Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocka opera podobna do tej z Manaus

Tomasz Maleta
Opera i Filharmonia Podlaska
Opera i Filharmonia Podlaska fot. Wojciech Wojtkielewicz
Kto widział film Wernera Herzoga "Fitzcarraldo", ten wie, do czego jest zdolny maniak ogarnięty ideą bez reszty (w filmie - tytułowy bohater).

Doprowadza do budowy opery w środku brazylijskiego interioru. I choć to film, opera na końcu świata naprawdę powstała. W Manaus u schyłku XIX wieku. Dziś monumentalna budowla jest symbolem świetności ery boomu kauczukowego, który był w stanie sfinansować każdy kaprys, nawet w dżungli amazońskiej.

W podobnej sytuacji jest nasza opera. Jej budowa, początkowo szacowana na 40 milionów, ponoć ma się zamknąć kwotą 230 milionów. Ale dziś tak naprawdę nikt nie da gwarancji, ile jeszcze pochłonie pieniędzy. Na razie brakuje 50 mln złotych: na rzeźby, instrumenty, multimedia. Urząd marszałkowski liczy na wsparcie z resortu kultury, ale mogą być to nadzieje płonne. Z powodu skutków powodzi, obietnic prezydenckich, reformy finansów publicznych. Przeto zostają marzenia, że do 2012 roku budynek uda się wykończyć. Ale czyż marzenia, tak jak w Manaus, nie mogą być warte opery? I nie tylko za trzy grosze.

Od strony artystycznej też, trwający od czerwca 2009 roku, stan niepewności. Jego konsekwencją jest to, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski ma dwa kontrakty. Do końca 2011 roku zarządza operą w Białymstoku, natomiast do czerwca 2014 roku prowadzi katedrę dyrygentury w Narodowym Koreańskim Uniwersytecie Muzycznym. Nie wiadomo, którą pracę wybierze. Na dodatek przed nami jeszcze wybory samorządowe, czyli nowe władze województwa, stary dyrektor albo stare władze, nowy dyrektor.

Ale na kanwie wątków prestiżowych, ambicjonalnych, politycznych umyka coś innego. Powstający gmach Opery i Filharmonii Podlaskiej stanie się nie tylko symbolem miasta, ale też jego atutem wizerunkowym czy kartą przetargową w konkursach i rankingach. Magnesem przyciągającym artystów, ale też i turystów. Zarazem jednak cieniem rzucanym na kulturalną stronę miasta, ponieważ koszty związane z działalnością opery znacząco mogą ograniczyć budżety innych instytucji kulturalnych. Bo choć jest to inwestycja samorządu wojewódzkiego, to poprzez bardzo mocne zakorzenienie w krajobrazie, nie tylko kulturalnym, najbardziej białostocka z białostockich. I być może wymagająca wspólnego finansowania przez oba samorządy. A wtedy te mniejsze instytucje mogą czuć się zagrożone.

Jeśli jednak opera ma być traktowana jako dobro wspólne, to warto, aby obie strony sporu przedstawiły taką argumentację, która przekonałaby już dziś zarówno tych mieszkańców województwa spod Wiżajn i Drohiczyna, jak i tych z Łap i Hajnówki, że powinni oni łożyć na jej utrzymanie. Także wówczas, jeśli nigdy w życiu nie przekroczą jej progu. I że te ich skromne grosze nie zostaną rozdrobnione na marne. Bo my, w odróżnieniu od szaleńców z Manaus, kauczuku lub innego złotego runa nie mamy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny