MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wody w Krynkach nie zabraknie

Barbara Likowska-Matys
B. F. Skok
W sklepie pasztetowa i tanie wędliny. Szynki i polędwica pojawiają się w piątek. Wtedy ludzie trochę kupią, bo dzieci na weekend zjeżdżają do domu. A zeszyt puchnie, bo kupują na kreskę. Nie mają pieniędzy, bo skąd mają brać.

[galeria_glowna]
Jeszcze 14 lat temu Krynki tętniły życiem. Działało kilka firm. PGR zatrudniał 360 osób, garbarnia Białostockich Zakładów Garbarskich ponad 100. Były firmy prywatne, które legalnie i czasami nielegalnie zajmowały się przerobem skór. - Od rana coś się działo. Ludzie chodzili do pracy, załatwiali swoje sprawy, jeździły samochody - wspominaJanusz Bacia, dyrektor PGR, który wyjechał z Krynek czternaście lat temu. Wrócił przed kilkunastoma dniami. Jako dyrektor Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej "Krynka".

Wczoraj...

PGR "Krynki" był potęgą. Gospodarstwo liczyło ponad 7 tys. hektarów ziemi. Uprawiano zboże, rzepak, rośliny strączkowe. Doskonale szedł eksport: owies szedł do Szwajcarii, żyto do Niemiec. Rozwijała się hodowla owiec. Ze skór szyto kożuchy, z wełny robiono włóczkę. PGR sprzedawał nawet wodę mineralną.
Ważni urzędnicy kręcili nosem. Co za PGR, co handluje skórami, wodą? Powinien siać i zbierać - opowiada Bacia. Ja uważałem, że ważny jest rozwój, zysk. A zyski były duże. Przez dwa lata próbowali mnie posadzić, bo nikomu nie mieściło się w głowie, że można robić coś, bez korzyści dla siebie. Wtedy była taka reguła. Ja nie brałem. Spałem spokojnie.
Ale spokój się skończył. Ludzie zarabiali dużo, chcieli więcej. - Nie rozumieli, że dyrektor dostaje większą wypłatę niż traktorzysta. I że zasiada w ładnym gabinecie, jeździ ładą (co dwa lata zmienianą).
- Płaciliśmy bardzo dobrze. Ludzie zarabiali trzy razy tyle, co w kraju. I była "trzynastka" z zysku, w wysokości 160 procent rocznego wynagrodzenia. Było dobrze.
A zawsze może być lepiej. Nie każdemu podobała się ta dyscyplina. Pijany pracownik tracił 50 procent funduszu premiowego. - Na oko była to połowa samochodu. A nikt nie lubi tracić auta.
Pracownicy nie chcieli czekać na premie z zysku. Chcieli dostawać na bieżąco, już, teraz. Janusz Bacia złożył rezygnację. - I wtedy jeden człowiek mi powiedział, że to żadna strata, bo "Jeszcze się nie zdarzyło, żeby PGR w tym kraju padł".
Wojewoda rezygnacji nie przyjął. Ludzie zastrajkowali. - To bolało. Dziś mówię o tym lekko, ale bolało. Bacia odszedł. Potem szefował różnym firmom, choćby wyścigom konnym na Służewcu.

... i dziś

Teraz wrócił. Zastał inne Krynki. - Jest cisza.
Z dawnych dużych zakładów, w których można znaleźć pracę, została jedynie spółdzielnia "Krynka" i .. Urząd Gminy. - Ale są i plusy. Jest pięknie. Spokój. Trochę martwy.
Przemysł upadł, więc poprawiła się czystość powietrza, wody. Ptaki piękniej śpiewają. Samochody nie zatruwają spalinami i powietrza. Ładnie jest.
- A firma produkuje najlepsza wodę - reklamuje "swój" nowy produkt Janusz Bacia.
Do ludzi żalu nie ma. Wśród 120 pracowników Spółdzielni, są i ludzie z dawnego PGR. Czas leczy rany.
- On może coś dobrego zrobić w Spółdzielni. To mądry człowiek, byleby mu dali - mówi Fabian Ciruk, pierwszy demokratyczny wójt Krynek. Gospodarzył tu 6 lat, do 1995 roku. Bacię zna. Wszyscy znają.
- To był dobry szef. Dbał o ludzi, o pieniądze - mówi Jurek, który sprząta na osiedlu PGR-owskim. Teraz roboty nie ma. Przyszłości tu też nie ma. Nic nie ma. Jak był PGR, było dobrze. Jurek tu nie zarabia, raczej odrabia, swoje długi czynszowe. - Wałęsa jednym podpisem zniszczył wszystkie PGR-y. Miliony poszły na bruk.

Dziś u Milewskich zupa

Rafał Milewski ma 26 lat. Pracy w Krynkach nie znalazł, więc pojechał do Włoch. Raz, drugi, trzeci. Zarabia dobrze, ale tyra. - Nas jest dziesięcioro. Tylko ojciec zarabia. To co mam robić? - cicho, jakby ze wstydem mówi Rafał.
Maria Milewska, matka Rafała, czwórkę dzieci za mąż wydała. Szóstka dalej ze nimi mieszka. Ale córka z wnukiem wróciła. Teraz druga zjeżdża z dziećmi. Żyją z jednych poborów. Ciężko, bardzo ciężko. Wszystko na kreskę biorą. Mąż kokosów nie zarabia - 700-800 zł. - A chleb podrożał o 20 groszy. Ja codziennie kupuje 6 bochenków i kilo masła.
Skąd na to brać ? - zanosi się płaczem. Nie wstydzi się łez. Bo biedy nie stać na honory.
Wnuczek Patryś ma 4 lata. Już w Unii będzie dorastał. - Będzie gorzej jak jest - ocenia jego babcia. - Jak będzie Unia, może będzie łatwiej wyjechać. Mąż pracuje na budowie w Londynie. Tam łatwiejsze życie - Edyta Kościuk, mama Patryka widzi w wejściu do Unii szansę. Na ucieczkę z Krynek.
Dziś u Milewskich na obiad zupa. Jutro też, i pojutrze. - A z czego te schabowe mam robić - wzdycha Maria.

Krynki umierają

Coś zostało z tamtych lat. 20 kilometrów dróg, jakie wybudował wśród pól PGR. Najsłabsze grunty, około 2 tys. hektarów obsadzono lasem. Reszta poszła w ludzi. Sadzą, sieją. - I biedują - mówi pan Władysław, emeryt napotkany przed sklepem spożywczym.
Wśród starych przygnębienie. Beznadzieja. I nerwy. Bo było dobrze, a "oni", czyli rząd, Warszawa zabrali, zepsuli. I nic nie ma. - Dzieci wyjechały, wnuki wyjechały. I dobrze. Bo tu tylko umierać można.
Młodzi chcą uciekać. - Wszystko to zaorać, posiać zboże albo las. Przynajmniej będzie jaki pożytek - mówi 24-letnia Krystyna, po miejscowemu Krycha.
Ludzie uciekają do miasta. Do Białegostoku, Warszawy
- Tu jak jest sezon, można dorobić. Zbieram porzeczki, brat pracuje w lesie przy sadzeniu, ścince. W sadzie za parę groszy jabłka zbieramy. Ale marnie płacą, 3 złote za godzinę. I tyle - Krycha rozkłada ręce.

Bo chłopy są słabsze

- Ludzie mówią, że tu pięknie, że dobrze się oddycha. Ale z oddychania chleba nie ma - dodaje 30-letnia Ewa. Wyjechałaby choćby dziś. Ale trójka dzieci w domu. Najmłodsze ma trzy miesiące. Mąż dorabia na lewo. Raz wpadnie stówka, innym razem dwie. - Ani za to żyć, ani umierać - wzdycha.
Do Unii jej nie śpieszno. - Dadzą mi tam pracę, pieniądze? Nikt nigdy darmo nikomu nic nie dał.
Tata pracował w PGR jako kierowca kombajnu. Wtedy było dobrze. I samochód mieli, i mięso na obiad. Wszystko było. I nagle się skończyło - Tata pije, bo mówi, że na trzeźwo żyć się nie da. Mój mąż pije. Bo chłopy są słabsze - wyjaśnia Ewa.
Syn Jadwigi i Fabiana Ciruków skończył studia, ale pracy w Krynkach nie znalazł. - Ukończył informatykę, a fizycznie pracuje. W zakładzie kamieniarskim w Sokółce, bo u nas nawet nagrobków się nie robi - mówi Fabian Ciruk
- Koniec Krynkom - dodaje jego żona Jadwiga.
Unia nie pomoże. Dziś Jadwiga Ciruk nie głosowałaby za Unią, bo ona Polskę traktuje jak coś gorszego.
Pod sklepem siedzi staruszek. W czapce uszance, z butelką piwa. Ledwo słyszy. Krzywi się, że piwo gorzkie, ale sprzedawczyni słodka.
- Oj, panie Misiukiewicz, daj pan spokój - strofuje go Irena Żywluk, kierownik sklepu spożywczego nr 9.
Pani Irena ma bardzo zdolnego syna. Adrian uczy się IV klasie liceum ekonomicznego. W marcu pojechał do samego prezydenta Kwaśniewskiego odebrać nagrodę. Taki zdolny. Zajął I miejsce na Podlasiu w konkursie na menadżera. - Na studia powinien iść, ale czy nas będzie stać? Mąż bez pracy, trójka dzieci - ciężko wzdycha.

Mieszkanie sobie robię

- Tam był garbarnia. Oj, dobrze przędła. Ale zamknęli - wskazuje drogę Mirosław Woźno.
Wielkie, metalowe gmaszydło. Porzucone maszyny. Wykręcone korki. Na podłodze walają się stare butelki po ketchupie, puszki po piwie, jogurty. Szklany sufit lada chwila może runąć.
W beczce na podwórku karty pacjentów z zakładowej przychodni. Kiepsko ze zdrowiem pracowników: "liczne braki w uzębieniu", "skrzywiony kręgosłup", "niedosłuch". Obok pożółkły projekt rozbudowy garbarni "Krynki".
Z magazynu sprzętu dochodzi łomot. Po długim pukaniu otwierają się drzwi. Staje w nich umorusany smarem mężczyzna. - Mieszkanie sobie robię. Właśnie piec doprowadzam do komina. Będzie pokój z kuchnią.
Woda blisko, bo źródło bije. Toaleta naokoło. A i rodzice blisko mieszkają.- Ludzie schorowani. Co ja ich będę denerwował, jak se wypiję.
Dawniej pomysłowy lokator pracował w tej garbarni. Ale półtora roku temu zamknęli. Ostatni wyszedł portier.
Kilkaset metrów od starej garbarni bije źródło. Woda tryska strumieniami. Cały rok, nawet zimą nie zamarza. Michał Kondratowicz nalewa ją do plastikowych butelek. - Dobra ona, smaczna. Lepsza jak ze sklepu. Czego jak czego, ale wody w Krynkach nie zabraknie.

Projekt "Tu się Unia zaczyna" jest realizowany wspólnie z Radiem Białystok.

Radiowy reportaż "Wody w Krynkach nie zabraknie" Lecha Pilarskiego zostanie nadany w

Radio Białystok - Tu się Unia zaczyna Radiu Białystok
w piątek o godz. 11.15 i 19.30 oraz w niedzielę o 11.35.

Możesz posłuchać:   

słuchaj realaudio

   
słuchaj mp3 - 3 461 kB

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny