Cezariusz Andrzejczuk sfotografował Wasilków. Fotografował też dla National Geographic (zdjęcia)
Łabędzie w locie
Ale co to dla Pana, przecież robił Pan zdjęcia nawet pod wodą.
– W tym przypadku aparat stoi na statywie i jest nieruchomy. Rusza się za to woda. Czasami jednak trzeba wprowadzić elementy, które się ruszają. Brakuje do tego rąk. Jednocześnie trzymam aparat, robię kijem wir pod-wodny, mam w ręce sprzęt pływający, itd. Żeby utrzymać się pod wodą, trzeba się dociążyć pasem, który nieraz za bardzo ciągnie na dół. W Biebrzy miałem kilka takich sytuacji, że nie wiedziałem, czy ratować aparat czy życie.
Zdjęcia znad Biebrzy zostały wydane przez prestiżowy National Geographic. Po Pańskiej minie widzę, że nie jest Pan zadowolony z tego albumu.
– Właściwie to się go wstydzę. Zdjęcia zostały wydrukowane na bardzo złym papierze. Są za bardzo rozciągnięte i nieraz przecięte na pół. To był dla mnie ogromy cios, bo tyle lat pracy zostało przez to zmarnowane. Paradoksalnie, najlepiej wydanym albumem jest właśnie ten o Wasilkowie. Papier jest kredowy. Zdjęcia moją odpowiedni kolor i kontrast.