Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za i przeciw IPN. Jakie będą losy instytutu.

Z dr. Danielem Boćkowskim rozmawia Marzanna Łozowska
Dr Daniel Boćkowski, historyk, politolog z Uniwersytetu w Białymstoku
Dr Daniel Boćkowski, historyk, politolog z Uniwersytetu w Białymstoku Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Decyzja dotychczasowej rady o przyspieszonym wyborze nowego prezesa postawiła marszałka Bronisława Komorowskiego - zwolennika nowej ustawy - pod przysłowiową ścianą. Po obu stronach barykady zagrały zbyt silne emocje.

Koniec z niezależnością IPN. Czy to nie za dużo powiedziane?

Dr Daniel Boćkowski, historyk, politolog z Uniwersytetu w Białymstoku: Oczywiście, że nie ma mowy o końcu niezależności IPN. Deklaracje te są zdecydowanie na wyrost. Wydaje mi się wątpliwe, aby nagle, po wyborze nowego prezesa IPN, w innym, niż dotychczas trybie, pracownicy instytutu porzucili swe badania. To raczej świadczyłoby na niekorzyść tej instytucji, bo rzeczywiście mogłoby podsuwać myśl o jakimś odgórnym sterowaniu pracami badawczymi.

Może należało zostawić wszystko po staremu?

- Nie wiem, jak określić pojęcie - po staremu. Nie zagłębiałem się w kwestie funkcjonowania tej instytucji. Dla mnie najważniejszy był i pozostaje fakt umożliwienia pracy naukowej nad zbiorami archiwalnymi zgromadzonymi w IPN. To raczej nie zostanie zahamowane - przynajmniej taką mam nadzieję. Jeśli zaś zmiany te mają za sobą pociągnąć ograniczenie dotychczasowego dostępu do zasobów IPN, będzie to ogromna szkoda dla wolności badań.

Decyzja marszałka Bronisława Komorowskiego podzieliła Polaków. Którym środowiskom nowa ustawa sprzyja, którym szkodzi?

- Moim zdaniem to zbyt górnolotne stwierdzenie. Większości Polaków - co może zabrzmi obrazoburczo - jest to całkowicie obojętne. Reakcję ludzi wiążę z przekazami kreowanymi przez polityków oraz media po obu stronach sceny politycznej. Osobiście nie zauważyłem żadnych głębokich podziałów. Co najwyżej pytanie o zasadność tak szybkiej decyzji. Z drugiej strony decyzja dotychczasowej rady o przyspieszonym wyborze nowego prezesa postawiła marszałka Komorowskiego - w końcu jednego z głównych zwolenników nowej ustawy - pod przysłowiową ścianą. W tym momencie po obu stronach barykady zagrały zbyt silne emocje. Nie chciałbym też oceniać, którym środowisko nowa ustawa szkodzi, bo naprawdę nie wiem w jaki sposób jej materia zostanie w przyszłości użyta. Mam nadzieję, że nie będzie szkodzić nikomu. W końcu nie po to chyba tworzymy w Polsce prawo.

Społeczeństwo ma spolaryzowane poglądy na temat lustracji. Nawet gdyby projekt trafił do TK, to ten czas nie pogodziłby Polaków. Marny trud.

- Społeczeństwo na temat lustracji sądzi bardzo często zgodnie z określoną linią przekazu płynącą ze środowisk opiniotwórczych oraz mediów. Ja naprawdę chciałbym wierzyć w to, że nasze społeczeństwo jest aż tak świadome obywatelsko, by mieć w tej mierze własne, przemyślane zdanie. Tymczasem nadal mamy do czynienia z podziałem za i przeciw, ale coraz częściej nie wiem właściwie za czym i przeciwko komu.

Czy Pana zdaniem dr Sławomir Cenckiewicz swoją książką o Lechu Wałęsie nie odegrał jednej z decydujących ról w kwestii zamachu świata polityki na instytut.

- Jaki znowu zamach świata polityki? Czy naprawdę wierzy pani, że decyzje o zmianie ustawy podjęte zostały pod wpływem pracy dr Cenckiewicza? Doprawdy, chciałbym mieć taki wpływ na politykę. Dr Cenckiewicz zapewne też, bowiem to najwyższy honor dla historyka widzieć, że publikacja - nawet bardzo kontrowersyjna - dotarła do ludzi, zmusiła do myślenia, a nawet wywołała legislacyjne zamieszanie. Obawiam się, że gdybyśmy dziś zrobili sondę na temat tego, co napisał dr Cenckiewicz wynik byłby dla wielu zaskoczeniem.

Najwięcej emocji budzą nowe zasady wyboru szefa instytutu: przerwana kadencja kolegium i fakt, że prezesa IPN będzie można odwołać zwykłą większością głosów. Zamiast kolegium do głosu dochodzi środowisko naukowców - a przecież to środowisko nigdy nie zaakceptowało lustracji?

- Uporządkujmy trochę to wszystko. Śmierci prof. Kurtyki nikt nie przewidywał, czego dowodem jest brak w dotychczasowej ustawie jakichkolwiek zapisów, co robić na wypadek takiej sytuacji. Stąd ten pat, próba przyspieszonych wyborów, spór w łonie dotychczasowej rady itd. Czy zwykła większość głosów osłabi pozycję nowego szefa IPN - teoretycznie tak, jeśli nadal będzie istniała chęć politycznego wpływania na to stanowisko. Mam jednak nadzieję, że może wreszcie politycznie dorośniemy.

Co do kolegium, to zmianę uważam za jak najbardziej korzystną. Nie demonizujmy środowiska naukowego. Może się spierać, może kłócić, ale jest odpowiedzialne. W końcu to w interesie wszystkich środowisk historycznych jest sprawne funkcjonowanie jednej z najważniejszych instytucji, będącej depozytariuszem zbiorów niezbędnych do pisania współczesnej historii Polski. Nie wiem też dlaczego pokutuje opinia o wrogości środowisk historycznych wobec IPN. Spory dotyczą raczej warsztatu naukowego, kierunków badań itp. Ale to właśnie jest element wolnej i suwerennej nauki.

Czy to koniec lustracji w Polsce?

- Nie chciałbym, aby IPN kojarzony był tylko z lustracją. W naszym przypadku najważniejsze, ba, fundamentalne, jest prowadzenie rzetelnych badań nad dziejami PRL i systemu represji. To na szczęście nie ma nic wspólnego z lustracją. Osobiście jestem przeciwnikiem wszelkiej polityki historycznej, gdyż to ona w ostatecznym rozrachunku prowadzić może rzetelne badania na manowce.

Kto zyskał, a kto stracił na tej ustawie?

- Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Przecież ta ustawa jeszcze nie funkcjonuje. Historyk nie jest futurologiem. Ocenia to, co się wydarzyło. Proszę zadać mi to pytanie za rok, a najlepiej za 10 lat, wtedy chętnie odpowiem.

Esbecy zajrzą w akta, ofiary są zagrożone - mówią ludzie. Czy te obawy są uzasadnione?

- Być może. Ta część ustawy także we mnie budzi mieszane uczucia. Z drugiej strony większość byłych esbeków raczej nie będzie już w stanie wybrać się do IPN, aby czytać teczki. Poza tym, czy znajdą w nich coś więcej niż sami wytworzyli? Obawiam się, że ich wiedza w tej mierze - o ile nie dopadła ich już skleroza - jest nadal większa niż badaczy tych źródeł.

Pokrzywdzeni ucieszą się, że zobaczą oryginalne dokumenty. A Pan, jako historyk, jak ocenia ten fakt?

- Historyk pracuje na źródłach, więc na nim nie robi to wrażenia. Czy jednak wertowanie oryginałów przez ludzi dla samej przyjemności kontaktu z oryginalnym źródłem wyjdzie temu ostatniemu na dobre? Czy rzeczywiście czytanie oryginału jest tak ekscytujące?

Jakie ma Pan oczekiwania wobec IPN?

- Szczerze? Żadnych. Niech dalej porządkuje akta, niech opracowuje i wydaje kolejne tomy dokumentów, niech wychowa rzeszę solidnie przygotowanych historyków. Chciałbym za kilka lat móc powiedzieć, że jest to drugie Archiwum Akt Nowych.

Czy w ogóle IPN nadal jest nam potrzebny?

- Każde miejsce, gdzie przechowujemy dokumenty o naszej przeszłości jest potrzebne. Dlatego tak niepokoi mnie dziś sytuacja jeszcze jednej ważnej dla naszych dziejów instytucji, tym razem non profit, jaką jest Ośrodek Karta. To swoisty paradoks historii, że pierwsze miejsce gromadzące zbiory dotyczące komunistycznego systemu represji jest dziś na skraju bankructwa i nikogo to nie interesuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny