Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocki Park Naukowo-Technologiczny czeka na talenty

Tomasz Maleta
Wizualizacja Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego.Już wiadomo, że kompleks będzie gotowy później niż planowano.Inkubator ma zostać oddany przez firmę Polbud do końca roku, a data ukończenia drugiego  budynku jeszcze nie jest znana. Niezależnie od kłopotów z dotrzymaniem terminów, trwają przetargi dotyczącego zakupu wyposażenia do parku. Jest on jedną z najdroższychobecnie inwestycji w mieście.
Wizualizacja Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego.Już wiadomo, że kompleks będzie gotowy później niż planowano.Inkubator ma zostać oddany przez firmę Polbud do końca roku, a data ukończenia drugiego budynku jeszcze nie jest znana. Niezależnie od kłopotów z dotrzymaniem terminów, trwają przetargi dotyczącego zakupu wyposażenia do parku. Jest on jedną z najdroższychobecnie inwestycji w mieście.
Nasz cel: przynajmniej jedna firma, o której będzie głośno nie tylko w Polsce - mówi dr Jolanta Koszelew, dyrektorka Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego

Poranny: Białystok znany jest ze swoich parków. Ten, który powstaje w rejonie ul. Mickiewicza ma być niepodobny do innych.

Dr Jolanta Koszelew: Nie będzie zielony.

Odmieni przyszłość Białegostoku?

- Przyszłość Białegostoku mogą odmienić ludzie. Sam park to tylko infrastruktura.

Co będzie wartością parku?

- Każda synergia, którą da się wytworzyć przy pomocy ludzi w nim rezydujących lub z nim współpracujących.

A konkretnie?

- W jednym budynku, czyli w inkubatorze technologicznym, mamy miejsce dla młodych firm - działających na rynku nie dłużej niż trzy lata. W drugim - dla tych już okrzepłych. Na co dzień firmy będą blisko siebie. W obu budynkach jest sporo przestrzeni wspólnej, miejsc na integrujące wydarzenia. Tak naprawdę to jest wartość dodana tej inwestycji.

Szkoda, że nie zaprojektowano łącznika między budynkami. Ale czy potrzebna była dopiero budowa parku za miliony, by taka synergia zaiskrzyła?

- Tak naprawdę, to wola współpracy jest w ludziach, a nie w tym, że są w jednym miejscu. Jednak jak się okazuje z praktyki innych parków, najciekawsze pomysły na nowy produkt czy usługę powstają w najróżniejszych miejscach parku: w kuchni, w salce konferencyjnej, w bufecie. Im częstsze kontakty, tym bardziej ta synergia i współpraca ma okazję się rozwinąć.

Parki naukowo-technologiczne powstają w kolejnych miastach. Nie tylko aglomeracje widzą w nich swoją przyszłość. Ostatnio swojego doczekał się Ełk. Co zrobić, by ludzie z pomysłami przychodzili do Białegostoku. Jaki magnes ma ich do nas przyciągać?

- Bez wątpienia parki - jeśli chodzi o wynajem powierzchni - działają sprawnie. Świetnie też ułatwiają dostęp firmom do usług okołobiznesowych. Natomiast ich piętą achillesową, ale chyba i wszystkich w Polsce instytucji otoczenia biznesu i uczelni, jest transfer technologii i komercjalizacja, czyli wdrażanie w firmach tego, co w sensie naukowym dzieje się na uczelniach. To po prostu w Polsce, a w szczególności w Podlaskiem, nie działa.

Czyżby biznes podlaski nie był zainteresowany pomysłami rodzącymi się na uczelniach? A może to podlaska nauka nie jest w stanie wymyślić tego, co potrzebują firmy w regionie?

- Myślenie o transferze technologii w kategorii: podlaskie firmy-podlaskie uczelnie, to błąd. Wymagania firm są tak specyficzne, a wyniki naukowców bywają zawężone w swoich dziedzinach, że poszukiwania kontaktów tylko na arenie regionalnej z góry jest skazane na niepowodzenie.

Jednak z drugiej strony, to białostoczanie wydają pieniądze na powstanie parku. I zapewne wielu z nich oczekuje, by potencjalne owoce były widoczne po drugiej stronie ulicy. W przeciwnym razie mogą pomyśleć: to może lepiej byłoby przeznaczyć te miliony na park, ale wodny.

- Zgadza się. Chodzi o to, by podlaskie firmy były generatorem potrzeb przede wszystkim wobec rodzimych uczelni. I również w drugą stronę. W 100 procentach nie da się jednak uzależnić jednej strony od drugiej tylko i wyłącznie bazując na specyfice i potencjale firm i uczelni regionalnych. Potwierdzają to przykłady miejsc, w których ta komercjalizacja i transfer technologii już ruszyły. We Wrocławiu spółka EIT+, która wyróżnia się na tle instytucji tego typu, skumulowała własność intelektualną dla przedsiębiorców lokalnych, ale pochodzącą także z uczelni pozaregionalnych.

Żeby generować patenty czy licencje trzeba mieć bardzo rozwinięty kapitał intelektualny w regionie. My go mamy, tylko - mówiąc kolokwialnie - nam ucieka. Po prostu: trwa exodus talentów z Białegostoku. Co rusz się słyszy, że grupa studentów czy pracownik naukowy zdobył nagrodę w światowych konkursach. Potem okazuje się, że ci bardzo dobrze rokujący, utalentowani młodzi ludzie, przysyłają nam pozdrowienia z różnych zakątków świata.

No, właśnie. Gdyby zapytać na Rynku Kościuszki przechodnia o największy sukces białostockiej nauki, to zapewne po długim namyśle może wskazałby in vitro prof. Szamatowicza. Ale od tego momentu minęło ćwierć wieku, nie wspominając, że działo się to u schyłku poprzedniego systemu. Być może te sukcesy są, ale tak naprawdę ich rola miastotwórcza jest znikoma. Ich po prostu w przestrzeni miejskiej nie widać. Ba, nawet nowy rektor uniwersytetu w Białymstoku dziwił się, że chemicy z jego uczelni mają duże sukcesy w pracach nad szczepionką ułatwiającą leczenie nowotworów, o których on nie wiedział.

- I dlatego potrzebny jest program, który nazwaliśmy Talenty XXI wieku. Projekt ten ma ujawniać i pokazywać utalentowane osoby na każdym szczeblu edukacji: od uczniów, studentów, absolwentów i pracowników naukowych. Ale to nie jest jeszcze wartość sama w sobie. Można przy okazji "pokazywania" talentów zrealizować dobrą promocję miasta, ale nie o to chodzi, by się nimi tylko chwalić. Trzeba jeszcze powstrzymać exodus tych talentów. Bo na przykład w I LO mamy 10 laureatów olimpiady informatycznej. I dziewięciu z nich studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. Mamy też mistrzów świata w konkursie Imagine Cup (konkurs organizowany przez Microsoft - przyp. red), którzy pozdrawiają mnie dzisiaj z innych krajów i miast Polski

Nie da się tych ludzi zatrzymać na siłę w Białymstoku, ale warto - zanim podejmą decyzję o wyjeździe - pokazać im białostocką perspektywę.

Być może to nasza akademickość nie jest na tyle elastyczna, by zaspokoić potrzeby młodych zdolnych. Wspominam o tym, bo gdy w zeszłym roku na jednej z białostockich uczelni powstawała filozofia, to na jednej ze śląskich otwierano kierunek: projektowanie gier komputerowych.

- Dlatego nasz projekt Talenty XXI wieku zakłada nie tylko identyfikację talentów, ale też ich ścieżkę rozwoju. I nie tylko w oparciu o szkołę i uczelnie, ale także w oparciu o firmy. Na co dzień obserwuję studentów, którzy są aktywni, biorą udział w konkursach, ale na laurach się kończy. Obecnie firmy, zwłaszcza w tych chodliwych dziedzinach jak grafika czy informatyka, interesują się takimi młodymi ludźmi i pokazują im możliwość zatrudnienia u siebie. Jeśli młody człowiek zostanie zainteresowany taką firmą lub grupą firm, bo ich w naszym parku będzie przecież niemało, to bez wątpienia zwiększy to szansę na jego rozwój zawodowy w Białymstoku i może nawet założenie własnej firmy w rodzinnym mieście. To poprzez kontakty tych uzdolnionych osób z firmami czy to przy okazji projektów, praktyk, a nawet warsztatów podnoszących kompetencje młodych ludzi, można sprawić, że przynajmniej niektórzy z nich zadadzą sobie pytanie: czy rzeczywiście warto wyjeżdżać na studia, jeżeli uczelnia, choć nie jest tą topowa w kraju, ma program opieki nad takim zdolnym studentem.

Projekt Talenty XXI, oprócz wyłuskiwania uzdolnionych i opieki nad nimi, zakłada jeszcze wykształcenie mentorów, którzy mogliby się zająć talentami na każdym etapie edukacji. Bo z tym w Podlaskiem też jest kłopot.

To wymaga współpracy z uczelniami i w dalszej perspektywie z biznesem. Jak teraz się ona układa?

- Jest wola współpracy ze wszystkich stron.

Bardzo dyplomatyczna odpowiedź

- Firmy okrzepłe w tradycyjnie wiodących w Podlaskiem branżach są już w tej chwili samowystarczalne. Natomiast młody biznes skupiony wokół elektroniki, grafiki, informatyki, usług medycznych interesuje się naszym parkiem i traktuje go jako miejsce dla siebie. I ma ambitne plany tworzenia działów badań i rozwoju w swoich strukturach lub na bazie laboratoriów w parku.

Budowany jeszcze park znajduje się naprzeciwko białostockiej podstrefy Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. To zwiastun dobrego sąsiedztwa czy zajadłej konkurencji?

- Z tego, co wiem, to żadna firma nie planuje otwarcia swojego oddzielnego inkubatora. Bliskie sąsiedztwo jest o tyle ciekawe, że w strefie osadzają się bardzo innowacyjne firmy. Takie jak np. Masterpress. Czuć w niej ducha innowacji, także w sensie inwestycji w kapitał ludzki. To okazja dla firm z naszego inkubatora, by uczyły się jak prowadzić biznes na przykładzie firmy już rozwiniętej.

W podstrefie ekonomicznej są firmy od lat działające na białostockim rynku. Jak na razie nie został do niej zassany inwestor z zewnątrz. Co zrobić, by podobny niedosyt nie stał się w przyszłości udziałem parku? Bo nie będzie produktu, o którym od razu wiadomo, że począł się w białostockim inkubatorze. Tak jak dziś mówi się o sukcesie prof. Szamatowicza. Być może wielu nadal nie wie, na czym polega metoda in vitro, ale większość w kraju zapewne słyszała, że ta polska zrodziła się w Białymstoku.

- Rzeczywiście, dobre parki mają swoją wizytówkę. Na przykład Pomorski Park Naukowo-Technologiczny w Gdyni, uznawany za jeden z najlepszych w Polsce, może poszczycić się firmą Ivona Software. Urodziła się ona w tamtejszym inkubatorze, stworzyła syntezator polskiej mowy, który jest znany nie tylko na rynku krajowym. I to jest nasz cel: przynajmniej jedna firma, o której będzie głośno nie tylko w Polsce.
Profil parku, o którym Pani wspomniała, odzwierciedla słowo, które w naszej rozmowie też już się pośrednio przewijało - innowacyjność. Czy jednak nie jest to słowo wytrych, pod które da się podpiąć dosłownie wszystko? Podobnie jak z wielokulturowością, która okazała się łatwą przepustką do różnego rodzaju dotacji i grantów. Tymczasem jak przychodzi co do czego, to okazuje, się, że ta wielokulturowość jest mitem, bo bardzo łatwo obnażają ją incydenty o charakterze ksenofobicznym. I podobnie może być w przypadku innowacyjności. Zbyt łatwe szafowanie tym hasłem może wypaczyć także ideę samego parku naukowo-technologicznego. Bo będzie się nam wmawiać o niesamowitości czegoś, co na zdrowy rozum ma z innowacyjnością niewiele wspólnego.

- To prawda, że w wielu parkach gromadzące się w nich podmioty są suma sumarum mało innowacyjne. Są to często firmy szkoleniowe, z zakresu usług okołobiznesowych, które powinny być usługodawcą w parku, a nie lokatorem. Jeśli park ma być skupiskiem firm innowacyjnych, to powinny mieć one innowacyjne produkty i usługi, a nie tylko procesy.

Czyli?

- To powinny być firmy, które na polskim rynku mają swoje odpowiedniki, ale też przewagę konkurencyjną: lepszą technologię, na przykład funkcjonalność - jeśli jest to aplikacja internetowa. O taką innowacyjność będziemy się bić w białostockim parku.

Czy mała dostępność komunikacyjna Białegostoku nie pokrzyżuje tych planów?

- W pewnym sensie może być barierą. Bo poprzez słabą komunikację z pozostałymi regionami niektóre branże są trudne do sprowadzenia.

Żałuje Pani, że na sąsiednich Krywlanach nie ma pasa startowego

- Tego miejskiego?

Któregokolwiek

- Pasa jak pasa, słyszałam, że w niektórych miastach sprawdza się system powietrznych taksówek. Żałuję, że nie ma szybkiej kolei na Okęcie albo do Modlina.

Szybkiej drogi też w całości nie mamy. Oby to nie był kolejny zły omen przed raczkującym parkiem. I oby po kolejnej perspektywie budżetowej nie okazało się, że z innowacyjnością będzie jak teraz z dostępnością komunikacyjną: mimo ogromnych pieniędzy nam darowanych nie potrafiliśmy tej szansy wykorzystać.

- Dlatego tak ważne jest, aby tutaj ten kapitał kreatywny pokazywać, tworzyć, zatrzymywać i ściągać. To jest niezbędny punkt wyjścia, aby mówić o innowacyjności.

26 października w Białymstoku odbędzie się konferencja m.in. o postrzeganiu parku naukowo-technologicznego w przestrzeni miejskiej i jego miastotwórczej roli poprzez wykorzystywania kapitału intelektualnego. To swoisty prolog, by przybliżyć też ideę parku mieszkańcom. Metą wydaje się być to, co zapisano w strategii rozwoju miasta. Określono w niej Białystok 2020 roku jako kluczowy ośrodek metropolitalny na wschodzie Unii Europejskiej, atrakcyjny i otwarty na współpracę, miasto nowoczesnej gospodarki opartej na wiedzy generujące wysokiej jakości miejsca pracy, zapewniające warunki dla rozwoju mieszkańców. Czy tak się stanie dzięki parkowi?

- Na pewno nie dzięki samemu parkowi. Ale ta konferencja jest po to, aby zaproponować uczelniom i przedsiębiorcom status parku w postaci kreatora tej współpracy.

Na czym ta kreacja ma polegać?

- By rozproszony potencjał trzech wiodących uczelni wykorzystać na przykład przy pomocy wspólnej oferty korzystania z ich laboratoriów. Dzisiaj przedsiębiorcy nie wiedzą jak z nich korzystać i czym tak na dobrą sprawę uczelnie dysponują. Przekonałam się o tym sama.

Może to się zmieni, bo prawie po sąsiedzku z parkiem będzie campus uniwersytecki?

- Fakt faktem, że projekty, które były realizowane w kończącej się perspektywie były poświęcone badaniom i dydaktyce. To powoli się kończy. Pierwszą okazją do współpracy między uczelniami a parkiem będzie próba skonstruowania wspólnej oferty infrastruktury badawczej w kierunku przedsiębiorców i jej wspólna promocja. By ustalić jasne i proste zasady dostępu do sprzętu. Tak by przedsiębiorca wiedział, co może zrobić w parku, a jakie badania w uczelnianych laboratoriach.

Drugi krok to propozycja utworzenia jednego wspólnego podmiotu - firmy, która zajmie się komercjalizacją na użytek podlaskich uczelni i samorządu. Taką firmą jest wspomniana już spółka EIT+, która działa od kilku lat we Wrocławiu i ma bardzo dobre wyniki. Tworzy ją zespół menadżerów innowacji i brokerów technologii. Uczelnie bazują na ich doświadczeniu, nie muszą z osobna zatrudniać specjalistów do komercjalizacji swoich osiągnięć naukowych.

Taki rdzeń zespołu brokerów będzie w Białymstoku trudno zbudować, bo wymaga to transferu osób, które pracują w tej chwili w Krakowie, we Wrocławiu czy za granicą.

To zależy od tego, jakich argumentów się użyje do zmiany miejsca pracy i zamieszkania?

- To prawda. Będę gorąco namawiała uczelnie, aby postawić na osoby, które już coś skomercjalizowały i wiedzą, jak to się robi.

W którym momencie będzie Pani mogła z czystym sumieniem powiedzieć: panie prezydencie, melduję: zadanie zostało wykonane.

- Wtedy, kiedy rozwiną się przy wsparciu parku dwie-trzy firmy, które wejdą przynajmniej na tzw. małą giełdę, czyli NewConnect.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny