Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uhowo II - wieś z historią

Marian Olechnowicz [email protected] tel. 085 715 45 45
Domy w Uhowie II stoją ciasno obok siebie. Ale z roku na rok są coraz bardziej zadbane.
Domy w Uhowie II stoją ciasno obok siebie. Ale z roku na rok są coraz bardziej zadbane.
Od 150 lat kolej dzieli Uhowo na dwie części. Łączy je rzeka Narew. Uhowo I ma szkołę, ośrodek kultury, kościół i cmentarz. Uhowo II “szczyci" się tym, że nie ma ani metra asfaltu.

Dzwonimy do sołtysa, chcemy wiedzieć, kto mógłby ciekawie opowiedzieć o wsi: - A po co szukać? Koniecznie musi być ktoś wiekowy? Sam dużo mogę opowiedzieć - przyznaje.

Umawiamy się na sobotnie przedpołudnie. Wojciech Malinowski, chociaż sołeckiej roboty ma trochę, siedzi w domu z nogą w gipsie. Do pomocy wezwał sasiada Zbigniewa Szyluka.

Ludzie i ziemia

- W Uhowie mieszkają Krowianie i Kończanie - zaczyna opowieść sołtys. - Jedni widocznie słynęli z hodowali krów, drudzy koni. My jesteśmy Kończanami. Kiedyś wieś należała do gminy Juchnowiec. Teraz mieszka tu ponad 600 dusz. Najbardziej zasiedziałe rody? - pan Wojciech zastanawia się i zaczyna wyliczać: - Januszyki, Banceruki, Kutyna, Szyluk, Iwacyki, Panaski, Goździki i Bielonki. Nawet żon nie szukali daleko. Najczęściej po drugiej stronie torów. Czasem ktoś wziął pannę z Hołówek, albo Simun.

Kiedyś najwięcej domów stało przy ulicy Mickiewicza. Teraz wiele jest pustych. Ziemi mieli gospodarze sporo, ale jak zaczęli dzielić między dzieci, rozdrobniła się na kawałki. Stąd i domy ciasno stoją jeden obok drugiego.

Dlatego na Wyszowym 20 hektarów i 8 arów należy do 112 właścicieli. Gdzie indziej 14 gospodarzy ma współwłasność na 0,82 arach.

- To przecież takie wąskie paski - pokazuje, rozkładając ręce sołtys. - W dawnych czasach ziemię ludzie mieli aż do rzeki. Tacy Kutynowie mieszkają po obu stronach drogi. Każdy miał nad rzeką swoje miejsce do stawiania pychówki i “sadze" do ryb. Nie każdy żył z ziemi. Edward Januszyk był rymarzem. Elektryką zajmował się Zygmunt Goździk.

Encyklopedia nazw

- Nazwami można obdzielić kilka wsi - mówi Wojciech Malinowski i zaczyna wyliczankę, coraz prosząc sąsiada o pomoc: - Zdroje są trzy: U Banceruka, U Iwacyka i U Goździka. Łąki nad rzeką, to najpierw idzie Wyszowe, dalej Siniczane, obok łąka Na Długim. Co tam dalej? - zastanawiają się panowie. - No tak. Są Nory i Regaczówka. Są też łąki Na Dąbrówce, Wołowisko, Rudnicha. która rozciąga się pod Bokinami.

Pierwszy pokos traw zwożono do stodoły. Jak była mała woda, to wozami. Gdy Narew niosła dużo wody, to pychówkami. Jedna kopa mieściła się na jeden kurs. Na brzegu, od strony wsi, to wszystko do zwózki szykowano.

Nazwy pół uprawnych panowie wymieniają gładko: Ogrodzisko, Załuże, Kryniczanie, Młynek, Podbokinie, Zalecko, Mielano, Rybołowo. W tym ostatnim rósł las i było bagno. Przed wojną mieszkańcy wsi torf tam kopali. Potem go na miejscu suszyli.
I okoliczne lasy mają swoje własne nazwy: - Kiedyś jechaliśmy do pożaru lasu - wspomina Malinowski, kiedyś strażak. - Krzyknąłem przez radiotelefon do kierowcy drugiego wozu: "Jedź na Mielane przez Popiereczne". On zrozumiał, ale inni strażacy zapamiętali ten tekst na długie lata - dodaje. - I jeszcze jest las Macelone.
- U nas do ochotniczej straży należał Bielonko, Wacław Kusznerko i Aleksander Januszyk - wspomina pan Zygmunt. - Mieli po kilka koni. Pamiętam, że jeszcze po wojnie u jednego z nich była na domu tabliczka: Baczność! Koń z wozem. Bo to przecież straż do pożaru jeździła wtedy z konną motopompą.

Ryby, Żydzi i żarty

- Z rybactwa żył tylko Franciszek Goździk - wspomina Zbigniew Szyluk. - Jego brat Feliks zwany Felko. Potem wozili ją do Łap. A inni też łowili, bo każdy miał łódkę.
Przed wojną rybak z Uhowa sprzedał kosz ryb łapskiemu Żydowi - przypomina sobie. - Ten ryby wziął i dobrze zapłacił. Po pewnym czasie znowu rybak przywiózł towar. Żyd do niego z pretensjami, że ostatnim razem znalazł w szczupaku śrubę kolejową! A bo łowiłem pod mostem, odparł uhowianin. Nie mógł przecież przyznać się, że wepchnął ją szczupakowi w pysk, aby wagi dodać.

- Miał Żyd karczmę przy torach - dokłada sołtys do żydowskiego wątku swoją opowieść. - Po niej tylko jakieś rury do niedawna wystawały z ziemi. Lubił chwalić się ów Mosiek, że kawał świata zwiedził. I w Ameryce był i w Australii... A ty wiesz gdzie są Stoczki, spytał któryś z miejscowych. I Żyd nie wiedział.

Nieraz chłopcy nieco podrośnięci chcieli coś wypić tanim kosztem. Brali więc widłami snopek ze stodoły. Zarzucali na plecy i szli pod karczmę: - Mosiek! Sprzedaj nam wódki za zboże - mówili.

- Wrzućcie snopek do stodoły - odpowiadał Żyd wychylając się przez okno: - Macie za to dobrego kielicha.

Ci zaś z chęcią wypili, ze snopkiem stodołę obeszli i znowu pod okno karczmy szli. Żyd był leniwy, ufał młodym ludziom. A ci jednym snopkiem kilka razy obracając prawie darmową wódkę mieli.

Ale ryba!

- Żartów nieco nam się o Uhowie uzbierało - mówią obaj panowie. - Warto by spisać. I opowiadają:

- Spotkało się dwóch wędkarzy. Ale rybę złowiłem, mówi jeden. Ponad dwadzieścia kilo miała. Też mi coś, odpowiada drugi: Ja pod mostem wyłowiłem niemiecką emkę z czasów wojny. Jeszcze nawet światła się świeciły.

- Coś ty? Niemożliwe - mówi zdziwiony kolega. - Po tylu latach?

- Jak spuścisz trochę z wagi swojej ryby, to ja zgaszę światła w motocyklu - ripostował rybak.

Po wojnie milicja i miejscowi ormowcy ścigali rybaków za nielegalne sieci. Trudno to było zwalczyć, bo to przecież z rzeki ludzi żyli od pokoleń. Nieraz dało słyszeć taką pogawędkę:

- Gdzie płyniesz? - pytał ormowiec.
- Na grzyby - odpowiadał rezolutnie tubylec.
- Niemożliwe - twierdził mundurowy.
- To po co pytasz? - odburkiwał rybak. I było po rozmowie.

Piskorze łapali wierszkami z wikliny. Nieraz były na wielkość do łokcia. Suszono je potem w piecach chlebowych, albo kobiety gotowały zupę rybną. Przepyszny był miętus, bo to ryba bez ości. Tylko z kręgosłupem. Najlepsza była jeszcze gorąca, prosto z patelni. Zimą miętusy łowili na “losy", czyli wbijane w lód pale drewniane, okręcone wikliną. Ryby szły od powietrza i łatwo je było wtedy złowić.

- A teraz? - zastanawia się sołtys i znowu się uśmiecha. - Wody w rzece tylko do kolan kolana, a ryby do... Nie wypada kończyć - mówi machając ręką.

Nie rzeka martwi mieszkańców Uhowa II, a turyści i spacerowicze.

- Nadnarwiańskie łąki i okoliczne pasy są prywatną własnością - tłumaczy Wojciech Malinowski. - Niektóre rodziny mają je od pokoleń. A ludzie chodzą gdzie i jak chcą, tabliczki zrywają, ścieżki wydeptują, śmiecą. I jeszcze potrafią na grzecznie zwróconą uwagę bardzo nieprzyzwoicie się odezwać. Słupki graniczne wykopują, drzewa ścinają. Tak nie można robić! - denerwuje się sołtys i dodaje - I dróg u nas całkiem nie ma. Kiedyś Mickiewicza była dobrym brukiem wyłożona. Ludzie w każdą sobotę wychodzili z miotłami, sprzątali przed niedzielą. A teraz? Też by sprzątali. Ale nie taką...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny