MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Walczył o wolność, był represjonowany, nie dostał żadnego odszkodowania

STANISŁAW PŁUŻAŃSKI
Władysław Zając z żoną Stefanią 1960
Władysław Zając z żoną Stefanią 1960 FOT. ARCHIWUM RODZINNE
Władysław Zając urodził się 14 czerwca 1929 r. w Lecatle we Francji. Jego rodzina pochodzi z Milna (około 1000 mieszkańców) koło Tarnopola. Ojciec Antoni był legionistą, walczył podczas I wojny światowej. W 1920 r. rodzina uciekła przed nacierającymi na zachód Rosjanami, wróciła dopiero po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej.

Dom rodzinny, jak i cała okolica były kompletnie zrujnowane po działaniach wojennych. Powszechna była bieda. Ojciec postanowił zarobić na odbudowanie majątku i w tym celu w 1925 r. wyjechał do Francji. W 1927 r. sprowadził tam swoją żonę, Paulinę z domu Bieniaszewską. Osiedlili się w Lecatle, gdzie Antoni Zając pracował na gospodarce (oprzątał, doił itp.). Tam też urodziła się dwójka dzieci: Stefania i Władysław. Na emigracji Zającowie spędzili 11 lat. W 1935 r. wrócili do rodzinnego Milna, wykupili ziemię, a w następnych latach wybudowali dom, stodołę i zaczęli prowadzić własne gospodarstwo. Władysław po powrocie do Polski mówił polszczyzną mieszaną z francuskim, dlatego koledzy żartowali, że jest francuskim Żydem. Mimo iż dorastał w bardzo trudnych czasach, do dzisiaj z tęsknotą wspomina życie w dwudziestoleciu międzywojennym. Rodzice wychowywali swoje dzieci w duchu patriotycznym.

NKWD, Wehrmacht, Ukraińcy

Ojciec walczył w wojnie obronnej 1939 r. Wrócił do domu, kiedy Rosjanie kontrolowali wschodnią część Polski. Armia Czerwona zajęła okolicę już 17 września. W pierwszej kolejności zamknięci zostali w więzieniach miejscowi działacze polityczni i społeczni oraz bardziej zamożni mieszkańcy. Miejscowi trafiali do więzienia NKWD w Załoźcach. W 1940 r. ruszyła masowa deportacja osadników wojskowych i tych, którzy w 1920 r. walczyli z Rosją. Nie ominęło to też Milna. Zającowie z przerażeniem przez okno oglądali wywożonych sąsiadów. Matka Paulina była pewna, że ich rodzinę także czeka wywózka i chcąc być gotowa, szykowała rzeczy do wyjazdu i suszyła chleb. Szczęśliwie Zającowie nie znaleźli się na listach ludzi przeznaczonych do deportacji, uratował ich fakt, że mieszkali od pokoleń w Milnie. W pierwszych dniach wojny niemiecko-rosyjskiej w 1941 r. okolica została zajęta przez Wehrmacht. Szybko uaktywnili się mieszkający w okolicy Ukraińcy, którzy liczyli na stworzenie pod egidą Niemiec państwa ukraińskiego. Najbardziej z powodu ukraińskich ambicji musieli ucierpieć Polacy. Wiadomości o mordowaniu Polaków zaczęły docierać do mieszkańców Milna w pierwszych miesiącach 1943 r. Niedługo potem dotarli pierwsi uciekinierzy z pobliskich spalonych wiosek, którzy potwierdzili te przerażające doniesienia. Na wieść o paleniu polskich wiosek w Milnie zawiązała się samoobrona, którą współtworzył Antoni Zając. Liczyła kilkanaście uzbrojonych osób. Władysław chodził w patrolach pilnujących okolicy. Oprócz tego brał udział w tajnym nauczaniu, które ruszyło niedługo po przejściu frontu w 1941 r. Oprócz tego od 1944 r. należał do młodzieżowej organizacji niepodległościowej „Orlęta”, która była kontynuatorką przedwojennego harcerstwa.

Cisza przed burzą

Milno i Gontowa nie zostały zaatakowane w czasie okupacji niemieckiej. Nieopodal znajdowała się granica Generalnego Gubernatorstwa, a lokalny garnizon niemiecki nie chciał żadnych niepokojów w swojej bezpośredniej okolicy, dlatego tutaj Polacy byli względnie bezpieczni. Na początku marca 1944 r. wioska została dodatkowo obsadzona przez oddział SS Galizien. Nieoczekiwanie o świcie z 5 na 6 marca 1944 r. Niemcy i Ukraińcy opuścili wieś. Cały następny dzień panowała atmosfera ciszy przed burzą. Mieszkańcy byli przekonani, że banda ukraińska dogadała się z wojskiem i lada chwila zaatakuje. Przyjechali ludzie z okolicy i wszyscy razem zaczęli kopać schrony i okopy, wyznaczać placówki, które miały przyjąć na siebie atak. O zmroku do wioski wpadł patrol rosyjski. Front przeszedł przez okolicę błyskawicznie, a wojska niemieckie uciekły, bojąc się okrążenia. Rosjanie kwaterowali w niemal każdym domu, co w zaistniałej sytuacji bardzo cieszyło miejscowych. Niedługo front przesunął się dalej na zachód, a 7 kwietnia 1944 r. wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 50 lat zabrano na wojnę. Wśród zmobilizowanych był ojciec Władysława i mąż starszej siostry, reszta rodziny została. Wtedy ponownie uaktywnili się Ukraińcy. Wokół Milna i sąsiedniej polskiej Gontowy, coraz bardziej zaciskał się banderowski pierścień. Mordowani byli pojedynczy Polacy, a we wrześniu 1944 r. Ukraińcy próbowali wedrzeć się do wioski, jednak zostali wyparci przez samoobronę. 1 listopada zaatakowana została sąsiednia Gontowa. Aby uniknąć zaskoczenia, starzy frontowcy z młodzieżą zorganizowali na obrzeżach wioski stałe punkty samoobrony. Warty czuwały od zmroku do świtu. Trzymali je mężczyźni, młodzież i kobiety nieposiadające małych dzieci. Samoobrona przerzedzona mobilizacją była zbyt słaba, żeby obronić miejscowość, mogła jedynie dać czas ludziom na ucieczkę. 11 listopada 1944 r. banda UPA napadła na Milno. W każdym domu ukraińskim tej nocy paliła się lampa. Był to znak rozpoznawczy. Ponadto miejscowi byli przewodnikami dla atakujących. Samoobronie mimo słabej siły ognia udało się odeprzeć pierwszy atak. Wtedy ludzie rzucili się do ucieczki. Atak nastąpił od północy, dlatego miejscowi uciekali do lasu na południe od Milna. Część uciekała już w towarzystwie wybuchów, strzałów i biegnących w ich stronę banderowców. Ci, którzy ukryli się w pobliskich zaroślach, patrzyli jak bandyci biegają z zapalonymi wiązankami słomy i podpalają kolejne domy. Ukraińcy zamordowali tej nocy 14 osób i spalili 130 budynków. Zającowie, kiedy obudzili się i zauważyli Ukraińców przed domem, wyskoczyli przez okno i rzucili się do ucieczki. Udało im się skryć w stodole sąsiada Ukraińca, który nie zdradził ich położenia mordercom.

Kolejne ataki

Rano ludzie wyszli z kryjówek i z rozpaczą oglądali spalony dobytek, zwęglone zwierzęta i trupy pomordowanych. Po spaleniu Milna część ludzi zdecydowała się schronić w Załoźcach, gdzie znajdował się mały garnizon rosyjski. UPA atakowało wówczas tylko bezbronne wioski, dlatego nawet słabo obsadzone przez Rosjan miasteczka był bezpieczne. Część Milna nie była doszczętnie zniszczona, stąd niektórzy Polacy, w tym Zającowie, postanowili zostać. Szybko zorganizowano zbiorowy pogrzeb w położonym pod miejscowością cmentarzu. Pod koniec żałobnej ceremonii Ukraińcy ostrzelali z lasu zgromadzonych ludzi. W pośpiechu ludzie zasypali groby, a następnie wskoczyli na wozy i galopem wrócili do Milna. Później zamordowanych grzebano już we wsi. W okolicy nadal było niebezpiecznie. Sąsiednia Gontowa w grudniu 1944 r. była atakowana trzy razy, złapanych Polaków mordowali przy użyciu noży, wideł oraz kos, wbijali na pal, owijali słomą i palili. Innym z kolei wyrywali języki, wydłubywali oczy oraz darli pasy skóry. W wigilię Bożego Narodzenia, nocą zaatakowali plebanię w Milnie. Grupie zaskoczonych kobiet w jednym z mieszkań koło kościoła darowali życie za przyrzeczenie, że już więcej nie pokażą się we wsi. Polacy byli przywiązani do swojej ojcowizny, jednak nie mieli złudzeń, co się z nimi stanie, jeżeli pozostaną na tych terenach. W sumie w Milnie zamordowano 35 osób. W takiej atmosferze w okolicy ruszyła tzw. repatriacja.

Repatriacja

Władysław z matką i siostrą wyjechali w styczniu 1945 r. Zabrali ze sobą tylko krowę, zostawiając na miejscu cały dobytek. Antoni Zając zakończył szlak bojowy w samym Berlinie i dopiero po zakończeniu działań wojennych mógł wrócić do Polski. Udało mu się dotrzeć do rodziny jeszcze podczas akcji repatriacyjnej w okolicach Przemyśla. Rodzina początkowo trafiła do poukraińskiego gospodarstwa pod Tomaszowem Lubelskim. W okolicy panowała bieda i głód. To skłoniło dużą część repatriantów, w tym Zająców, do wyjazdu na tereny poniemieckie, które według plotek były dobrze zagospodarowane i bogate w sprzęt rolniczy. Władysław z rodziną najpierw trafił do Zbąszynka, skąd rozprowadzano ludzi po okolicznych wsiach, a następnie udał się do wsi Jasieniec w gminie Trzciel (powiat Międzyrzecz). Okolica szczęśliwie nie była zniszczona, dzięki czemu rodzina dosyć szybko zaczęła prowadzić własne gospodarstwo rolne.

Polski Związek Wojskowy

Tymczasem na wschodzie Polski zapadały decyzje, które zaważyły na całym przyszłym życiu Władysława Zająca. Mimo rozwiązania na początku 1945 r. Armii Krajowej, Obwód AK Biała Podlaska kontynuował swoją działalność, najpierw w ramach ROAK, a później zrzeszenia WiN. Komendantem Obwodu był wówczas Stefan Wyrzykowski ps. „Zenon”. W maju 1945 r. Obwód Biała Podlaska został przemianowany na Polski Związek Wojskowy. Wobec coraz trudniejszej sytuacji w terenie „Zenon” podjął decyzję o przerzucie konspiratorów na Ziemie Odzyskane i kontynuowaniu walki na tamtych terenach, gdzie władza komunistyczna nie była tak dobrze rozwinięta. We wrześniu 1945 r. „Zenon” wysłał Stanisława Bogdanowicza ps. „Tom” do Międzyrzecza, aby przygotował teren na przyjazd żołnierzy. Wkrótce powiat międzyrzecki z miastem otrzymał kryptonim „Maria”. Organizacja działała w ramach Obszaru Zachodniego WiN. W następnych miesiącach zagrożeni aresztowaniem żołnierze AK przenieśli się z południowego Podlasia na Ziemie Odzyskane. Konspiratorzy uruchomili w Międzyrzeczu warsztat mechaniczny i firmę przewozową, objęli stanowiska w administracji, a nawet zatrudnili się w milicji. Na miejscu zaczęto tworzyć placówki terenowe zwane obwodami i rejonami. Pierwszym dowódcą PZW był Stanisław Bogdanowicz ps. „Tom”, a w styczniu 1946 r. zastąpił go Kazimierz Rutkowski ps. „Bary”. Poza konspiratorami ze wschodniej Polski, do organizacji zaczęli dołączać także miejscowi, co doprowadziło do rozrostu struktur, powołania w listopadzie 1945 r. sztabu PZW, a w lutym 1946 r. do stworzenia oddziału zbrojnego dowodzonego przez Konstantego Downara ps. „Kostek”. Aby przygotować bazę dla zagrożonych represjami kolegów, akowcy pozyskali do swej działalności nowych członków. Wśród nich byli miejscowi urzędnicy, grupa milicjantów oraz młynarzy, u których organizowano punkty aprowizacyjne. Te ostatnie rozlokowane były w młynach i wiatrakach w Suchym Lutolu, Rogozińcu i w Borowym Młynie. Członkiem organizacji został nawet miejscowy wiceprezes PSL Jan Halaba. Organizacja oprócz zorganizowania przerzutu zagrożonych konspiratorów i ich rodzin na Ziemie Odzyskane zamierzała kontynuować działalność niepodległościową. Przede wszystkim zamierzano wspierać struktury PSL przed wyborami w 1947 r., które dla wielu były ostatnią szansą na uratowanie niepodległości. Poza działalnością propagandową organizacja zbierała broń na wypadek wybuchu ogólnonarodowego powstania. Oddział zbrojny był wyposażony w ręczny karabin maszynowy, kilka pistoletów automatycznych oraz broń krótką. Według danych komunistycznych oddział PZW „Maria” dokonał 13 napadów i 3 zamachów, w wyniku których zlikwidowano funkcjonariusza UB i 2 członków PPR. Okoliczności tych akcji budzą jednak wiele wątpliwości co do zasadności wysuniętych oskarżeń. Na początku 1946 r. kontakt z podziemną organizacją nawiązał mający wówczas 17 lat Władysław Zając. Na weselu kuzynki poznał kilku członków coraz liczniejszego PZW. Władysław był zdecydowanym antykomunistą, a do tego imponowała mu partyzantka, dlatego szybko postanowił dołączyć do organizacji. Po kilku dniach był już zaprzysiężony, otrzymał broń i pierwsze zadania. Przede wszystkim miał dostarczać informacje o tym, co się dzieje w okolicy, robić rozeznanie w sympatiach politycznych mieszkańców, obserwować działania podejmowane przez funkcjonariuszy UB i MO, wojska sowieckie oraz działaczy PPR. Wkrótce potem zaczął być wzywany jako obstawa podczas akcji oddziału. Jakie konkretnie były to działania, nie wyjawił do dzisiaj.

Aresztowanie

Aresztowania członków PZW rozpoczęły się w maju 1946 r. Na przełomie maja i czerwca 1946 r. w ręce UB wpadło łącznie ponad 120 osób, a 36 z nich postawiono przed sądem. Taki los spotkał również Władysława Zająca. W maju aresztowało go UB z Międzyrzecza, po czym przewiozło do Aresztu Śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Poznaniu na ulicy Kochanowskiego 3. W trakcie ośmiomiesięcznego śledztwa Władysław Zając był wielokrotnie poddawany ciężkim przesłuchaniom połączonym z torturami. 18 listopada 1946 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Poznaniu rozpoczął się proces grupy. Na ławie oskarżonych zasiadło 36 członków PZW. W trwającym cztery dni z przerwami pokazowym procesie grupa została oskarżona o próbę zbrojnego obalenia ustroju. 2 grudnia 1946 r. jedenaście osób skazano na karę śmierci, a czterech członków organizacji, w tym Władysława Zająca na karę dożywotniego więzienia. Pozostali otrzymali wyroki od 2 do 15 lat. 19 lutego 1947 r. w Poznaniu wszystkie osoby, poza jedną, wobec której Bolesław Bierut skorzystał z prawa łaski, zostały zamordowane. Z wykonaniem wyroków śmierci spieszono się, ponieważ trzy dni później, tj. 22 lutego 1947 r. wchodziła w życie ustawa o amnestii. Do dzisiaj nieznane jest miejsce pochówku zamordowanych. Po procesie Władysław Zając został przewieziony do więzienia przy ul. Młyńskiej w Poznaniu, w międzyczasie odbyła się rewizja jego wyroku, ale decyzją z 3 stycznia 1947 r. wyrok ten podtrzymano. W maju 1947 r. Władysław Zając został wywieziony do więzienia we Wronkach, gdzie przebywał 6 lat. W 1953 r. przewieziono go do więzienia w Sieradzu. W międzyczasie w wyniku amnestii sąd skrócił wyżej orzeczoną karę do 15 lat więzienia. Władysław Zając został zwolniony z dotychczasowego odbywania kary 2 grudnia 1955 r.

Wyklęty całe życie

Po wyjściu z więzienia Władysław Zając przez wiele lat był nękany przez ówczesne władze komunistyczne, nazywany był „bandytą” i pozostawał pod „specjalnym nadzorem”. Mimo to nie przestał być patriotą. Zajął się rodzinnym gospodarstwem. W 1960 r. wziął ślub z daleką krewną Stefanią Zając, również pochodzącą z Milna. W 1968 r. zamieszkali we wsi Goruńsko w gminie Bledzew (powiat Międzyrzecz), gdzie mieszkają do dzisiaj. W 1980 r. Władysław Zając został członkiem rolniczej „Solidarności”. Od maja do października 1987 r. był także członkiem działającego na terenie powiatu protestacyjnego ruchu obywatelskiego przeciwko składowaniu odpadów radioaktywnych w bunkrach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, które miały pomieścić odpady radioaktywne z całego rejonu RWPG. Władysław Zając był także uczestnikiem ośmiodniowego obywatelskiego protestu głodowego w 1987 r. przeciwko karom zastosowanym wobec dwudziestu dziewięciu uczestników obywatelskich manifestacji. Mimo zmiany ustroju w Polsce Władysław Zając przez długie lata żył w zapomnieniu. 94-letni bohater do dzisiaj nie otrzymał żadnych finansowych odszkodowań za poniesione krzywdy i represje, jakich doświadczył z powodu walki o niepodległość Polski. Dopiero 18 listopada 2018 r. staraniem lokalnych patriotów został uhonorowany Medalem Stulecia Odzyskania Niepodległości. W 2020 r. otrzymał legitymację weterana wydawaną przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. 9 marca 2022 r. za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej został odznaczony przez Prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mimo to dalej trwa proces rehabilitacyjny dotyczący haniebnego wyroku z 1946 r., jaki otrzymał Władysław Zając.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie żyje Kris Kristofferson

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny