Krępując mu ręce, chcieli zmusić nastolatka do przyznania się do kradzieży. Skończyło się wstydem na całą wieś i 48-godzinnym siedzeniu na policyjnym "dołku" (pisaliśmy o tym w piątek).
Nowa Sól: Bandyci, którzy napadli na sklep oskarżeni
Było poniedziałkowe popołudnie, na dworze zapadała szarówka. Przerażony Irek wpadł do domu na boso. Twierdził, że gospodarz, u którego od czasu do czasu dorywczo pracował, przywiązał go do słupa, chciał mu wmówić kradzież "jakiegoś kabla". - Wiemy, że wcześniej dzwonili do jego starszego brata, by zwabić go do gospodarstwa - mówią Beata i Ireneusz Kozaczewscy, rodzice 17-letniego Ireneusza. - Jeśli nawet uważali, że coś zabrał, mogli sprawę zgłosić policji, a nie zabawiać się w wymierzanie sprawiedliwości. Irek przyleciał do domu z liną na rękach. Mówił, że związali mu ręce i razili go prądem od "pastucha". Miał jeszcze ślady na dłoniach. Udało mu się wyrwać i uciec. Uciekając, zgubił gumowce.
Zbulwersowani rodzice od razu zawiadomili o zajściu policję. Radiowóz bardzo szybko przyjechał pod ich dom w Lubanicach. Od chłopca odebrano zeznania, a kilka minut później policjanci byli już na podwórku gospodarza. Tak jak stał został zatrzymany wraz z synem i jego kolegą, który pomagał w pracy, ale i w uwięzieniu nastolatka. - Potraktowali mnie jak bandziora, który wymordował całą rodzinę tego chłopaka. Ani ja, ani syn nie stawialiśmy oporu, chcieliśmy pojechać na komendę i wyjaśnić sprawę, a oni nie pozwolili nam się nawet przebrać - opowiada zatrzymany Mirosław M. - Właśnie doiliśmy krowy i tak jak wyszliśmy z obory, tak nas zabrali, w tych brudnych ubraniach. Żona próbowała interweniować, prosić, by pozwolili nam zmienić ciuchy, ale policjantka zagroziła, że jeszcze i ją zamkną. W komendzie zamknięto nas i przez 24 godziny nikt się nami nie interesował. Choć od razu mówiliśmy, że nie mamy niczego do ukrycia i odpowiemy na wszystkie pytania.
Pan Mirosław jest największym rolnikiem w gminie. Obrabia 70 ha własnego pola i prawie drugie tyle dzierżawi. Hoduje ponad 100 sztuk bydła, jest największym producentem mleka w gminie wiejskiej Żary. Do pracy na polu czy do obrządku krów często wynajmuje ludzi ze wsi. Sam z synem nie dałby rady. Irek pracował u niego w czasie wakacji. - Sam przychodził prosić o pracę, chciał mieć na swoje wydatki - opowiada Mirosław M. - Zlitowałem się, bo wiedziałem, że to wielodzietna rodzina i im się nie przelewa. Brama do gospodarstwa nie jest zamykana, pomieszczeń na podwórzu też nie zamykamy, bo przy takiej ilości ciągników i maszyn co chwilę czegoś potrzebujemy.
Rolnik uważa, że Irek już wcześniej kradł drobne rzeczy, ale nie chciał mu robić kłopotów. Na wszystko machnął ręką. Tym razem, chodziło o kabel do jednego z urządzeń elektrycznych. Przypuszczał, że to robota Irka. W poniedziałek po południu kazał synowi po niego zadzwonić. Chłopak przyszedł, ale zaprzeczył kradzieży. Wtedy gospodarz, jego syn i jeszcze jeden pomocnik, związali mu z tyłu ręce. - Chcieliśmy go tylko postraszyć - relacjonuje rolnik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?