Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Parafiniuk: Mogliśmy zrobić więcej

Wojciech Jarmołowicz
– Musieliśmy ciężko pracować, by podlascy przedsiębiorcy nam zaufali – mówi Andrzej Parafiniuk, prezes Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego w Białymstoku
– Musieliśmy ciężko pracować, by podlascy przedsiębiorcy nam zaufali – mówi Andrzej Parafiniuk, prezes Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego w Białymstoku Jarosław Wrażeń, Admis
Nie do końca wykorzystaliśmy swego ducha przedsiębiorczości - mówi Andrzej Parafiniuk, prezes Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego w Białymstoku. Jesteśmy przecież kreatywni, przedsiębiorczy, ale zapomnieliśmy o tym uczyć od najmłodszych lat. Dziś mamy tego skutki.

Na przełomie lat 80. i 90. ub. wieku była u nas wielka gospodarcza wolnoamerykanka.

Andrzej Parafiniuk: - Inaczej być nie mogło. Bo kto przedsiębiorców miał wtedy uczyć? Wszystko działo się w szalony sposób. Wtedy tych przysłowiowych łóżek polowych powstawało multum - jedno przy drugim. Przedsiębiorczość widziana oczami zwykłego obywatela to było właśnie to łóżko polowe. Potem były to szczęki, potem już trochę lepsze boksy, a później takie miejsca jak np. Centrum Park koło dworca. Dziś są to galerie handlowe, czy butiki. Ale nie oszukujmy się, na Podlasiu to handel był dominującą branżą.

Inaczej było z nielicznymi producentami.

- Oni musieli szybko nastawiać się na eksport, bo chłonność naszego rynku była mała. Zresztą nie mieli wyjścia. I oni się stykali z tym, że rynki zachodnie traktowały nas jak prawie najemników. Dość szybko wielu naszych przedsiębiorców doświadczyło oszustw - niezapłacenia za towar, fikcyjne upadłości itd. Rynek zachodni okazał się brutalny.

Mechanizm był prosty - nasz producent dostarczał towar w jednym TIR-ze i za to dostawał pieniądze, w dwóch - i znów była zapłata, ale jak wywiózł 10 tirów, to często okazywało się, że kontrahenta zagranicznego już nie ma. Nie było też pieniędzy.

To była bolesna lekcja.

- Oni wierzyli, że w rozwiniętej gospodarce wszystko jest OK., że można mieć zaufanie itd. Błąd, tak wcale nie było. Niestety, nadal mamy bardzo niski poziom etyki w biznesie. I nad tym mocno boleję.

Na początku lat 90. zaczęło powstawać tzw. otoczenie biznesowe - firmy doradcze, szkoleniowe itd. Było już lepiej?

- Okazało się, że ci przedsiębiorcy - bazując jedynie na swojej intuicji, doświadczeniu - nie osiągną w pełni sukcesu. Potrzebowali profesjonalnego wsparcia. A tego nie było na rynku, nie mieli literatury, nie było nikogo, kto mógłby im pomóc.

Ale na początku otoczenie biznesu nie zawsze było wysokich lotów?

- Bo nie mogło być. Ono także działało po omacku. Nie było za dużo dobrych ekspertów, nie było dobrych programów, które dokształcałyby przedsiębiorców, zaczęli się pojawiać zagraniczni eksperci, tyle tylko że oni doradzali tuzom biznesowym z Mazowsza, Wielkopolski, Małopolski. Nikt się nie pchał do woj. białostockiego. I te nasze firmy - które dziś są wiodące - nie miały szans, by ktoś ich zauważył, przeszkolił.

Na szczęście były programy Phare Struder - po pierwszej umowie stowarzyszeniowej - już zaczęły płynąć jakieś nieduże pieniądze unijne. I to one poszły na firmy otoczenia biznesu.

Żyliśmy w zapomnianym regionie…

- Rzeczywiście, wtedy białostockie i lubelskie zostało zapomniane przez różnego rodzaju programy. Oczywiście tłumaczono, że u nas jest mały potencjał, mało przedsiębiorców, aktywność kiepska itp., więc nie warto się tymi regionami zajmować.

Na szczęście dla nas rząd brytyjski, poprzez Polsko-Brytyjski Program Rozwoju Przedsiębiorczości, dysponował kwotą ok. 20 mln dolarów - to były odsetki od ich części z tzw. funduszu stabilizacyjnego - i postanowił przeznaczyć te pieniądze na rozwój przedsiębiorczości w woj. białostockim i lubelskim.

I tak powstała Podlaska Fundacja Rozwoju Regionalnego?

- Brytyjczycy najpierw zgłosili się do Izby Przemysłowo-Handlowej. Ale zastrzegli, że ponieważ są to pieniądze publiczne, nad ich wydawaniem muszą mieć piecze także wojewoda oraz związki zawodowe - Solidarność i OPZZ. Piotr Stodułko, ówczesny szef Izby, wojewoda Andrzej Gajewski, Antoni Poźniak z OPZZ i Stanisław Marczuk z Solidarności powołali do życia Podlaską Fundację Rozwoju Regionalnego. Cel był jasny: pomóc przedsiębiorcom w raczkującej gospodarce rynkowej.

I przyjęto was, czyli fundację z otwartymi ramionami?

- Pamiętam pierwsze określenia, jakie padały pod naszym adresem. Otóż przedsiębiorcy mówili: Angole mają u nas swoich szpiegów gospodarczych, chcą nam ukraść nasze pomysły i zabrać nam to, co sami chcemy stworzyć. Byliśmy przyjmowani potwornie nieufnie. I to trwało aż do 1998 roku. Mieliśmy także kłopoty ze strony banków, które nam nie wierzyły, więc jak mogliśmy poręczać przedsiębiorcom ich kredyty. Dopiero po ok. 1,5 roku podpisywaliśmy jakieś pierwsze kontrakty.

Na szczęście sprzyjała wam rozwijająca się w niesamowitym tempie gospodarka

- Tak, pod koniec lat 90. mieliśmy boom handlowy. Mieliśmy otwartą granicę. Powstało mnóstwo bazarów, choćby w Sokółce, które znakomicie sobie radziły.
Ale zamknięto granice.

- I na dodatek Rosję dopadł poważny kryzys gospodarczy, który bardzo boleśnie wszyscy odczuliśmy. To była przepaść, w którą wpadł podlaski handel. To mocno zastopowało także przedsiębiorczość w naszym regionie, bo przecież ludzie widzieli, jak wiele firm handlowych miało kłopoty. Rok 2000, 2001 - to nie były dobre lata dla nas i naszych przedsiębiorców.

Ale to był też czas, że z handlu powstały inne firmy. A to dlatego, że ludzie nie konsumowali tylko zysków, które mieli z przysłowiowych szczęk, ale myśleli o przyszłości, o rozwoju swoich przedsiębiorstw.

Wiele się zmieniło. Polska weszła do Unii Europejskiej, zaczęliśmy dostawać wsparcie.
Nie jest lekko, ale dziś podlaskie firmy pozyskują miliony z funduszy unijnych. W przedsiębiorstwach są działy zajmujące się szukaniem dodatkowych pieniędzy. A jednocześnie jest też wiele narzekań na dotacje. Jaka jest prawda?

- Patrząc z perspektywy około 10 lat, w czasie których przyznajemy dotacje, można powiedzieć jedno: jest coraz gorzej, jeśli chodzi o biurokrację, myślę, że zaczynamy się ocierać o absurd. I to dotyczy całego kraju.

Czego nie wykorzystaliśmy w ciągu ostatnich 25 lat wolności gospodarczej?

- Nie do końca wykorzystaliśmy ducha przedsiębiorczości, który drzemał w Polakach. My naprawdę jesteśmy kreatywni, przedsiębiorczy, ale zapomnieliśmy o tym uczyć już od najmłodszych lat. Dziś mamy tego skutki.

Nie wykorzystaliśmy także naszego położenia geograficznego. Przecież od 2004 roku jesteśmy wschodnią rubieżą Unii Europejskiej, a poza przejściami granicznymi praktycznie nie zrobiliśmy nic. To potworny grzech zaniechania. Na szczęście się to zmienia - w strategii otwartość na Wschód jest jednym z priorytetów. Oczywiście wierzę, że nie będzie to tylko deklaracja na papierze.

Myślę też, że władza lokalna niepotrzebnie słuchała bezkrytycznie przedsiębiorców, którzy mówili "tylko nie przeszkadzajcie". I władza w wielu przypadkach nie robiła nic. Nadal też przedsiębiorcy są źle postrzegani w społeczeństwie - do człowieka prowadzącego firmę jest przyczepiona łatka cwaniaka, oszusta, hochsztaplera, wykorzystującego ludzi. Ten wizerunek odpycha innych od zakładania swoich firm. Musimy to zmienić, bo to szeroko pojęta gospodarka daje miejsca pracy, płaci podatki, powoduje, że ludzie się bogacą.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny