Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze dla dobra tej ziemi

Redakcja
Prof. Bazyli Krupicz  do matury przygotowywał się przy lampie naftowej. Po studiach w Warszawie, pracował w Mińsku Mazowieckim, a potem przyjechał do Białegostoku na uczelnię techniczną, gdzie uzyskał doktorat i habilitację.
Prof. Bazyli Krupicz do matury przygotowywał się przy lampie naftowej. Po studiach w Warszawie, pracował w Mińsku Mazowieckim, a potem przyjechał do Białegostoku na uczelnię techniczną, gdzie uzyskał doktorat i habilitację.
Z prof. Bazylim Krupiczem, prezesem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kleszczelowskiej, rozmawia Krystyna Kościewicz

Kurier Hajnowski: Już dawno opuścił pan rodzinne strony?

Prof. Bazyli Krupicz: Ale rodzice mieszkali tutaj. Jeździłem do nich. Ta ziemia zawsze była i jest mi bliska.

Ta ziemia dała szerokie grono wybitnych ludzi...

- Może nie wybitnych, ale na pewno znaczących, którzy coś zrobili dla kraju. Chociażby Aleksy Markiewicz z Warszawy. On ma odznaczenia państwowe, ma osiemnaste już wydanie podręcznika do szkoły średniej ("Zbiór zadań z elektrotechniki"). To coś znaczy. Skromny człowiek, nie wychwala się, ale tu przyjechał. Z Dobrowody wyszło w świat wielu lekarzy, prawników. Tym się szczycimy.

Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Kleszczelowskiej słynie z tego, że jego członkowie - mimo iż rozsiani po całej Polsce, a nawet świecie - nigdy nie wstydzą się, skąd pochodzą.
- To prawda. Z tym, że siłą napędową jest Dobrowoda. To szczególne miejsce, dlatego że tam są szczególni ludzie. Dobrowada zawsze słynęła z muzykantów, teatrzyków, zespołów śpiewaczych. Wszyscy rozproszyli się po świecie, ale ciągle wracamy do tego miejsca. Tu czujemy się dobrze, nabieramy sił i ducha. Tam, gdzie jesteśmy, zawsze z wielką estymą mówimy o ludziach tej ziemi. A jeśli ktoś coś osiągnął, wręcz z satysfakcją podkreślamy, że to człowiek "stąd". Dla dobra gdzie indziej, ale ciągle dla dobra tej ziemi. O dobro tej ziemi się dopominamy. Dzisiaj przy okazji jubileuszu Towarzystwa, pozwoliłem sobie burmistrzowi wypomnieć to, że Dobrowoda jest zaniedbana. Nadal są bruki. Nie ma chodników.

10 lat, to sporo czasu. Jest co sumować...
- Nie umiem w pięknych słowach mówić o niczym, ale jak się spojrzy na te 10 lat, to coś zrobiliśmy. W wielu przedsięwzięciach byłem inspiratorem. Chociażby taka płytka CD "Jak ptaki...". W pierwotnej wersji miała być jakaś wkładka, a zrobiliśmy płytkę. Przemysław Sielicki, zdolny student informatyki, wszystko ułożył, ale bez autorów zdjęć, bez pomysłu nie powstałaby. To jest coś trwałego, co można dać każdemu, po latach odtworzyć. Trzeba pokazywać piękno tej ziemi, promować ją. Na przykład pan Markiewicz zawiezie płytkę do Warszawy, pokaże, co się tu robi i jak się robi. Kiedy zobaczyłem te stare zdjęcia, siebie w krótkich majtkach, łezka mi się w oku zakręciła. Trzeba to chronić od zapomnienia. Jeżeli starczy sił i zdrowia, w przyszłym roku chcę wydać płytę tylko i wyłącznie o Dobrowodzie. Chcę w to włączyć silny aktyw dobrowodzki. Co stoi na przeszkodzie, aby każdego roku impreza odbywała się w innej miejscowości - w Kleszczelach, Dobrowodzie, Daszach? To byłoby bardzo sympatyczne, ale trzeba chcieć i muszą być ludzie z stamtąd.

Co jeszcze chciałby pan zrobić w ramach Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kleszczelowskiej?
- Marzę o tym, żeby powstał zespół regionalny. To się nie uda, dopóki się nie pojawi ktoś, najlepiej stąd, kto ma ducha, kto zna mentalność tych ludzi, potrafi poprowadzić zespół i przekonać, szczególnie młodzież. Dla mnie takim wzorem jest "Czeremszyna". Chciałbym, aby postał zespół tej ziemi. Co stoi na przeszkodzie, aby Dni Kleszczel przerodziły się w święto tej ziemi? Wszyscy mówiliby, że to nasze święto. Przychodziliby, śpiewali. Świetnie potrafią to robić Łotysze i Estończycy. Mają kilka dni w roku, gdy się spotykają na stadionie, mają chóry i śpiewają, bawią się, wspominają. To marzenie. Pewnie nie doczekam, bo na to wszystko potrzebne są pieniądze i zrozumienie dwóch filarów - rady gminy i księży. To oni mogą być motorami. Niestety, teraz chyba nie do końca czuje się problem. Podejmowałem już wiele przedsięwzięć w Dobrowodzie, ale poniosłem porażkę.

Zapowiedział pan, że odchodzi z prezesowania Towarzystwu.
- Na mnie już dosyć. Nosiłem się z zamiarem, żeby dzisiaj złożyć rezygnację. Nie wypisuję się z działalności Towarzystwa, ale nie chcę już być prezesem. Za dwa lata kończy się kadencja i bezwzględnie zrezygnuję. Ale sprawy tej ziemi, szczególnie Dobrowody, zawsze będą mi bliskie.

Czy teraz mieszka pan w Dobrowodzie?
- Nie. Rodzice już nie żyją. To, co po nich zostało, należy do mojej siostry. Mam inną chatkę, więc przyjeżdżam. Mnie wystarczy to, że jest cmentarz.

A czy chciałby pan wrócić do Dobrowody na stałe?
- Jak wspomniałem, mam tam maleńki domek po mojej ciotecznej siostrze. Oczywiście, to nie jest to, co dom rodzinny. Ale mam gdzie wracać, mam gdzie się zatrzymać. I wolę przeżywać to myślami, wspomnieniami. Mam tu swoje ule, swoje pszczoły, swój miód, swoje wspomnienia i swoich przyjaciół.

Co jest dla pana najważniejsze?
- Dobra materialne odchodzą na drugi plan. Ważne, jakim się jest człowiekiem dla innych, w otoczeniu. Trzeba umieć się dzielić tym, co masz z innymi. Nie tylko materialnie, ale wiedzą, umiejętnościami. Nie jestem mówcą, ale potrafię zainspirować. Dziewczyny, które rysowały grafiki Dobrowody, mają już dorobek naukowy. Zadbałem o to, aby ich prace znalazły się w bibliotekach uniwersyteckich całej Polski. W ten sposób promują Dobrowodę. Jestem też czuły na punkcie tego, że "co boskie, to Bogu, a co cesarskie, cesarzowi". Niestety, Towarzystwo nie zawsze jest doceniane. Byłem atakowany, że prezesem powinien być ktoś z Kleszczel, a nie przyjeżdża gdzieś z Białegostoku. Proszę bardzo, działajcie...

Dziękuję za rozmowę.

Sylwetka

Prof. Bazyli Krupicz pochodzi z Dobrowody, jest absolwentem LO im. Marii Skłodowskiej - Curie w Hajnówce. Jest wykładowcą Politechniki Białostockiej, aktualnie pełni funkcję prorektora tej uczelni. Od 10 lat jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kleszczelowskiej. Jak wspomina, do szkoły średniej w Hajnówce dojeżdżał codziennie z Dobrowody. Do matury przygotowywał się przy lampie naftowej. Po studiach w Warszawie, pracował w Mińsku Mazowieckim, a potem przyjechał do Białegostoku na uczelnię techniczną, gdzie uzyskał doktorat i habilitację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny