Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia Katyńska to ludobójstwo. A komunizmu nadal nie traktuje się na równi z nazizmem

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 085 748 95 43
Masowy grób – ekshumacja 1943
Masowy grób – ekshumacja 1943 Fot. Internet
Naszych oficerów zabito tylko dlatego, że byli solą polskiego narodu. I dlatego powinniśmy mówić precyzyjnie i głośno: Katyń nie był żadną zbrodnią wojenną mającą znamiona ludobójstwa, a po prostu: ludobójstwem.

W przededniu rocznicy napaści Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 roku rozgorzała dyskusja na temat pamięci i interpretacji historii. Wydawać by się mogło, że różnice w jej pojmowaniu dotyczą tylko naszych relacji z Rosją. Tymczasem w ostatnich dniach Polacy stali się świadkami wewnętrznego sporu o język tejże historii. Sejm planował przegłosować uchwałę w związku z 70. rocznicą napaści Sowietów na Polskę. Powstał jednak konflikt dotyczący tego, czy w jej treści powinno się znaleźć słowo "ludobójstwo" w odniesieniu do Zbrodni Katyńskiej.

W pierwszym szeregu kłótników wystąpił poseł Platformy Obywatelskiej Stefan Niesiołowski, który przez kilka dni wmawiał opinii publicznej, że w Katyniu w roku 1940 nie doszło do ludobójstwa, a jedynie do "zbrodni wojennej". W sprawie wypowiedzieli się eksperci, którzy w zasadzie poparli Niesiołowskiego. Politycy Prawa i Sprawiedliwości podnieśli larum, oskarżając posła rządzącej ekipy o nikczemność. Pojawiło się pytanie: czy Sowieci mordując masowo elitę narodu polskiego, byli ludobójcami czy tylko zbrodniarzami?

Sprawa, jak to w wydaniu debaty uprawianej na sposób typowo polski, zakończyła się iście salomonowym stwierdzeniem. Po tygodniu wojny partyzanckiej w Sejmie zawarto rozejm klauzulą, że "Katyń był zbrodnią wojenną mającą znamiona ludobójstwa". Podobnie karkołomną konstrukcję wymyślili podlascy radni wojewódzcy podczas sporu o nazwę Teatru Dramatycznego. A ponieważ był to w istocie spór polityczny, a nie kulturalny, to orzekli, że pełna nazwa sceny przy Branickiego to Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Domu Ludowym. im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. I o ile decyzja naszych radnych zakrawa na ironię, to w przypadku kompromisu posłów powinniśmy mówić precyzyjnie i głośno: Katyń nie był żadną tam zbrodnią wojenną mającą znamiona ludobójstwa, a po prostu: był ludobójstwem.

Terminologia

Pojęcia ludobójstwa po raz pierwszy użył polski prawnik Rafał Lemkina. W wydanej w 1944 roku w Stanach Zjednoczonych książce pt. "Axis Rule in Occupied Europe" ("Rządy Osi w okupowanej Europie") napisał, że II wojna światowa ujawniła nieznany dotąd typ zbrodni, na które nie starczało dotychczas używanych kategorii prawniczych. Słowa "ludobójstwo" używano w czasie procesu norymberskiego, chociaż karta międzynarodowego trybunału wojskowego nie wymieniała tej kategorii i zastosowano w niej pojęcie "zbrodni przeciwko ludzkości". Ostatecznie do języka prawniczego "ludobójstwo" weszło wraz z Konwencją ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 1948 r., której współautorem był Lemkin. Współcześnie definicja ludobójstwa brzmi tak: "jest to celowe wyniszczanie całych lub części narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych, zarówno poprzez fizyczne zabójstwa członków grupy, jak i kontrolę urodzin, przymusowe odbieranie dzieci czy stworzenie warunków życia obliczonych na fizyczne wyniszczenie".

Niektórzy politycy mówią, że pomimo tego, iż Polacy wiedzą i uważają, że Sowieci dokonali w Katyniu na polskich wojskowych zbrodni ludobójstwa, to sam Sejm powinien mieć na względzie prawo międzynarodowe, które jakoby stanowi inaczej. Posługuje się ono pojęciem "zbrodni wojennych". Czy jednak taki pogląd da się obronić?

Liczby czy fakty

Do II wojny światowej nie znano sposobów eksterminacji ludzi na taką skalę. Ilość i moralna jakość tych zbrodni domagała się nowego języka. Katyń to element większej całości. Tylko tam zginęło około 25 tys. polskich oficerów i żołnierzy. Miejsc kaźni było jednak o wiele więcej. Nie wszystkie zostały do dzisiaj odkryte. Pojawiają się informacje o odkopywaniu nowych masowych mogił z ludzkimi szczątkami w polskich mundurach. Była to zbrodnia dokonana na sposób absolutnie ludobójczy, a więc skrupulatnie zaplanowany i zegarmistrzowsko przeprowadzony. Zagłada polskich elit została znakomicie przygotowana od strony logistycznej i wykonana "taśmowo". Była to w istocie bardzo wydajna fabryka śmierci, różniąca się od nazistowskich komór gazowych jedynie formą dokonania egzekucji.

Trzeba się w tym miejscu zapytać o to, jakie kryteria przyjmują polscy politycy uważający, że w Katyniu nie dokonano ludobójstwa. Ilościowe? Czy gdyby wymordowano w ten sposób milion ludzi, byłoby to ludobójstwo? Idąc tym tokiem myślenia, można uznać, że zagłada Żydów w pomniejszych obozach koncentracyjnych (takich jak na przykład Majdanek) nie była już ludobójstwem. Tylko tam, gdzie zginęło ich więcej niż, dajmy na to, pół miliona, można mówić o tym w tejże kategorii. Takie rozumowanie, mało tego, że przeraźliwie pokrętne, jest przede wszystkim absurdalne. Nie można wyłączać pojedynczych mordów dokonanych przez nazistowskie Niemcy na Żydach i trzeba je ujmować w szerszym kontekście (Holocaustu, Shoah, Zagłady), który ujawnia zamiar fizycznego wyniszczenia 11 milionów ludzi i fakt eksterminacji ponad połowy z nich. Tak samo Zbrodni Katyńskiej nie wolno wyłączać z szerszego ujęcia.
Komuniści wymordowali w XX wieku około 100 milionów ludzi! Komunizm był najbardziej zbrodniczym i ludobójczym system w dziejach. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że mordy komunistów były w ogólnej skali ludobójstwem. Zabijano bez sensu, bez powodu i na nigdy wcześniej nieznaną skalę.

W hitlerowskich Niemczech ginęli Żydzi i jawni wrogowie. Kto jednak był Aryjczykiem i kochał Hitlera, ten był względnie bezpieczny i co najwyżej ginął na wojnie śmiercią żołnierza. Komuniści mordowali wszystkich, nawet swoich żarliwych sprzymierzeńców. Można było kochać Stalina, być wzorowym komunistą, a mimo to w każdej chwili było się narażonym na śmierć poprzedzoną totalnym upodleniem. Oprócz tego komuniści eksterminowali całe narody, które żyły w strefie ich wpływów. Zbrodnie dokonane na Polakach to tylko część tego koszmarnego procesu systematycznego niszczenia człowieczeństwa. Dlatego dzielenie włosa na czworo i zastanawianie się nad tym, czy pisząc w sejmowej uchwale "ludobójstwo", nie naruszymy prawa międzynarodowego, jest w tym przypadku czarną komedią odgrywaną na mogiłach ofiar polskich oficerów.

Z całym szacunkiem dla precyzji terminologii ustalonej na potrzeby trybunału norymberskiego, jego znaczenie jest, niestety, umniejszone faktem, że w ławach sędziowskich zasiadali tam między innymi Sowieci. Ci sami ludzie, którzy wcześniej skazywali na okrutną śmierć wrogów komunistycznego systemu, potem osądzali swych niedawnych niemieckich sojuszników. To była czysta farsa.
Do 1989 roku nie wolno było mówić w Polsce o Katyniu. Oficjalnie była to zbrodnia niemiecka. W Rosji kłamano i kłamie się w tej sprawie nadal. Nie mamy już nadziei na to, że Rosjanie kiedyś przeproszą jak należy za czyny sowieckich zwyrodnialców. Jednak jak nazwać to, że poseł na Sejm Rzeczypospolitej, Stefan Niesiołowski, głosi brednie i nie jest w stanie wznieść się na taki poziom refleksji, jakiego można oczekiwać od uniwersyteckiego profesora i, bądź co bądź, zasłużonego opozycjonisty? Czy tutaj też trzeba się spierać o terminologię? A może po prostu głupotę trzeba nazywać głupotą, bo inaczej trudno pozbyć się uczucia niesmaku w związku z kabaretem, jaki zafundowali nam posłowie.

Kochajmy wujaszka Stalina

W tym miejscu należy zapytać o jeszcze jedno: dlaczego przez cały czas swego funkcjonowania i dziś komunizmu nie traktuje się na równi z nazizmem?

Za nieustanne usprawiedliwianie bolszewizmu odpowiedzialni są przede wszystkim niektórzy zachodni intelektualiści (tacy jak choćby Jean Paul Sartre i Michel Foucault), którzy wspierali ten system nawet wtedy, gdy powszechnie było wiadomo, do czego on doprowadził. Do dzisiaj myśl lewicowa potrafi się podpierać takimi demonami historii jak Lenin (robi to od lat znany na filozoficznych salonach Europy Slavoj Zizek), nie czując przy tym wstydu.

Komunizm narodził się na Zachodzie i wyprodukowały go zachodnie umysły. Rewolucja jest koncepcją zrodzoną nie na rubieżach barbarzyńskiej Azji, tylko wśród intelektualnego kwiatu naszej zachodniej cywilizacji. Lenin zawiózł to ideowe diabelstwo do Rosji. Tam ono dojrzało i zadziałało. Trzeba było 70 lat, aby ubić to monstrum. Wydawało się, że dokonano tego skutecznie.

Niestety, komunizm zatruwa umysły ludzi do dzisiaj. Cała Europa zarażona jest tym podskórnie. Z wypiekami na twarzy i klaskając w dłonie, potrafimy z pasją oglądać występy znanego i uwielbianego zespołu złożonego z artystów odzianych w sowieckie mundury, ale gdyby uczyniono coś analogicznego z symbolami nazistowskimi, bylibyśmy zgorszeni. I przeważnie jesteśmy zgorszeni wtedy, kiedy dowiadujemy się o politykach biorących udział na przykład w neonazistowskich koncertach. Piętnujemy społecznie takie osoby. Dlaczego nie jest tak z jawnymi i ukrytymi sympatykami komunizmu? To budzi prawdziwe zdumienie.

Nie twierdzę, że poseł Niesiołowski sympatyzuje z komunizmem, ale z całą pewnością polityczny zwrot, jakiego dokonał, przechodząc na stronę Platformy Obywatelskiej, stępił nieco jego polityczną wrażliwość.

Pierwszą osobą, która komunizm zrównała z nazizmem, była filozofka Hannah Arendt. Została za to agresywnie zaatakowana przez współczesnych jej intelektualistów i nadal są tacy, którzy uważają, że nie miała racji. Jednakże sprawiedliwy osąd historii domaga się przyłożenia tej samej miary do dołów w katyńskim lesie, co do komór gazowych. Jeśli robimy inaczej - mało tego, że jesteśmy w błędzie, to jeszcze swą pobłażliwością czynimy miejsce na mimowolne usprawiedliwianie sowieckich katów. Arendt mówiła w kontekście ludobójstwa o "złu radykalnym", czyli o skutkach takich czynów, które nie dadzą się niczym odkupić, niczym usprawiedliwić, których nie można wybaczyć, których ofiary postawione wobec "zła absolutnego" były "absolutnie niewinne". Nasi żołnierze w Katyniu byli absolutnie niewinni. Dlatego to, co im zrobiono, było czystym ludobójstwem.

Uznanie, że ich likwidacja była zbrodnią wojenną, to błąd nie tylko historyczny i moralny, ale także poważne potknięcie na gruncie prawa i tym samym przyznanie racji oficjalnej wykładni historiografii rosyjskiej. A ona utrzymuje, że (wbrew temu, co tak usilnie próbujemy im wyperswadować) wojna zaczęła się w 1941 roku. A jeśli zatem w 1940 roku nie było wojny, nie mogło być także mowy o zbrodniach wojennych. Logicznie i prawnie Sejm formułą, którą ma przyjąć, strzeli sobie samobója.
Ponadto, pomijając już wszystko inne, Sowieci dokonali eksterminacji polskich oficerów po pierwsze: ze względu na ich narodowość, po drugie: z uwagi na funkcje, jakie sprawowali oni w swojej ojczyźnie. To były nasze elity naukowe, kulturowe i intelektualne. Gdyby oni żyli, to prawdopodobnie międzynarodowy spisek Sowietów i zachodnich aliantów, mający na celu oddanie Polski na pastwę bolszewizmu, nigdy by się nie udał. Zabito ich tylko dlatego, że byli solą polskiego narodu. W takim ujęciu zbrodnia ta podpada pod obowiązującą kwalifikację prawną ludobójstwa. Kto twierdzi inaczej, niczego nie zrozumiał z tej lekcji historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny