Cezariusz Andrzejczuk sfotografował Wasilków. Fotografował też dla National Geographic (zdjęcia)
Bociany na rozlewiskach
Tak było z Panem. Po zdjęciach znad Biebrzy zajął się Pan fotografią eksperymentalną i stworzył tzw. ruchańce. To fotografie tworzone techniką polegającą na rejestrowaniu przez długi czas nieruchomych obiektów aparatem znajdującym się w ruchu. Jak to wygląda w praktyce?
– Można to robić np. z jadących pojazdów. Trzeba wybrać obiekt, który chcemy sfotografować, włączyć migawkę i starać się trzymać obiekt w centrum kadru. Liczy się refleks. Ręka musi być pewna, a ruchy przemyślane. Samochód jedzie ok. 50 km na godzinę, trzeba mieć pilotkę i specjalny hełm, bo można sobie urwać głowę. Pamiętam jak fotografowałem wierzby przy szosie na Warszawę. Proszę sobie wyobrazić: żona prowadzi samochód, podczas gdy ja stoję na siedzeniu i połową ciała wychylam się z szyberdachu. Wykonuję jakieś dziwne ruchy – kołyszę się jak pijany od lewej do prawej, by złapać kolejne obiekty. Za nami jadą tiry, które trąbią na nas, bo blokujemy ruch. Ja oczywiście pokazuję im odpowiedni palec i pracuję dalej.