Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z białostockiego sierocińca na Antypody. Historia żydowskich dzieci.

Radosław Poczykowski
Anna i Max Deckstonowie ze swymi podopiecznymi. W pierwszym rzędzie, pierwsza z lewej na podłodze siedzi Chaja Sierota (Eileen Deckston), za nią stoi Dawid Banczewski (David Benge)
Anna i Max Deckstonowie ze swymi podopiecznymi. W pierwszym rzędzie, pierwsza z lewej na podłodze siedzi Chaja Sierota (Eileen Deckston), za nią stoi Dawid Banczewski (David Benge) Fot. Archiwum
12 czerwca 1935 roku, po sześciotygodniowym rejsie z Londynu, do portu w nowozelandzkim Wellington przybija okręt "SS Rotorua." Na pokładzie w niewielkiej grupce dzieci stoi ośmioletnia Chaja i z ciekawością, ale też z lękiem patrzy na miejsce, które ma stać się jej nowym domem.

Jak można - pyta dziewczynka spoglądając na zabudowania stolicy Nowej Zelandii - budować domy na tak stromych wzgórzach? Czy ludzie wspinają się do nich jak górskie kozice?

Dwójka z ośmioosobowej grupki żydowskich sierot to białostoczanie, wychowankowie sierocińca przy ulicy Częstochowskiej 7. Chaja, która nie zna swoich rodziców i której w paszporcie wpisano po prostu "Chaja Sierota" i Dawid Banczewski, którego niewidomy ojciec zmuszony był oddać do ochronki. Wyprawa Chaji i Dawida to nie tylko skok w nieznane, ale w ogóle ich pierwsza podróż i to od razu jaka! Dzieci po raz pierwszy w życiu jechały pociągiem i drogę z Białegostoku do Warszawy, a potem do Gdyni spędziły z nosami przy szybach. W Gdyni wsiadły na statek "SS Baltonia" i po trzydniowym rejsie dotarły do Londynu. Tam Dawid i inni chłopcy zdążyli narozrabiać, niemal puszczając z dymem materac w noclegowni dla podróżnych. Dziesięć dni później, wchodząc na trap "SS Rotorua" wraz z Rywką, Gerszonem, drugą Chajką, Alkiem i Lejbą opuścili Europę na zawsze.

Półtoramiesięczny rejs przez pół świata był dla dzieci wielką przygodą. Jakaś sympatyczna Niemka podjęła się roli tłumacza i podobny do niemieckiego jidysz przekładała załodze i współpasażerom na angielski. To od tej Niemki dzieci usłyszały, że zmarł "dziadek" Józef Piłsudski, na co zareagowały płaczem. Ale były też wesołe chwile - bal przebierańców, na którym Chaja biegała przebrana za słonecznik, a Dawid odgrywał rolę angielskiego policjanta; wizyta na maleńkiej wyspie Pitcairn, na której od krajowców dostawało się soczyste pomarańcze… i przede wszystkim, jak na małe dzieci przystało, psoty i wybryki, jak ten, kiedy Chaja wyrzucała przez bulaj nieświeże jej zdaniem sery pleśniowe ze szwedzkiego bufetu.

Teraz, u wybrzeża Wellington dzieci wyległy na pokład by podziwiać świat, w którym podobno lato jest w styczniu, a wszyscy mówią w nieznanym języku. W swoim skromnym bagażu Chaja trzyma najcenniejszy skarb - pamiętniczek, do którego wpisali się wychowawcy, nauczyciele z hebrajskiej szkoły Tarbut przy ulicy Lipowej, koleżanki i koledzy, którzy zostali w Białymstoku. Są tam wpisy niewprawną dziecięcą ręką i kaligrafowane sentencje nauczycieli. Większość pisana alfabetem hebrajskim, ale jest też kilka po polsku "Na górze róże, na dole fiołki, kochamy się jak dwa aniołki!" i oczywiście, tak samo, jak robią dzieci jeszcze dzisiaj, zagięty rożek kartki z napisem "sekret", a pod nim "Mądry czyta dla zabawy, głupi sunie język do gorącej kawy". Chai będzie brakowało przyjaciół, którzy zostali w Białymstoku i samego miasta, choć życie tam nie było lekkie.

W porcie witają dzieci Anna i Max Deckstonowie, małżeństwo kupieckie, które za swoją misję uznało sprowadzanie dalszych krewnych i niespokrewnionych sierot z targanej napięciami i zmierzającej ku wojnie Europy do bezpiecznej Nowej Zelandii. Założyli rodzinny sierociniec, przez który do śmierci ich twórców, a potem dzięki utworzonemu przez nich funduszowi przewinęło się ponad dwadzieścioro dzieci, głównie z Polski. Małżeństwo Deckstonów zamierza w krótkim czasie przerobić małych przybyszów na rasowych "kiwi", jak żartobliwie mówią o sobie nowozelandczycy, chociaż takich, którzy dochowują wierności żydowskiej tradycji. Zaczną od nowych imion i nazwisk. I tak Chaja Sierota staje się Eileen Deckston, Dawid Banczewski zostaje Davidem Benge, a Lejbel Wiszowaty - Len'em Wise. Tydzień po przyjeździe, kiedy dzieci są jeszcze oszołomione podróżą i nowym miejscem Max Deckston zabierze je na przedmieścia Wellington do Tawa, gdzie Chaja - Eileen zapyta swego nowego opiekuna, do którego musi się zwracać "Wujku" - Jak daleko stąd do Białegostoku? Wujek skłamie wówczas - Niedaleko. I Chaja jeszcze długo będzie przekonana, że kiedyś do ukochanego miasta powróci…

Deckstonowie będą wychowawcami surowymi, czasem okrutnymi i niesprawiedliwymi, choć nie można powiedzieć, że zaniedbującymi swoje obowiązki. Zapewnią dzieciom wikt, opierunek i solidne wykształcenie. Jednak dzieci, jak to dzieci, bywają niesforne. No, bo czy można się dobrze bawić codziennie piorąc, czyszcząc srebra, czy froterując podłogę? Jeden z wychowanków, Max, który przybywa z drugą turą polskich sierot, zostanie nawet za karę… odesłany z powrotem do Polski. Na szczęście dla niego spotyka Edę, która prowadzi podobny dom dla sierot i wraca z nią na Nową Zelandię tuż przed wybuchem wojny.

Wróćmy jednak do Chaji. Co ta ośmioletnia dziewczynka myśli patrząc na zatokę Wellington? Czy wie, że wyjazd na koniec świata uchronił ją przed koszmarem nadchodzącej wojny? Czy może przewidzieć, że przed nią całe długie życie, najpierw na Nowej Zelandii, a potem w Melbourne w Australii? Czy domyśla się, że Deckstonowie staną się lokalną legendą żydowskiej społeczności Antypodów, a przyjaźnie zawarte jeszcze w Polsce, a potem w sierocińcu w Wellington będą trwały przez całe dziesięciolecia, mimo, że wychowankowie rozjadą się po świecie? Czy mogłaby wyobrazić sobie, że córka i wnuczka nieżyjącego już w roku 2009 przyjaciela - Dawida Banczewskiego staną na progu dawnej żydowskiej szkoły Tarbut przy ulicy Lipowej 41d w Białymstoku i dostaną od uczennicy szkoły rzemieślniczej, która mieści się tam dzisiaj, zabawną rzeźbę sowy? Szafirowoniebieska zatoka, miasto i łańcuch gór na horyzoncie to nowy rozdział w życiu małej Chai.

Dziękuję Stephenowi i Lindzie Bourke oraz ich córce Madeline, którzy odwiedzili Białystok w grudniu zeszłego roku za to, że dzięki nim poznałem historię Eileen Deckston i odbyłem jednocześnie dwie podróże w wyobraźni - w czasie, do przedwojennego Białegostoku i w przestrzeni - na Antypody.
Za życzliwe przyjęcie mnie i moich australijskich gości dziękuję również dyrekcji Zespołu Szkół nr 16 w Białymstoku przy ul. Lipowej 41d.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny