Zdjęcie przekazał Janusz Władyczański. Wtedy się nie spacerowało, czas pilił, tyle było spraw do załatwienia. Spraw arcyważnych, bo ktoś musiał załatwić szyby do okna, były kłopoty ze światłem elektrycznym, nie dowieźli chleba. Może właśnie uruchomiono kolejną fabrykę i przyjmowali do pracy, a w sklepie z materiałami mieli sprzedawać flanelę.
Białystok otrząsający się z nieszczęść wojny, walczący z zalegającymi gruzami, pełen niespodzianek. Kto go jeszcze pamięta? Poproszę o kolejne fotografie z tego okresu i o wspomnienia.
Ta pokiereszowana odłamkami pocisków kolumna to cenność historyczna. Kamienica z epoki Branickich "Pod Łosiem" za sprawą Chaima Zabłudowskiego przekształciła się w latach 20. XIX wieku w niemal pałacyk z okazałą kolumnadą. W końcu wieku ulokowano tu Resursę Obywatelską, która miała wśród patriotów złą sławę, bo służyła dziełu rusyfikacji. Sprawiedliwie trzeba jednak dodać, że miała na piętrze jedną z najpiękniejszych sal balowo-restauracyjnych. W wolnej Polsce przy Sienkiewicza 1 mieściło się kasyno. Są małe kłopoty z drugim członem jego nazwy. W przewodnikach pisano o podoficerskim, a na zdjęciu z około 1930 r. widać szyld kasyna oficerskiego.
Jak zwał, tak zwał, był to jeden z bardziej charakterystycznych gmachów w wojewódzkim Białymstoku. Co dzisiaj mamy w tym miejscu, każdy może zobaczyć. A potem powinien westchnąć z żalem.
Wróćmy do fotografii powojennej. Po nieparzystej stronie ulicy Sienkiewicza (Lenina za rządów I Sowieta, Erika Kocha za Niemców, a w rozkwicie stalinizmu 1 Maja) widać tylko pryzmy cegieł wydobywanych z gruzów. Na rozbiórkę czekały także stojące w dali, częściowo zburzone kamienice, w tym pod piętnastką hotel Ostrowskiego, w czasie okupacji siedziba gestapo i miejsce efektownej akcji uwolnienia oficerów Armii Krajowej.
Nastrój nostalgii potęguje słabo odbijający się na tle gruzów znak drogowy. Odwrócony trójkąt uprzedzał o zbliżaniu się do drogi z pierwszeństwem przejazdu, czyli do Rynku Kościuszki. Tylko kogo miał uprzedzać, skoro nie widać na bruku ani jednego pojazdu. Nawet furmanki. Nawet rowerzysty.
Po stronie parzystej ulicy stoi płot odgradzający dawną kamienicę dworską, dobrze wpisaną w działalność gastronomiczną; od przedwojennego "Baru kresowego", przez "Ludową", do "Astorii". W 1944 r. budynek narożny stracił dach, we wnętrzach hulał wiatr. Zapadła jednak szczęśliwa decyzja, by ją odbudować. Gorąco popieram zamiar umieszczenia na jej ścianie tablicy ku czci Feliksa Filipowicza, pierwszego prezesa Rady Miejskiej Białegostoku, prowizora farmacji z apteki mieszczącej się w tej właśnie kamienicy.
I jeszcze proszę zauważyć trzy osobliwości. Po pierwsze: dominujące nad ulicą i gruzami latarnie. Bardzo ważne, bo co tu kryć, czasy sprzyjały bandziorom wszelkiej maści, a władze wzięły się głównie do ścigania "reakcjonistów". Po wtóre, jest na tej fotografii akcent radosny: to zieleń, która przykrywała rany miejskie, a dziś sama wymaga ratunku.
Gdzie trzecia osobliwość? Przez lupę widzę ją doskonale, to miniaturowe wieżyczki wystające ponad drzewami. Wskazują na kamienicę pod numerem 14, obecnie zdominowaną przez adeptów teatralnej sztuki lalkarskiej.
Andrzej Lechowski powtarza - więc z pewnością ma rację - że tę oryginalną kamienicę uratował siłą perswazji od zniszczenia przez niemieckich barbarzyńców Jan Frankiewicz, ojciec trzech córek, prowadzących Prywatny Instytut Muzyczny, a przy nim i przedszkole muzyczne.
Sursum corda! W górę serca!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?