Czujesz się trochę, jak osoba obudzona z pięknego snu, jakim był udział w EURO 2012?
Tomasz Frankowski: Na pewno tak. To było wielkie przeżycie i szkoda, że wszystko skończyło się tak szybko.
Mogliśmy wyjść z grupy A?
- Przed turniejem mówiłem, że dla nas ta grupa wcale nie jest łatwa, bo każdy z rywali był zdecydowanie wyżej w rankingu, no i przecież przebił się przez eliminacje. Ale z przebiegu spotkań możemy czuć niedosyt, bo byliśmy w stanie awansować do ćwierćfinału.
Czego zabrakło?
- Ostatnio słyszałem wiele opinii. Wypowiadają się nie tylko osoby związane z piła nożną. Aktorzy, politycy, piosenkarze i każdy, któremu wetknie się mikrofon pod nos to teraz eksperci, mówiący o zamkniętym dachu, złym przygotowaniu fizycznym, doborze piłkarzy itp. Moja ocena idzie w zupełnie innym kierunku. Zabrakło nam skuteczności. Mecze z Grecją i Czechami powinny zostać rozstrzygnięte już po 20 minutach. Mieliśmy po cztery czy pięć znakomitych okazji podbramkowych i trzeba było wykorzystać przynajmniej po dwie. Z Rosją także mieliśmy niewykorzystane szanse. A my strzelaliśmy Panu Bogu w okno, albo w boczną siatkę. A potem do głosu dochodzili przeciwnicy.
Kiedy rozmawialiśmy przed mistrzostwami mówiłeś, że potrzeba będzie spokoju przy kończeniu akcji. No i chyba wykrakałeś.
- Dokładnie. Gdybyśmy mieli pod bramką rywali chłodniejsze głowy, to teraz szykowalibyśmy się do ćwierćfinału z Portugalią czy Niemcami. I tu tkwił problem.
Wydawało się jednak, że awans jest realny, bo wystarczyło wygrać jeden mecz - z Czechami. Czy nie zagraliśmy zbyt defensywnie?
- Turniej nie układał się tak źle, jak mówią teraz niektórzy. Nie było meczu otwarcia, meczu o wszystko i o honor. Doprowadziliśmy do tego, że we Wrocławiu stanęliśmy przed ogromną szansą i zmarnowaliśmy ją. Co do ustawienia, to nie mamy drużyny, która od początku do końca mogłaby atakować. Musimy grać z zabezpieczeniem tyłów. I do defensywy nie można mieć zastrzeżeń. Trzy stracone bramki w trzech meczach to przyzwoite osiągnięcie. Ale działo się to kosztem działań ofensywnych. I rzeczywiście, Robertowi Lewandowskiemu brakowało wsparcia.
Jako głównego winowajcę nieudanego turnieju wymienia się najczęściej Franciszka Smudę. Zgadzasz się z tym, że selekcjoner zawiódł?
- Nie wypada mi krytykować człowieka, który ściągnął mnie do pracy w reprezentacji, a poza tym podchodzę do tego z innego punktu widzenia. Założyliśmy sobie ambitny cel, że wyjdziemy z grupy i nie dokonaliśmy tego. Zawiedliśmy i kropka. Dotyczy to selekcjonera, mnie, pozostałych członków sztabu szkoleniowego i samych zawodników.
Czyli krytyka jest zasłużona?
- I tak, i nie. Mało kto bierze pod uwagę, że razem z nami odpadli Holendrzy, których wielu widziało w finale, a także mocne ekipy Rosji, Szwecji, czy naprawdę bardzo dobrze grający Chorwaci.
Czy jakiś wpływ na Waszą postawę miał konflikt z Polskim Związkiem Piłki Nożnej?
- Mam na to zupełnie inny pogląd niż Kuba Błaszczykowski, który wyciągnął problem z biletami dla rodzin. Według mnie nie miało to dużego wpływu na naszą grę, a PZPN zrobił wszystko, byśmy przygotowywali się w jak najlepszych warunków. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
O ile Wam się nie udało, to wielkim wygranym mistrzostw są polscy kibice.
- Byli fantastyczni i należą im się wielkie słowa uznania. Na każdym kroku odczuwaliśmy ich wsparcie i tak było nawet po odpadnięciu z turnieju. Ale plusem tego, że mistrzostwa odbywają się u nas jest także to, że pozostaną nam po nich wspaniałe stadiony. One naprawdę robią niesamowite wrażenie.
Czy podzielasz zdanie, że mamy zręby drużyny, która jest w stanie skutecznie powalczyć w eliminacjach mistrzostw świata 2014 roku?
- Na pewno powstała grupa zawodników, którzy tworzą ciekawy zespół. Mamy światowej klasy bramkarzy i dziwię się, kiedy słyszę, że na turnieju zabrakło Artura Boruca. To niby Wojtek Szczęsny czy Przemek Tytoń są gorsi? Jest Lewandowski oraz jego koledzy z Borussii Dortmund i jeszcze paru innych. Nie trzeba budować zespołu od podstaw. Ale powtórzę się i powiem, że musimy być dużo bardziej skuteczni.
Kto będzie mistrzem Europy?
- Nie odpowiem na to pytanie, bo turniej wkracza w fazę pucharową i wszystko może się zdarzyć. Każdemu może się przytrafić słabszy dzień.
Przygoda reprezentacyjna skończyła się. Czy teraz pora na urlop, którego praktycznie nie miałeś?
- O żadnych wakacjach nie ma mowy, bo wkrótce moja żona rodzi. Będziemy wspólnie przygotowywać się do tego.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?