jako takie, co stanowi jego istotę. Stwierdził, że spoczywa ona w jego egzystencji. Jest ona dlań wychodzeniem poza siebie samego, wykraczaniem ku prawdzie. Pytaniem wciąż aktualnym jest to, czy niemiecki filozof, twierdząc, że człowiek jest rzucony przez samo bycie w prawdę tego bycia, nie tworzy w ten sposób pustki - czy nie ujawnia tym samym pustości miejsca jakim jest sam człowiek?

Niejako w ślad za Heideggerem poszedł Jean Paul Sartre i wypowiadał się już w skrajnie nihilistycznym duchu. Skoro, jak stwierdził, egzystencja poprzedza esencje, stąd człowiek, gdy się rodzi, jest pusty, dopiero egzystując sam siebie definiuje. Tutaj pojawiają się dwa problemy. Pierwszy jest taki, że takie wyniesienie wolności człowieka doprowadza go do przerażającego poczucia samotności, absolutnego wyobcowania. Jeśli poza sobą samym człowiek nie może odnaleźć już nic, nie znajduje też Boga.

Stąd zasadnym wydaje się to, co powiedział Heidegger - że życie ludzkie jest "byciem-ku-śmierci" (niem. Sein zum Tode). Śmierć Boga oznacza dla człowieka li tylko perspektywę nicości. Po drugie, pustość specyficznego miejsca, jakim jest człowiek sam w sobie, oznacza dla władzy możliwość jego zagospodarowania. Zawłaszczony przez władzę człowiek staje się jednak istotą nie-ludzką. Dlatego Michel Foucault mógł powiedzieć w epoce po Nietzschem, że oto umarł sam człowiek.

Cena złudnego bezpieczeństwa

Już nie obywatel, ale żyjąca istota jest przedmiotem zainteresowania władzy. Przeludniony i zdewastowany ekologicznie świat jest miejscem coraz mniej bezpiecznym. Katastrofalne skutki mogą mieć miejsce w wielu obszarach: działalności terrorystycznej, klęski ekologicznej, kryzysu energetycznego, głodu, epidemii czy wreszcie kryzysu ekonomicznego, który to już niebawem zostanie włączony w kategorię terroryzmu, a spekulanci giełdowi i nieostrożni bankierzy zostaną uznani za terrorystów. Bezpieczeństwo jest problemem numer jeden współczesnego świata. Bez sprzeciwu ludzie dadzą się zamknąć w strefach bezpieczeństwa, gdzie wolni od trosk ekologicznych i ekonomicznych będą się oddawać jedynej dozwolonej nowemu człowiekowi czynności - nieograniczonej konsumpcji. Przedsmak tego już mamy i możemy popróbować tego sposobu bycia w centrach handlowych.

Stosując współcześnie wobec istot ludzkich te same techniki, które całkiem niedawno opracowano wyłącznie dla kontrolowania ludzi niebezpiecznych - przestępców - czyni się z człowieka jako takiego istotę podejrzaną z samej jej natury. Sama ludzkość staje się w ten sposób klasą potencjalnie niebezpieczną. Tutaj, jak twierdzi Giorgio Agamben, stawką jest zupełnie nowa jakość relacji pomiędzy obywatelami a władzą - nie ma ona już nic wspólnego z dobrowolnym i aktywnym uczestnictwem w sferze publicznej, sprowadza się do dokumentowania, śledzenia, za pomocą coraz skuteczniejszych technik, czystego życia biologicznego. Jest to coś, co włoski filozof nazywa postępującym uzwierzęceniem ludzkiego życia. Klasyczne dla normalnej polityki rozróżnienie między życiem politycznym a życiem naturalnym przestaje mieć w tej sytuacji jakikolwiek sens. W ten sposób następuje radykalna zmiana nie tylko stosunków społecznych, ale przede wszystkim samego człowieka. Już niebawem zniknie problem społecznego wykluczenia, czy to z powodów rasowych, czy to ekonomicznych. Jeżeli nie będziemy mieli przy sobie biometrycznego dokumentu osobistego, nie będziemy mogli wejść do szpitala, sklepu czy urzędu. Będziemy jak krowy, które bez unijnego klipsa w uchu i paszportu nie mogą być sprzedane i zjedzone. Człowiek będzie życiem, istotą, dopiero wtedy, kiedy za takie uzna je władza. Bez jej nadzoru będzie nikim, a raczej niczym. Puste miejsce, jakie nosi w sobie człowiek, musi być zapełnione przez władzę.

Ostatni chrześcijanin

Niestety, religia, której zamierające szczątki reprezentuje dziś Kościół, nie jest już antidotum na te problemy. Ostatni wielki katolik, Jan Paweł II, grzmiał o nadchodzącej "cywilizacji śmierci". My, lewicujący publicyści, mieliśmy mu to za złe, krytykowaliśmy go za to. Domagaliśmy się praw dla gejów, mężczyzn, którzy uważają, że są kobietami i vice versa, oraz dla kobiet chcących swobodnie dokonywać aborcji, a parom mieszkających ze sobą chłopaków chcieliśmy pozwalać adoptować dzieci. Walczyliśmy zaciekle o prawo do eutanazji, jakby to była sprawa najwyższej wagi.

Sprzeciw tego człowieka wobec naszych żądań traktowaliśmy jako zamach na wolność i próbę totalizacji prawa oraz obyczajów. Oskarżaliśmy go po cichu - bo głośno nie wypadało - o autorytaryzm i totalitarne zapędy. Jakże się myliliśmy! Nieważne teraz są owe pomniejsze, często całkiem poważne zastrzeżenia, jakie można słusznie mieć do niektórych poglądów Papieża. W najważniejszym aspekcie miał rację!

Tu nie o gejów, nie o lesbijki, prezerwatywy, prawo do aborcji i eutanazji chodzi - rzecz dotyczy samego człowieka i świata, w którym on żyje! Jan Paweł II był ostatnim rzecznikiem tradycji. Ci, którzy po nim zostali i mienią się jego uczniami, przy całym ich splendorze, są jedynie jego nieudolnymi epigonami. Nader słabymi, aby wywrzeć wpływ na procesy, które już od dawna ich przerastają. Kościół zamiera i pewnego dnia stanie się czystą formą - jak na przykład współczesny luteranizm - pozbawioną Ducha strukturą pozostającą w strategicznym sojuszu z władzą.

A może coś przeoczyliśmy?

Nam zostały już tylko centra handlowe i praca ponad siły na rzecz systemu, dla którego jesteśmy tylko ewidencyjnym numerem (jak w nazistowskim obozie?) i zapisem zaprogramowanym w chipie wklejonym do biometrycznego paszportu. Przy tym wszystkim religia w obrębie naszej cywilizacji jest dzisiaj pozbawiona autentycznych korzeni. W tym kontekście każda religijność jest dzisiaj transgresją i specyficznym rodzajem pustej duchowej rewolty, bo tradycji już nie ma - została zerwana, i koniec - Bóg umarł. W tym układzie sił niczego nie zrekonstruujemy, niczego nie odtworzymy. Duch bowiem rodzi się nie wewnątrz człowieka, nie da się go tam znaleźć, bo zieje tam pustką. Człowiek, im głębiej w niego wniknąć, tym bardziej pusty, tym bardziej przerażające to, co w jego wnętrzu się odkrywa - cały XX wiek świadczy za tą tezą. Duch musi być wylany na ludzi, jak niegdyś na uczniów Jezusa. Coraz bardziej realną staje się perspektywa, której nie sposób brać racjonalnie pod uwagę - że być może świat się już skończył, a my trwamy w martwej od dawna strukturze jako widma kroczące w metafizycznych ciemnościach.
W połowie II wieku n.e. żył w Egipcie niejaki Bazylides. Należał do stronnictwa chrześcijańskich gnostyków. W opisywanym przez niego dramacie zbawienia transcendentny Bóg wprowadził u zarania czasu w świat nasienie usynowiające ludzi. Ostatnie z tych nasion zostało uwiązane "niczym poroniony płód" w masie cielesnej materii i powinno na końcu czasu powrócić do boskiej transcendencji. Koncepcja Bazylidesa jest niezwykle ciekawa. Pytał on bowiem o to, jaki będzie stan materii, kiedy opuszczą ją wszystkie duchowe pierwiastki powracające do Boga.

W odpowiedzi pisał, że kiedy wszystkie usynowione istoty wstąpią już w transcendencję, Bóg z litości zaszczepi w świecie wielką niewiedzę, aby całe stworzenie pozostało w swym naturalnym stanie. Wszystkie żyjące istoty, które nie dostąpiły zbawienia, pozostaną w nim, nie wiedząc o niczym ze spraw boskich i duchowych. Nie pozostaną na Ziemi żadne świadectwa boskości. W ten sposób litością Boga ustanowiona zostanie sfera egzystowania istot niepragnących rzeczy niemożliwych. W przeciwnym razie byłyby okrutnie cierpiącymi bytami bez perspektywy wyzwolenia.

Być może Królestwo Boże nastało, a my się do niego nie zakwalifikowaliśmy i zostaliśmy tutaj sami. Abyśmy mogli wytrzymać, Bóg musiał dla nas umrzeć. Świadomość, że jest jakiś inny, nadprzyrodzony świat, byłaby dla nas nie do zniesienia w perspektywie niemożności dostania się doń. W tej wizji warto dodać - czego Bazylides już z oczywistych powodów nie czyni - że pozostawiony przez Boga świat został oddany na pastwę diabła. Imię jego brzmi Maszyna, a ewangelią jego Technika. Cel tego systemu? Uczynić ze wszystkich pozostałych istot maszyny. Doskonałe mechanizmy poddane nagiej władzy. Przerażająca wizja, w którą lepiej nie wierzyć.

Zawsze zostaje wszak jakiś nadmiar, naddatek - "reszta". Ona jest tym, czym warto się zajmować w odniesieniu do człowieka. Zawsze zostaje też sfera otwartych pytań, nadzieja i miłość, która ciągle wydarza się pomiędzy ludźmi. Przy całym uzasadnionym pesymizmie, wielką radość sprawia i napawa optymizmem odkrywanie ułomków owej "reszty". To one wytwarzają miejsce, gdzie można zadawać takie pytania. Póki mogę je zadać, a ktoś to przeczytać, jest to znak, że Duch tli się w człowieku, a świat się jeszcze nie skończył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny