Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żałoba narodowa - obowiązek?

Tadeusz Jacewicz
Katastrofy takie jak pożar w Kamieniu Pomorskim, poza tragicznym rachunkiem zmarłych i okaleczonych, zachęcają do spojrzenia na stan państwa, sprawność jego działania i poziom naszej cywilizacji.
Katastrofy takie jak pożar w Kamieniu Pomorskim, poza tragicznym rachunkiem zmarłych i okaleczonych, zachęcają do spojrzenia na stan państwa, sprawność jego działania i poziom naszej cywilizacji.
Żałobę narodową uczyniliśmy jednym z ważnych instrumentów rządzenia. Podczas przedwojennego dwudziestolecia ogłaszano ją trzykrotnie, od 1989 roku mieliśmy już kilkanaście żałób. Każdy nadmiar powoduje znudzenie i spadek wartości.

Minęły prawie dwa tygodnie. Ruiny już nie dymią, pogrzeby zakończone, pogorzelcy usiłują jakoś poskładać swoje życie. Sprawa cichnie, kiedyś będzie następna. Pytania jednak pozostają.

Katastrofy takie jak pożar w Kamieniu Pomorskim, poza tragicznym rachunkiem zmarłych i okaleczonych, zachęcają do spojrzenia na stan państwa, sprawność jego działania i poziom naszej cywilizacji. Zawalenie się hali wystawowej czy pożar hotelu przerobionego na mieszkania zdarzają się dzisiaj głównie w Trzecim Świecie. W Europie raczej nie. A jeśli, to nie z taką liczbą ofiar i nie z tak przeraźliwym obrazem nieudolności państwa.

Zapomnieliśmy już o katowickiej hali, ale na tym przykładzie można szkolić urzędników. Śniegu z dachu nikt nie odrzucał, więc dach nie wytrzymał. Nie wytrzymały też podpory, które albo były źle zaprojektowane, albo źle wykonane. Zaczęły się krzywić długo przed katastrofą, co sygnalizowano właścicielom i inspektorom. Nikt nie kiwnął palcem. Drzwi ewakuacyjne były zamknięte na amen. Jest to u nas regułą. Gdyby były otwarte, tłumaczą znawcy, przedostawaliby się przez nie niepowołani ludzie. Świat zna wprawdzie konstrukcje drzwi ewakuacyjnych, otwieranych tylko na zewnątrz, ale u nas chyba jeszcze o tym nie słyszano.

Nawiasem mówiąc, sam padłem ofiarą tego patentu. Zaraz po uruchomieniu Marriotta w Warszawie postanowiłem przyspieszyć podróż z 40 na 38 piętro, korzystając z klatki schodowej. Otworzyłem drzwi z napisem "exit", zbiegłem dwa piętra w dół - i klops. Drzwi ewakuacyjne otwierały się w jedną stronę. Trucht 38 pięter w dół nauczył mnie działania tego wynalazku.

Marriott i dom socjalny to różne planety, ale sprawa identyczna. Zamykanie na amen drzwi ewakuacyjnych jest zbrodnią. Każdy to jednak robi. Nie słyszałem, żeby ktoś za to dostał choćby pięćdziesięciozłotowy mandat.

Kiedy startuje kiosk z wodą sodową, formalności są takie, jakby uruchamiano elektrownię atomową. Dziesiątki papierów, ekspertyzy, inspekcje. Straż Pożarna, sanepid, nadzór budowlany, wodociągi, kanalizacje, elektrownie, PIP, PIH, skarbówka. Każdy się na tym wyżyje, niektórzy nawet wyżywią.

Dom socjalny w dawnym hotelu pracowniczym to inna sprawa. Nikomu nie wpadło do głowy sprawdzić, czy w czymś takim może mieszkać na stałe ponad 70 osób, z dziećmi, gotowaniem, praniem i grzaniem. Widzieliśmy na ekranach, że dom płonął, jakby był dekoracją w jakimś filmie grozy. Te wszystkie nadzory, inspekcje, straże i policje nie protestowały, kiedy chyba żaden przepis bezpieczeństwa nie był tam przestrzegany. Po pożarze zaczęto kontrolę w podobnych lub identycznych placówkach. Jedną nawet zamknięto. A setki innych? Czekają na następny pożar i następną żałobę narodową.

Państwo nie spieszy się do zapewnienia stosowania prawa, co jest jego podstawowym obowiązkiem. Kiedy działa szok dramatu, wszyscy biegają w kółko, obiecują i nakazują. Nawiasem mówiąc, nie słyszałem, żeby miliony obiecane przez prezydenta i premiera poszkodowanym w zawaleniu katowickiej hali i katastrofy autobusu we Francji już zostały wypłacone.

Czy kiedykolwiek będą? Nasi najwięksi ścigają się, żeby być pierwszym na miejscu katastrofy, z marsową miną oglądać zniszczenia i zapowiadać pomoc. W rzeczywistości nabijają sobie konto politycznej popularności, rozgrywając przy okazji wewnętrzne gierki. Być może chcą pomóc, ale przede wszystkim przeszkadzają. Tworzą też szkodliwe złudzenie, że można siedzieć z założonymi rękami, bo gdzieś jakaś mityczna władza, wszystko zrobi. Trzeba tylko do niej dotrzeć.

Żałobę narodową uczyniliśmy jednym z ważnych instrumentów rządzenia. Podczas przedwojennego dwudziestolecia ogłaszano ją trzykrotnie, od 1989 roku mieliśmy już kilkanaście żałób. Każdy nadmiar powoduje znudzenie i spadek wartości. Nie popieram jadowitych komentarzy internautów, wyszydzających żałobne trzydniówki, ale trzeba się zastanowić. Nie można zastępować normalnego, sprawnego działania państwa częstym spuszczaniem flag do pół masztu. Żałoba dotyczy uczuć, nie polityki.

Dziwny jest też rosnący wysyp państwowych nekrologów. Najważniejsze osoby w państwie wyrażają w gazetach współczucie innym najważniejszym po stracie członka rodziny. Koszt takiej kampanii żalu sięga kilkuset tysięcy złotych. Nie jestem pewien, czy adresat kondolencji czuje się lepiej, wiem jednak, że te pieniądze można przeznaczyć na ludzi potrzebujących.

Nie spotkałem żadnych politycznych nekrologów w prasie krajów, które lepiej od nas funkcjonują. Nie ma ich ani w "The Times", ani w "The New York Times" czy "The Wall Street Journal". Może zamiast drukować w gazetach, zadzwonić do dotkniętego nieszczęściem człowieka i powiedzieć "współczuję ci". Tylko że wtedy nie będzie publicity, nikt o tym się nie dowie, co w naszej polityce jest grzechem.

Nieszczęścia się zdarzają. Trzeba mniej celebrować, więcej pomagać poszkodowanym. Ciszej i lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny