Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ani tu żyć, ani stąd wyjechać

Alicja Zielińska
Statusu uchodźcy nie dają. Dają pobyt tolerowany. Co to oznacza? Rób, co chcesz - mówi z goryczą Rustam Garsijew z Groznego. I dlatego założył Stowarzyszenie Narodów Kaukaskich.
Statusu uchodźcy nie dają. Dają pobyt tolerowany. Co to oznacza? Rób, co chcesz - mówi z goryczą Rustam Garsijew z Groznego. I dlatego założył Stowarzyszenie Narodów Kaukaskich. fot. Wojciech Oksztol
Statusu uchodźcy nie chcą dać, bo byłeś za mało prześladowany. Dają pobyt tolerowany.

A co nam z niego? Do pracy legalnie nie możesz. Za granicę nie wyjedziesz, bo nie masz paszportu. I jak tu żyć? Ile czekać i na co? Przyjdzie uciekać, jak ta nieszczęsna Kamisa - mówią w ośrodku dla uchodźców.

Tragedia 36-letniej Czeczenki, która nielegalnie chciała dostać się do Polski i straciła trzy córki, wstrząsnęła wszystkimi. O Czeczenach znowu głośno. Czy to zmieni ich los?

Nachodzi cię tak straszny smutek, że nie możesz sobie poradzić. Nic cię nie interesuje, nawet własne dzieci. Z nikim nie chcesz rozmawiać. Nie chce się żyć. Patimę nachodzi tak często. Szczególnie wieczorem. Stanęła w oknie, chciała wyskoczyć, kobiety złapały ją w ostatniej chwili. Co drugi tu wpada w depresję. Marazm i apatia dotykają wszystkich. Najgorzej jest czekać. Beznadzieja boli bardzo. W Białymstoku przy Antoniuku Fabrycznym, w hotelu Iga, mieszka 350 uchodźców, głównie Czeczeni.

Udowodnij, że cię prześladowali

Długi, ciemny korytarz, niczym tunel. Po obu stronach drzwi do pokoi. Przed drzwiami rzędy butów dziecięcych - dzieci tu aż 220, na jednym z pięter 70. Rustam Garsijew zaprasza do siebie. Ma 34 lata, mieszkał w Groznem. Siedział w więzieniu. - Za duże pieniądze udało mi się wyjść, ale musiałem uciekać ze swoją rodziną - opowiada. - Polskie władze stwierdziły, że nie prześladowano mnie ze względów politycznych, dali pobyt tolerowany. Potem cofnęli. Podałem do sądu, rok temu wygrałem. Rustam nie kryje goryczy. Konwencja genewska głosi, że jak w kraju toczy się wojna, to obywatel, który ucieka, żeby ratować życie, powinien w innym kraju otrzymać status uchodźcy. A w Polsce mówią, że to nie jest wystarczający powód. Dostaniesz status, jak cię w telewizji pokażą, list gończy za tobą wyślą, specsłużby zaświadczą: Tak, on jest niebezpieczny, my go poszukujemy i prześladujemy. Najlepiej, jakby sam Putin podpisał - złości się.

Przyjechał z żoną i czwórką dzieci. Same dziewczynki. Najstarsza ma dziesięć lat. W Białymstoku urodziła się piąta córka. Żona znowu jest w ciąży, może teraz będzie syn? Rustam się uśmiecha. To jedyna nadzieja. W pokoju, gdzie mieszkają, stoją trzy tapczany, łóżeczko, dwie wąskie szafki przy wejściu, stół, telewizor. - Trzeba tu jeść, gotować, cały czas być. Dzieci małe, strach, że mogą się poparzyć, skaleczyć. Ciasno, wszyscy na kupie - pokazuje na pokój. Łazienki są wspólne, w korytarzu. Kuchnie też.

Uciekli ze strachu, teraz strach wracać

Patima z Dubajurty przyjechała dwa lata temu. Ma sześcioro dzieci. Chciałaby dostać status uchodźcy, miałaby wtedy paszport międzynarodowy. Odpowiedziano: Nie! Uznano, że nie może wracać do domu, ale dali pobyt tolerowany. - A co mi z tego? - spuszcza głowę. Ani tu żyć, ani stąd wyjechać. Mąż poszedł walczyć. Bała się o dzieci. Za rok, dwa ich też uznają za partyzantów, terrorystów. Odpowiedzialność jest zbiorowa, cała rodzina, do kilku pokoleń. Takie prawo obowiązuje teraz w Czeczenii - mówi Patima. - Uciekaliśmy ze strachu o życie, teraz strach wracać. Przyjdą w maskach: O, byłeś za granicą, to chodź z nami. I wsadzają do więzienia. Kobiety też.

Myśleli: nastanie nowy prezydent, będzie spokój, a gdzie tam, nic nie lepiej. Ramzan Kadyrow to watażka Kremla, a Moskwa chce mieć całkowitą władzę, podporządkować sobie czeczeński naród. Rosja nigdy nie była im bliska. To zła macocha. Putin nie chce niepodległej Czeczeni, bo tu dużo ropy.

- Zaczistki robią - opowiada Patima. - Co to takiego? Ot, chodzą po domach i zabierają mężczyzn. Rosyjskich żołnierzy zastąpili czeczeńscy bojówkarze. Tak samo okrutni. Wystarczy raz trafić w ich ręce, choćby przypadkiem, to już koniec. Będą ciągać, rozpytywać. Wywiozą, rozstrzelają.

Jechali całymi rodzinami

Raisa przyjechała w ubiegłym roku. Sama z dwójką dzieci: bliźniaki, chłopiec i dziewczynka, mają cztery lata. Mąż i brat byli w oddziałach, ukrywają się. Dziennikarka z Moskwy napisała artykuł i już cała rodzina w niebezpieczeństwie. Raisa boi się zarówno wojsk federacyjnych, jak i bojowników czeczeńskich.

Była zima, luty. Dużo ich jechało, całe rodziny, całymi ulicami. Tak bezpieczniej w pociągu, raźniej czekać na granicy. Pamięta, rozeszła się pogłoska, że na granicy zabierają ubrania i palą ze względów sanitarnych. Bała się, bo z czym zostanie. Przyszedł pogranicznik, sprawdzał paszporty, patrzył długo, to na nią, to na dzieci. Okazało się, że czekał na łapówkę. Stawka na granicy wynosi 20 dolarów. Ona dała dziesięć. Potem zaprowadzili wszystkich do jakiegoś pokoju i do wieczora trzymali.

Znowu strach, a nuż odeślą z powrotem. Przyszła kobieta: Nie macie gdzie przenocować, chodźcie ze mną. Za nocleg trzeba było zapłacić znowu 20 dolarów. Rano urzędnicy straży granicznej skierowali całą grupę do Dębaka. Możecie jechać, powiedzieli, tam przyjmują uchodźców, dostaniecie jedzenie, spanie za darmo. Czym dojechać, tego nie powiedzieli. Wzięła taksówkę, taksówkarz zażyczył sobie 200 dolarów. Jechała ona z bliźniakami i jeszcze jedna rodzina, też z dwójką dzieci. Siedzieli upchnięci jak śledzie, dzieciaki na kolanach. Cud, że policja nie zatrzymała. A w Dębaku tłum. O ludzie, gdzie ja jestem, pytała Raisa. Jeden na drugim, materace na podłogach, pełno dzieci, płacz, hałas.

Raisa skończyła 28 lat i ma za sobą trzy lata studiów filologicznych na uniwersytecie. Marzy, by żyć na własny rachunek. Zdobyć zawód, pracować. - Ale jak? - rozkłada ręce. - Postanowiłam wynająć mieszkanie. - Szukałam trzy miesiące i nie znalazłam, uwierzy pani? - pyta. Wystarczyło, żeby powiedziała, że jest z Czeczenii. Z dziećmi, nie masz męża? Nieaktualne, do widzenia, słyszała wszędzie, chociaż zapewniała, że może zapłacić za pół roku z góry.

Nie chcemy żyć za darmo

- My nie mówimy, że wszystko jest złe - podkreśla Rustam. - Jesteśmy wdzięczni Polsce, że przyjmuje uchodźców, że możemy chodzić i spać spokojnie, posyłać dzieci do szkoły. Nie zabierają mężczyzn, nie przystawiają karabinu do głowy. Ale jeżeli by trochę poprawić ten system, to byłoby lepiej dla nas. Dlatego mówimy o problemach. Bo biurokratyczna maszyna pożera pieniądze.

Rustam chce być dobrze zrozumiany. Istotą problemu nie jest to, ile im płacą, oni nie są tutaj, żeby rozwiązać problemy ekonomiczne. Uciekli od wojny, od prześladowań, żeby ratować życie, swoje, swoich dzieci.

- W Czeczenii trwa eskterminacja, jest wybijany naród - mówi ze smutkiem. - Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie podejmuje żadnych działań. Milczy demokratyczna Europa, odwraca głowę wielka Ameryka. W porządku, to polityka, zostawmy na bok - ucina. - Nam chodzi o codzienne życie tutaj. Nie chcemy żyć za darmo. Chcemy coś robić, chcemy pracować, zarabiać na siebie. Piszą projekty. Szukają pomocy. - Czy znajdziemy zrozumienie? - pyta Rustam.

- Zebrali nas w jednym miejscu i róbcie, co chcecie. 350 osób, jak w obozie. To jest dyskryminacja. 3172 - taki mam numer - mówi Rustam.

Z dnia na dzień

Czas w ośrodku płynie wolno. Nie ma do czego się spieszyć. Rytm wyznaczają posiłki. Śniadanie, obiad, kolacja. Kobiety mają dodatkowe obowiązki, muszą posprzątać w pokojach, uprać. Mężczyźni stoją w grupkach w korytarzu, siedzą na ławkach na podwórzu. Nie kryją znudzenia.

Każdy kolejny dzień jest prawie taki sam jak poprzedni - spanie, jedzenie, oglądanie telewizji, słuchanie radia, spacery wokół budynku, rzadko wyjazd do miasta. Ośrodek, w którym przyszło im żyć, stał się pułapką. To ciągłe czekanie, niepewność jutra, obawa i strach przed tym, co przyniesie przyszłość. Dadzą status uchodźcy czy przyjdzie kolejny negatyw
Dwa miesiące temu uchodźcy założyli Stowarzyszenie Narodów Kaukaskich: Ingusze, Dagestani, Gruzini, Czeczeni. Rustam Garsijew został prezesem. Mówi, że chcą zorganizować centrum kulturalne i prezentować w nim kulturę i tradycję swoich krajów, zespoły taneczne, piłkarskie. Otworzyć restaurację, bar z kuchnią kaukaską. Założyć firmy, mają przecież różne zawody: są wśród nich budowlańcy, fryzjerzy, nauczyciele. Wykorzystać swoje umiejętności. - Możemy stworzyć kooperatyw, na przykład fermę rolniczą, jakieś gospodarstwo farmerskie. Legalnie, pod kontrolą. Jednak do kogo się nie zwrócisz, żadnego odzewu. Pójdziesz do urzędu, a tam wzruszają ramionami, nie rozumieją. Tłumacza macie? - pytają. A tłumacz 40, 50 zł bierze za godzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny