Areszt to nie kara

Przypomnijmy, że polonez kierowany przez 20-letniego Piotra J. zbyt szybko wszedł w zakręt i wjechał na chodnik, gdzie znajdowali się dwaj chłopcy: 16 i 15-letni. Ten ostatni doznał poważnych obrażeń głowy i trafił do szpitala. Kierowca odjechał z miejsca wypadku. Został zatrzymany po paru godzinach. Miał 0,7 prom. alkoholu w wydychanym powietrzu.

Prokuratura, ze względu na obawę matactwa, wnioskowała o trzymiesięczny areszt. Sąd się nie zgodził.
- To jeszcze nic w porównaniu do tego, co było w przypadku 20-letniej Niny W. - mówi przedstawiciel organów ścigania proszący o nieujawnianie nazwiska.
To zdarzenie miało miejsce w lipcu pod Suwałkami. Na prostej drodze pojazd prowadzony przez młodą kobietę zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Dwie osoby poniosły śmierć na miejscu. Dwie inne zostały ranne. Wynik badania krwi Niny W. był jednoznaczny: 1,1 prom. alkoholu. Prowadzący sprawę wciąż czekają jeszcze na ekspertyzę dotyczącą obecności narkotyków w organizmie kierowcy.
Na tymczasowy areszt w tym przypadku nie zgodził się sąd rejonowy. Decyzję tę podtrzymał okręgowy. - Nie ma obawy matactwa - brzmiało uzasadnienie. Kobiecie zakazano jedynie opuszczania kraju.

Suwalscy policjanci zwracają uwagę, że sprawcami większości najbardziej bulwersujących zdarzeń drogowych w ostatnich miesiącach byli młodzi kierowcy. Najczęściej pijani.
- Zaostrzenie kar do wyobraźni nie przemawia - narzekają. - Może przemówiłby choćby paromiesięczny pobyt w areszcie.
Policja powołuje się też na przykłady z innych części województwa, gdzie sprawcy śmiertelnych wypadków trafiają za kraty nawet, gdy byli trzeźwi.
Sędziowie przypominają natomiast, że każdy przypadek musi być rozpatrywany indywidualnie, a tymczasowy areszt, to środek zapobiegawczy, a nie kara.