Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unia pomaga w biznesie!

Aneta Boruch
Znajomi radzili mi, żebym sobie odpuścił - wspomina Dariusz Darangowski. - Bo się napracuję, a będzie z tego wielkie rozczarowanie, a nie dofinansowanie. Ale ja byłem uparty.
Znajomi radzili mi, żebym sobie odpuścił - wspomina Dariusz Darangowski. - Bo się napracuję, a będzie z tego wielkie rozczarowanie, a nie dofinansowanie. Ale ja byłem uparty. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Biurokracja wkurza, ale można sobie z nią poradzić - mówią białostoczanie, którzy dzięki eurodotacjom rozwinęli własne biznesy.

Niegdyś był tu sławetny bar Piast, potem jakaś stolarnia. Dariusz Darangowski mieszkał w pobliżu, często przechodził obok i kombinował: niezłe miejsce, w pobliżu centrum, w sielankowym otoczeniu. Trzeba tylko włożyć w to trochę kasy.

Przerażony, ale zdeterminowany

To, że kiedyś już działał tu lokal gastronomiczny, ułatwiło sprawę, bo nie trzeba było przekwalifikowywać lokalu na inny cel. Poza tym dość szybko udało się zdobyć koncesję na alkohol.

Ale przede wszystkim potrzebne były pieniądze na rozruch. Darangowski zabrał się do tego metodycznie. Najpierw napisał biznesplan. Na jego podstawie dostał od banku promesę kredytową. A potem napisał projekt do jednego z unijnych konkursów, licząc, że ponad połowę dołoży mu Unia.

Zdobyć tę kasę nie było łatwo. Najpierw Darangowski przy pisaniu projektu postanowił poszukać pomocy fachowców.

- Byłem przerażony - opowiada Dariusz Darangowski. - W biurach firm zobaczyłem szablonowe podejście. Byłem dla nich kolejnym przypadkiem do odfajkowania.
Dlatego postanowił zająć się wszystkim sam. Tym bardziej że wszystkie wytyczne można było dostać w urzędzie marszałkowskim i w Internecie.

- Każdą rzecz po drodze trzeba było rozbierać na czynniki pierwsze, żeby zrozumieć, co autor miał na myśli - wspomina.

Wszystkie szczegóły uważnie studiował, żeby dobrze napisać projekt. W sumie trwało to pół roku.

- Najtrudniejsze i dla mnie, i dla urzędników okazało się zinterpretowanie pewnych zapisów - wspomina Darangowski. - Było dość dużo błędów w treści umowy i pewne sprawy wydawały się dwuznaczne. Trudno też było dostać w centrali, czyli w ministerstwie, szybką i rzetelną odpowiedź, przez co projekt przeciągał się.

Na szczęście się pomylili

Ale udało mu się. Darangowski zawziął się, choć sporo znajomych wątpiło, czy mu się uda.

- Radzili mi, żebym sobie odpuścił - wspomina. - Bo się napracuję, a będzie z tego wielkie rozczarowanie, a nie dofinansowanie. Na szczęście się pomylili.

Dziś restauracja Zap'pa działa pełną parą. Unia dołożyła do niej ponad 111 tysięcy złotych. Za to został wyremontowany budynek, młody przedsiębiorca kupił też lwią część, bo 80 procent, kuchennego wyposażenia. Dziś z nalepkami unijnego programu w kuchni Zap'py stoją piece, roboty kuchenne, zmywarka. Za eurokasę są nawet garnki i chochle. I ponad połowa wyposażenia sali kupiona została na konto Unii: stoliki, ławki, nawet bar. A na restauracyjnym parkingu dumnie parkuje dostawczy samochód.

Dariusz Darangowski przyznaje, że bez zastrzyku unijnej gotówki pewnie by mu się tak szybko biznes nie rozwinął. Idzie mu tak dobrze, że już go korci, by znów skorzystać z unijnego źródełka z kasą. Bo marzy mu się rozwinięcie cateringu, czyli dostarczanie jedzenia tam, gdzie klient sobie zażyczy, a nawet otwarcie drugiego lokalu.

Eurofitness

Biało-niebieską tabliczkę z nazwą unijnego programu widać już na drzwiach wejściowych do fitness klubu fitLine.

A wszystko zaczęło się pięć lat temu, gdy Anna Szychowska zrobiła kurs instruktora rekreacji ruchowej. Znalazła 100-metrową pustą salę przy ulicy Dalekiej i zorganizowała pierwsze zajęcia z aerobiku dla pań. Szybko okazało się, że jest dość ciasno, przeszkadzał brak klimatyzacji i sanitariatów.

Akurat zaczęło być głośno o różnych unijnych dofinansowaniach. Postanowiła spróbować. Ale nie ośmieliła się sama wypełniać dokumentów. To jednak było zbyt skomplikowane.

- Tej pisaniny i załatwiania jest naprawdę sporo - mówi Anna Szychowska. - Sama bym sobie nie poradziła. Nie ma mowy. To wcale nie jest taka prosta sprawa.
Poprosiła o pomoc fachowego doradcę. Wypełnił wszystkie papiery i pomógł przebrnąć przez formalności.

Opłaciło się. Bo na konto firmy wpłynęło ponad 87 tysięcy złotych unijnej dotacji. Za to kupiony został dwa razy większy lokal i gruntownie wyposażony. Na początku było tu tylko gruzowisko. Potrzebne były nowe okna, ściany, oświetlenie, łazienki i klimatyzacja.

Większe, nowoczesne pomieszczenia pozwoliły rozszerzyć ofertę o nowe zajęcia. Pojawił się sprzęt do jogi, rowery stacjonarne, zajęcia na piłkach.

Te rozliczenia są straszne

Z pomocy fachowców od pisania unijnych projektów zdecydowała się też skorzystać Danuta Kaszyńska, właścicielka Medycznego Laboratorium Diagnostycznego "Panacea".

Specjalistyczna firma załatwiła całą papierkową robotę - przełożyli potrzeby laboratorium na język cyfr, rubryk i urzędowych sformułowań.

- Przedsiębiorca nie ma czasu, żeby te rubryczki wypełniać, a firmy konsultingowe już się na tym znają - mówi Danuta Kaszyńska.

Laboratorium dostało z Unii ponad 11,6 tys. zł. Dzięki temu pojawił się w nim m.in. aparat do badania poziomu hormonów, czego laboratorium wcześniej nie robiło, a także komputer z oprogramowaniem do elektronicznej obsługi pacjentów.

Pieniądze cieszą, choć Kaszyńska przyznaje, że czasem było ciężko.

- Unia daje, ale później trzeba to rozliczać i to już jest straszne - mówi. - Były momenty, że chciałam już dać sobie z tym wszystkim spokój, ale jednak postanowiłam, że tak szybko się nie poddam.

I dziś już rozgląda się za kolejnymi możliwościami zdobycia unijnych pieniędzy. Bo choć droga do nich łatwa nie jest, to jednak pomagają rozwijać przedsiębiorstwo.

Kop pozytywny

Ze wspólnotowych dotacji przez minione pięć lat skorzystało wiele branż, dostali je i ci duzi, i ci nawet najmniejsi.

- W naszym przystąpieniu do Unii widzę zdecydowanie więcej plusów niż minusów - ocenia Dariusz Darangowski. I bierze w obronę nawet biurokrację, z którą borykają się chętni do sięgania po unijne pieniądze. - Od tego ta biurokracja jest, żeby nie było zbyt łatwo. Bo nie chodzi tylko o pomysł, ale i solidne rozliczenie tych pieniędzy.

- Unia dała nam pozytywnego kopa. Pod każdym względem - uważa Danuta Kaszyńska.

Ale zwraca też uwagę, że np. rolnikom Unia narobiła apetytu, a do końca go nie zaspokaja. Bo chętnych na dotacje jest więcej niż pieniędzy. W tej dziedzinie wciąż jesteśmy unijnym obywatelem drugiej kategorii. I jeżeli tak dalej będzie, to w tym przypadku nie uda się nam dogonić krajów tzw. starej Unii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny