Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ul. Orla. Mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową (wideo)

Julita Januszkiewicz [email protected] tel. 85 748 95 18
Henryka Maciuszko w domu przy Orlej żyje z córką i wnukiem. Nie wie, gdzie teraz mają szukać innego mieszkania. Na kupno nowego ich nie stać.
Henryka Maciuszko w domu przy Orlej żyje z córką i wnukiem. Nie wie, gdzie teraz mają szukać innego mieszkania. Na kupno nowego ich nie stać. Anatol Chomicz
Od prawie pół wieku mieszkają przy ulicy Orlej. Zostali tu przymusowo przesiedleni przez miasto. Teraz właściciele domu i posesji domagają się zwrotu swojego majątku. - Grozi nam eksmisja - mówi Henryka Maciuszko.

Żyjemy, jak na bombie. W każdej chwili ja, moja córka i wnuk możemy zostać wyrzuceni z mieszkania. Chyba pójdziemy na bruk - płacze 81-letnia Henryka Maciuszko, która od ponad czterdziestu lat mieszka przy ulicy Orlej. Historia jej życia jest niezwykła.

Wychowała się przy ulicy Sandomierskiej na Wygodzie. Tu też urodziły się jej dzieci. Rodzina żyła w spokoju, dopóki do ich drzwi nie zapukali urzędnicy. Sąsiadująca z posesją szkoła podstawowa potrzebowała placu na rozbudowę boiska.

Przymusowo wysiedleni

Rodzina została wysiedlona. Było to w 1965 roku. - Dostaliśmy mieszkanie kwaterunkowe przy Orlej - opowiada pani Henryka. Budynek był zrujnowany. Straszyły dziurawe sufity oraz powybijane szyby w oknach. Wprawdzie dom miał właścicielkę, ale ona mieszkała w Warszawie i w ogóle nie interesowała się tym, co dzieje się z jej białostockim majątkiem. Lokatorzy musieli sami dbać o mieszkanie.
- Nie mieliśmy wyjścia, nie mogliśmy dłużej mieszkać w ruderze. Kwaterunek nie chciał dać nam innego, lepszego lokalu - wspomina pani Henryka.

Żyli w niepewności. Ciągle dochodziły do nich informacje, że budynek przy Orlej jest przeznaczony do wyburzenia, ale remontowali na bieżąco, poprawiali. Problem pojawił się, gdy w 1986 roku umarła właścicielka. Nie miała ona dzieci i od tej pory nie wiedzieli komu mają płacić za wynajem mieszkania.
- Tata wystąpił więc do sądu o depozyt. Chciał się zabezpieczyć na wypadek, gdyby znaleźli się właściciele. Mogliby wtedy zabrać zaległy czynsz - opowiada Wiesława Zaręba, córka pani Henryki.
Niestety, ślad po jakichkolwiek właścicielach zaginął. Rodzina starała się, by miasto przejęło dom i posesję pod zasoby komunalne. Ale bez powodzenia.

Chcą nas wyrzucić

I oto teraz niespodziewanie odnaleźli się współwłaściciele nieruchomości. Zwrotu majątku domaga się aż 28 spadkobierców.

- Przecież oni nawet nie wiedzą, jak nazywała się właścicielka tego domu. Tacy to jej krewni - denerwuje się pani Henryka.

- Wiemy tylko tyle, że chcą oni jak najszybciej sprzedać nieruchomość, a następnie podzielić się zyskiem - dodaje córka.

A jest o co się starać. Działka jest całkiem spora (o pow. 1300 mkw.), na dodatek ładnie położona, w samym centrum miasta. Tuż obok domu znajduje się duży ogród. Dla kupców taka posesja może być łakomym kąskiem.

Wcześniej jednak lokatorzy muszą się wynieść. W poniedziałek Maciuszkowie dostali wezwanie z nakazem opuszczenia mieszkania.

- Ci państwo muszą do końca października opuścić budynek. Jeśli tego nie zrobią w ciągu najbliższych trzech miesięcy dobrowolnie, sprawa trafi do sądu. Grozi im eksmisja - wyjaśnia mecenas Agnieszka Swatkowska.

Mało tego. Jeśli Maciuszkowie sprzeciwią się właścicielom, będą musieli zapłacić 38 tysięcy złotych. Tyle bowiem wynosi zaległy czynsz od lipca 2010 roku do końca czerwca tego roku.

- Od wielu lat ci państwo nie płacili za mieszkanie. Wcześniejsze zaległości uległy już przedawnieniu - tłumaczy mecenas Swatkowska. - Twierdzili, że stało się tak, bo do tej pory nie znali spadkobierców. Rozumiemy to, ale mamy prawo ubiegać się o zaległe opłaty z ostatnich trzech lat.
Dla rodziny 38 tysięcy złotych to suma nie do zdobycia.

- Nie zapłacimy, bo nie mamy tyle pieniędzy - odpowiada pani Wiesława.

Podzieliła 38 tysięcy złotych przez 36 miesięcy (taki okres obejmuje dług). Wyszło jej, że co miesiąc musiałaby płacić nieco ponad tysiąc złotych czynszu.

- To bardzo dużo. Nawet w blokach komunalnych nie ma takich opłat. A przecież my mieszkamy bez podstawowych wygód. Nawet nie mamy centralnego ogrzewania. Musimy palić w piecach. Mamy tylko zimną wodę i kanalizację. Zresztą skąd ja wezmę tyle pieniędzy - zachodzi w głowę pani Wiesława.
Utrzymuje się z alimentów przyznanych na studiującego syna oraz dorabia. Jej miesięczny dochód wynosi zaledwie 1100 złotych.

Wylądujemy na ulicy

Pani Wiesława zapowiada, że ani ona, ani jej mama nie wyniosą się z mieszkania, bo nie mają dokąd pójść.

Sytuacja robi się patowa. - Nie ma możliwości zapewnienia tym ludziom mieszkania - odpowiada Agnieszka Swatkowska.

- Gdyby było tylko dwóch właścicieli, to na pewno jakoś byśmy się dogadali, ale w tej sytuacji trudno jest zdecydować o zapewnieniu tej rodzinie innego mieszkania - mówi Honorata Lange, która reprezentuje jedną z rodzin spadkobierców.

Pani Wiesława od prawie dwudziestu lat prosi miasto o przyznanie jej mieszkania kwaterunkowego. Za każdym razem odpowiedzi Zarządu Mienia Komunalnego były negatywne.

Według ZMK, mieszkanie przy ul. Orlej ma za duży metraż. - Urzędników nie obchodzi to, że jest ono zimne, zagrzybione, a w kuchni nie ma żadnego ogrzewania. Nie interesuje ich to, że mój syn jest alergikiem i astmatykiem - wylicza pani Wiesława.

Za bogata na mieszkanie socjalne

Mimo tego, nie poddaje się. Jak mówi, postanowiła zrobić eksperyment. Z matką złożyły w ZMK oddzielnie wnioski o mieszkania.

- Przyznano mi lokal socjalny na rok. A co później? Znowu mam prosić, pisać podania. Z kolei wniosku mojej mamy w ogóle nie rozpatrzono - skarży się pani Wiesława.

Okazało się, że pani Henryka ma za wysokie dochody (ok. 1600 zł), bo poza emeryturą przysługuje jej dodatek pielęgnacyjny ze względu na podeszły wiek. Tymczasem jak nam odpisała Urszula Mirończuk z białostockiego magistratu, by dostać mieszkanie socjalne, dochód na jedną osobę w rodzinie nie może przekroczyć 175 procent kwoty najniższej emerytury. A ta obecnie wynosi 831 zł.

Pani Henryka jest zrozpaczona. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała. - Myślałam, że władze miasta pomogą mi w trudnej sytuacji. Myliłam się, w wieku ponad 80 lat mogę zostać bezdomna. Czuję się zupełnie bezradna. Ja sama sobie nie poradzę, nie jestem w stanie teraz kupić mieszkanie. Córki tym bardziej na to nie stać. Gdzie my teraz pójdziemy. Mamy się tułać - płacze pani Henryka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny