Kurier Poranny: Oprowadza Pani po Auschwitz obcokrajowców. Dla przewodnika to większe wyzwanie niż opowiadanie o obozie Zagłady Polakom?
Agnieszka Kocur, przewodniczka po Muzeum Auschwitz Birkenau: To zależy w jakim wieku są zwiedzający. Ostatnio do Auschwitz przyjeżdża dużo młodych Brytyjczyków, Irlandczyków, Norwegów. Mają oni generalnie małą wiedzę o martyrologii, znacznie mniejszą niż Polacy.
A potem, w trakcie pobytu? Poraża ich to miejsce?
- Myślę, że przyjeżdżając tutaj nie do końca zdawali sobie sprawę, co tu się wydarzyło. Kiedy się dowiadują, ta wiedza ich przytłacza. I reakcje są różne. Nie jest to płacz, ani wzruszenie, ale zaduma, a nawet nerwowy śmiech, takie odreagowanie w totalnie innym kierunku. Nasza praca polega na tym, by tak przekazać informacje, aby pomóc zrozumieć to miejsce. W oprowadzaniu po miejscach Zagłady nie chodzi o to, by wzbudzać emocje, ponieważ emocje są krótkotrwałe. Musi coś pozostać w sercu. By opuszczając Auschwitz inaczej patrzeć na świat.
Młodzi pytają o coś?
- Pytają. Głównie o konkretne sprawy. Jaka była topografia obozu, gdzie co się znajdowało, co się stało z więźniami, co z esesmanami, którzy byli tu zatrudnieni.
A Izraelczycy?
- Ich interesują głównie losy Żydów. Dla nich jest to miejsce wyłącznie związane ze śmiercią ich rodaków.
Mają wciąż pretensje do Polski, do Polaków?
- Mają. Potrafię ich zrozumieć. Studiowałam judaistykę, więc do żydostwa i Izraela mam inne podejście niż większość społeczeństwa. Widmo Holocaustu wciąż prześladuje społeczeństwo Izraela. Tam kolejne pokolenie wyrasta w cieniu Zagłady. W ubiegłym roku byłam na seminarium dla nauczycieli w Muzeum Yad Vashem w Jerozolimie. Spotkałam kilka młodych osób, które jako uczniowie szkół średnich były w Auschwitz. Jedna z prelegentek powiedziała, że wówczas nienawidziła Polski. W miarę dojrzałości emocjonalnej jej nastawienie się zmieniło, ale przyznała, że myślenie o Polsce i przyjazd do Polski, wciąż sprawia jej trudność. Bo przez Auschwitz Polska kojarzy się jej z największym cmentarzyskiem świata. Podczas oprowadzania grup izraelskich słyszę pytania, które szokują.
Na przykład?
- Dlaczego Polacy kolaborowali z Niemcami w czasie wojny? Jak to możliwe, że doszło do takich wydarzeń w Jedwabnem?
Przyjechała Pani do Białegostoku na konferencję "Historia. Dialog, Edukacja". Spotkała się Pani też z uczniami VIII LO.
- Mój przyjazd do Białegostoku wynikł z poznania Grażyny Dawidowicz, polonistki tej szkoły, podczas seminarium o Holocauście w Waszyngtonie latem ubiegłego roku. A ponieważ ja byłam w Białymstoku też wcześniej, z grupą szwedzką, która realizowała projekt na temat zaginionych miejsc żydowskich, to z ochotą przyjęłam zaproszenie na spotkanie z uczniami. Opowiadałam im o ruchu oporu w Auschwitz, pokazałam komiks, film o ucieczkach. Chciałam, by mieli inne widzenie obozu niż z podręczników. Bo Auschwitz nie zamyka się tylko w historii czarno-białej, ale jest to też kolorowy obraz. Miejsce, w którym się spotykały grupy różnych narodowości, w którym ludzie mieli własne emocje. Chcieli za wszelką cenę przeżyć, ale i śpiewali, żartowali.
Komiks o Auschwitz? To nie profancja?
- Nie. Taka forma przekazu świetnie trafia do młodych ludzi. Komiks "Epizody z Auschwitz" opowiada o słynnych ucieczkach: pary zakochanych - Edka Galińskiego i Mali Zimettbaum oraz rotmistrza Witolda Pileckiego. A niedawno ukazała się publikacja "Bajki z Auschwitz", też niesamowita historia. Ich autorami są więźniowie, którzy pracowali przy rozbudowie obozu. Architekci, inżynierowie. Bajki zaczęli pisać prawdopodobnie w 1941 roku dla własnych dzieci, pozostawionych w domu, by chociaż w taki sposób mieć z nimi kontakt. Inspiracją stało się znalezienie przez jednego z więźniów czeskiej książeczki w pobliżu budynków obozowych, gdzie przechowywano mienie po żydowskich ofiarach. Publikacja ta pokazuje najpiękniejsze wartości, jakie człowiek powinien zachować, bez względu na okoliczności, w jakich mu przyszło żyć. Ale też i bardzo wzrusza, mając świadomość, że pochodzi z "krainy pieców".
Rotmistrzowi Pileckiemu udało się uciec, a co się stało z parą zakochanych?
- Mala Zimettbaum była polską Żydówką. Przed wojną z rodziną wyjechała do Belgii i stamtąd została deportowana do Auschwitz. Była gońcem, znała świetnie niemiecki i francuski. Edek Galiński trafił do Auschwitz pierwszym transportem. Pracował w komandzie murarzy, mógł więc wchodzić na część kobiecą. Tak poznał Malę. Młodzi zakochali się w sobie. Edek planował ucieczkę, początkowo bez Mali, z przyjacielem Wiesławem Kielarem (autorem znakomitej książki o Auschwitz, "Anus mundi"), ale stwierdził, że nie może zostawić Mali. Wobec tego Wiesiek się wycofał.
Edek i Mala uciekli. Udało się. Pomógł im esesman. Załatwił przepustki i ubranie. Edek przebrany w niemiecki mundur wszedł na obóz kobiecy, by eskortować więźniarkę, czyli Malę. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Wyszli z obozu, przebrali się, dotarli w okolice Zakopanego. Podczas przekraczania granicy trafili - niestety - na patrol gestapo. Informacja o ucieczce szybko się rozeszła, Mala miała na ręce numer obozowy. Wydało się. Deportowani do Auschwitz, zostali osadzeni w bloku 11, słynnym bloku śmierci. Tam przez kilka miesięcy byli torturowani, by powiedzieli, kto im pomagał w ucieczce. Zostali powieszeni w lipcu 1944 roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?